Выбрать главу

Rizzoli wiedziała, że światło jest energią rozchodzącą się w postaci fal elektromagnetycznych. Światło widzialne, to, które rejestrujemy gołym okiem, mieści się w paśmie od czterystu do siedmiuset nanometrów. Światła o falach krótszych, zwanych pasmem ultrafioletu, oko ludzkie nie widzi. Jednakże niektóre substancje organiczne, między innymi pochodne człowieka, pobudzone energią ultrafioletu emitują światło widzialne, które to zjawisko nazywa się fluorescencją. Światło ultrafioletowe potrafi wykryć płyny organizmu ludzkiego, cząstki kości, włosów i włókien. Dlatego zażyczyła sobie, żeby przywieziono crimescope. Spodziewała się, że w jego ultrafioletowym świetle zobaczą całe spektrum dalszych śladów.

– Jestem prawie gotowy – powiedział Mick.

– Musimy zaciemnić pokój, na ile tylko możliwe.

Spojrzał na Korsaka.

– Zacznijmy od wygaszenia świateł w holu, dobrze, detektywie?

– Chwileczkę, gdzie są okulary ochronne? – zaprotestował Korsak.

– To ultrafioletowe światło rozpieprzy mi oczy.

– Nie przy długości fali, której używam.

– W każdym razie chcę okulary.

– Proszę bardzo, w torbie jest kilka par. Starczy dla wszystkich.

Rizzoli zażegnała sytuację.

– Ja pójdę zgasić światło.

– Wyszła z pokoju i powyłączała wszystkie lampy.

Kiedy wróciła, Korsaka i Micka w dalszym ciągu dzieliła cała długość pokoju, jak gdyby podejrzewali się wzajemnie o zaraźliwą chorobę.

– Od którego miejsca zaczniemy? – spytał Mick.

– Zacznijmy od miejsca, gdzie znaleziono ofiarę – powiedziała Rizzoli – a potem stopniowo coraz dalej.

– Zbadamy cały pokój.

Mick rozejrzał się dookoła.

– Tam leży beżowy dywan, który w ultrafioletowym świetle będzie prawdopodobnie fluoryzował.

– Tamta biała kanapa również.

– Ostrzegam, że na ich tle trudno będzie coś dostrzec.

Spojrzał na Korsaka, który zdążył już nałożyć gogle i wyglądał teraz jak przegrany facet w średnim wieku, noszący ciemne okulary, żeby się wydawać twardzielem.

– Wyłącz światła w pokoju – dodał.

– Sprawdzimy, czy będzie wystarczająco ciemno.

Korsak nacisnął kontakt i pokój pogrążył się w ciemności.

Przez wielkie okna bez zasłon widać było gwiazdy, ale nie świecił księżyc, a gęste drzewa w ogrodzie nie dopuszczały światła z sąsiednich domów.

– Nieźle – orzekł Mick.

– Mogę pracować w takich warunkach.

Lepiej niż w innych miejscach, gdzie musiałem pełzać przykryty kocem. Ostatnio pracuje się nad nowym systemem obrazowania, który pozwoli wykonywać tę robotę przy świetle dziennym. Nie trzeba będzie poruszać się na oślep w ciemnościach.

– Może byśmy się wreszcie zabrali do pracy – warknął Korsak.

– Myślałem, że was zainteresują nowinki techniczne.

– Porozmawiamy o nich przy innej okazji.

– Jak chcesz – powiedział Mick, okazując niewzruszony spokój.

Kiedy zabłysło niebieskie światło, Rizzoli nałożyła okulary. Czerń pokoju zaroiła się niesamowitymi kształtami, jakby opanowana przez duchy. Zgodnie z przewidywaniem Micka dywan i kanapa świeciły wzbudzonym światłem. Mick skierował lampę ku ścianie, o którą były oparte zwłoki doktora Veagera. Zobaczyli na niej jarzące się nitki.

– Piękny widok, prawda? – rzucił Mick.

– Co to jest? – zapytał Korsak.

– Kosmyki włosów przyklejone do krwi.

– Masz rację.

Bardzo piękny.

– Poświeć niżej – poprosiła Rizzoli.

– To powinno być na podłodze.

Mick skierował obiektyw źródła ultrafioletu w dół i pod ich nogami rozjarzył się inny układ włókien i włosów. Były to ślady, które uszły uwagi ekipy kryminalistycznej.

– Im jaśniejsze źródło światła, tym silniejsza fluorescencja – tłumaczył Mick, przemiatając strumieniem ultrafioletu podłogę.

– Dlatego ten przyrząd jest taki dobry.

Czterysta watów wystarcza, żeby wykryć absolutnie wszystko. FBI kupiło siedemdziesiąt jeden takich cacek. Jest tak poręczny, że można go zabrać do kabiny samolotu.

– Widzę, że masz hopla na punkcie techniki – powiedział Korsak.

– Lubię odlotowe gadżety. Byłem studentem na wydziale inżynierii.

– Ty?

– Czemu się dziwisz?

– Nie słyszałem, żeby faceci tacy jak ty studiowali inżynierię.

– Faceci tacy jak ja?

– Z kółkami w uszach.

Wiesz, o czym mówię.

Rizzoli westchnęła.

– Nie bądź napastliwy.

– Napastliwy! – żachnął się Korsak.

– Nie mam nic przeciwko nim. Chcę tylko zauważyć, że niewielu z nich interesuje się inżynierią. Raczej teatrem, sztuką i takimi rzeczami. Sądzę, że to dobrze. Artyści są potrzebni.

– Studiowałem na Uniwersytecie Massachusetts – oznajmił Mick, nie reagując na złośliwość.

Wciąż przeszukiwał podłogę.

– Na wydziale elektrycznym – dodał.

– Elektrycy nieźle zarabiają.

– Ale nie w naszej pracy.

Posuwali się, zataczając coraz szersze kręgi.

Ultrafioletowe światło odsłaniało dalsze drobinki włosów, włókien i inne nierozpoznawalne cząstki.

Nagle trafili na szczególnie jasne pole.

– Dywan – powiedział Mick.

– Te włókna diabelnie silnie fluoryzują. Na tym tle niczego nie zobaczymy.

– Zbadaj go mimo wszystko – zdecydowała Rizzoli.

– Przeszkadza mi stolik do kawy.

Możesz go przesunąć?

Sięgnęła ręką ku czemuś, co odcinało się geometrycznym cieniem od fluoryzującego, białego tła.

– Korsak, chwyć za drugi koniec.

Po odsunięciu stolika owalny dywanik żarzył się niebiesko-białym światłem na tle głębokiej czerni podłogi.

– Jak na takim tle można coś zobaczyć? – dziwił się Korsak.

– To jakby próbować dostrzec szkło pływające w wodzie.

– Szkło nie pływa – zauważył Mick.

– Masz rację. Jesteś przecież inżynierem.

– A przy okazji, od czego pochodzi skrót „Mick”? – Od Mickey?

– Zbadajmy kanapę – wtrąciła się Rizzoli.

Mick skierował na nią światło.

Pod ultrafioletową lampą tkanina kanapy jaśniała jak śnieg w świetle księżyca, słabiej niż dywan. Mick powoli, systematycznie zbadał tapicerowany szkielet, potem poduszki, nie znajdując żadnych podejrzanych plam – niczego prócz kilku pojedynczych, długich włosów i drobinek kurzu.

– Byli bardzo czyści – stwierdził.

– Żadnych plam, nawet niewiele kurzu. Założę się, że ta kanapa jest zupełnie nowa.

– Musi być wygodna – mruknął Korsak.

– Ostatnio kupowałem nową kanapę po moim ślubie.

– Z tyłu za nią jest jeszcze kawałek podłogi. Zbadajmy go.

Rizzoli poczuła, że Korsak wpada na nią.

Rozszedł się kwaśny zapach potu. Przeszło jej przez głowę, że kolega po fachu ma problem z zatokami, bo oddychał z poświstem, a w ciemności jego sapanie wydawało się głośniejsze. Odsunąwszy się odruchowo, rąbnęła kością piszczelową w stolik do kawy.

– Cholera!

– Patrz pod nogi – poradził jej Korsak.

Zdusiła w sobie cierpką odpowiedź; atmosfera w pokoju była wystarczająco napięta. Schyliła się, chcąc pomasować nogę. Ciemność i nagła zmiana pozycji spowodowały, że doznała zawrotu głowy i straciła orientację. Przykucnęła, żeby nie stracić równowagi. Przez kilka sekund trwała w ciemności w tej pozycji, mając nadzieję, że Korsak nie przewróci się na nią, bo był tak ciężki, że mógłby ją łatwo zmiażdżyć. Słyszała, jak się obaj ruszają w odległości paru stóp od niej.