Выбрать главу

Jak należało się spodziewać, wymierzono jej karę: zakazano opuszczać pokój. Stryj Julius, chcąc jeszcze bardziej upokorzyć Magdalenę, mocno złapał ją za włosy przy uchu i na oczach przypatrujących się temu z gniewną satysfakcją gości uzdrowiskowych poprowadził do środka.

Kiedy mijali Christera i jego ojca – ich twarze były jedynymi, na których malowała się sympatia – chłopiec zdążył szepnąć:

– Nic się nie martw! Pomogę ci, bo umiem czarować!

Oszołomiona, zdumiona, lecz, ach! jaka wdzięczna nieznajomemu za te słowa, Magdalena poddała się uściskowi żelaznej ręki i pozwoliła zaprowadzić do swego pokoju.

Urażony, dotknięty do żywego stryj zamknął drzwi na klucz.

Christer pomagał ojcu zakwaterować się w uzdrowisku Ramlosa.

Chłopiec pozostawał we wspaniałych, serdecznych stosunkach ze swymi rodzicami: spokojnym, zrównoważonym inwalidą Tomasem i szaloną, choć na razie oswojoną Tulą z Ludzi Lodu. Przez szesnaście lat swego małżeństwa z Tomasem Tula sprawowała się wręcz wzorowo. Czasami jedynie, przebywając sam na sam z synem Christerem, uchylała rąbka tajemnicy i zdradzała, co dzieje się w jej myślach i sercu.

Tula i Christer byli najlepszymi kompanami pod słońcem. Tomas nie wiedział, i tak chyba było najlepiej, że to właśnie ona podsuwała chłopcu niezwykłe pomysły w czasie ich przyjacielskich pogawędek.

Synowi wyjawiła tajemnicę, że umie czarować. Opowiadała mu zadziwiające historie o Ludziach Lodu, do których wszak i on należał, a czasami pokazywała mu najprostsze magiczne sztuczki, wprawiające małego w kompletne osłupienie. Szybko zrozumiała, jak bardzo magia zafascynowała Christera, przestała więc się „chwalić” i prosiła, by o wszystkim zapomniał. Oczywiście prośba ta pozostała bez echa.

Nie pytał już co prawda o żadne czarodziejskie tajemnice ani też sam o nich nie mówił. Był jednak święcie przekonany, że właśnie on jest następnym w rodzie, tym, który ma dalej przekazać dziedzictwo, śmiało i wytrwale ćwiczył się więc na wszystkim, co tylko nasunęło mu się przed oczy.

Kiedy miał sześć lat, próbował zmusić podwórzowego psa, by wzbił się w powietrze i latał machając uszami. Oczywiście, nic mu z tego nie wyszło, ale Christer dałby sobie głowę uciąć, że zwieszę uniosło się o milimetr nad ziemię, no i zamachało uszami. Chyba wszyscy to widzieli?

Doprawdy, Christer wiele potrafił sobie wmówić.

W wieku lat siedmiu wystraszył kucharkę, kiedy wszedł do kuchni i wymamrotał jakieś groźnie brzmiące słowa nad jej consomme. Działo się to, rzecz jasna, na Bergqvara, dworze hrabiego Possego, gdzie zwykły rosół nazywano consomme. Chłopiec mógł wchodzić i wychodzić z kuchni, jakby był jednym ze służby, bo Tula często pomagała podczas szczególnie gorączkowych przygotowań do przyjęć, a wówczas Christer zawsze jej towarzyszył. Tym razem był przeświadczony, że dzięki wypowiedzianym przez niego nad garnkiem czarodziejskim formułom wszystkim, którzy zasiądą przy stole w wielkiej jadalni i skosztują zupy, zmieni się nagle kolor włosów. Chciał po prostu sprawdzić, czy będzie im z tym do twarzy, niczego więcej nie miał na myśli. Oczywiście w jadalni nic takiego nie zaszło, ale Christer był zdania, że winna jest kucharka, która przerwała mu odmawianie najskuteczniejszego zaklęcia.

Wszelkie gusła i czarodziejskie formuły były na ogół wymyślane przez niego samego, bo Tula miała dość rozumu, by nie wtajemniczać syna w najpoważniejsze praktyki magiczne.

Niezliczoną ilość razy usiłował hipnotyzować ludzi i, rzecz jasna, wszelkie próby pozostawały bezowocne. Wcale się tym jednak nie przejmował. Jego wiara we własne siły była wprost niespotykana. Kiedy zarządca dworu porządnie wyłajał go za to, że pozaplatał koniom ogony w „czarodziejskie warkoczyki”, które oczywiście w żaden sposób na nic nie podziałały, Christer odwrócił się ku niemu, groźnie marszcząc przy tym brwi, i skierował w jego stronę wyimaginowany pistolet. „Pif paf! Już nie żyjesz!” zagrzmiał, święcie przekonany o mocy swoich słów. Zarządca okazał się człowiekiem nie pozbawionym poczucia humoru i włączył się do zabawy dziesięciolatka. Teatralnym ruchem osunął się na ziemię. Na ten widok Christer otworzył usta ze zdziwienia i stanął jak wryty. Już chciał biegiem opuścić stajnię, ale uznał, że cała odpowiedzialność za to, co się stało, spoczywa właśnie na nim. Odmówił kilka starannie dobranych formuł nad nieszczęśnikiem, który „zaraz powrócił do życia”. Ku wielkiej uldze Christera.

Chłopiec doznał jednak prawdziwego wstrząsu. W istocie, odziedziczyłem niebezpieczne talenty, myślał podniecony, aż zachłystując się powietrzem. Muszę postępować bardzo ostrożnie!

Później nie uciekał się więc do tak drastycznych środków. Natomiast to, że następnego lata warzywa babci Gunilli wspaniale obrodziły, było wyłącznie jego zasługą. Nieważne, że Gunilla kazała przywieźć ze stajni cały wóz najlepszego nawozu. A czy nie dzięki niemu, Christerowi, dziadkowi Erlandowi ustąpił ból w ramieniu? Przecież to on nasmarował kawałek drewna skomponowaną przez siebie leczniczą maścią i wypowiedział magiczne słowa, a ludzie przypisywali ten cud fali upałów, jaka wtedy wystąpiła. Głupcy!

Naturalnie nic nikomu o tym nie mówił, wszelkie swoje osiągnięcia trzymał w sekrecie. To właśnie on był następnym wybranym, tak, wybranym, nie dotkniętym, bo przecież nic nie można zarzucić jego urodzie. Mama była dotknięta, mówiła mu o tym, a on nie raz dostrzegał tego dowody. Tula zmieniała się w miarę upływu lat, sama to powtarzała, a ojciec i Christer musieli przyznać jej rację. Może nie była już tak ładna jak kiedyś, lecz o wiele bardziej fascynująca. Zdarzało się, że oczy błyszczały jej czarodziejskim światłem, jak gdyby były ze złota, i miała w sobie coś diabelskiego, nieziemsko pociągającego, co sprawiało, że ludzie się za nią oglądali. Włosy bardzo jej ściemniały. Christer pamiętał, że kiedyś były prawie złocistoblond. Teraz Tula stała się zdecydowanie ciemną blondynką, ale to w niczym nie szkodziło, bo przecież była jego matką, najwspanialszym człowiekiem na świecie!

I taka dobra dla ojca! Jak miło było patrzeć na rodziców, gdy przebywali razem, widzieć, z jaką miłością i czułością odnoszą się do siebie nawzajem. Matka, należąca raczej do osób niecierpliwych, niespokojnych duchów, troszczyła się o ojca szczególnie ostatnio, kiedy jego schorowane ciało zaczął dręczyć reumatyzm. Choroba była następstwem wielu lat spędzonych przez Tomasa na małym wózku, kiedy to narażony był na przeciągi i zimno. Matka przygotowywała maści do smarowania jego obolałych stawów, ale brakowało jej składników. Christer słyszał raz, jak pod nosem złorzeczyła Heikemu, który nie zgodził się na oddanie jej skarbu Ludzi Lodu. Słyszał także, jak mamrotała coś długo i monotonnie nad ciałem ojca, i wydawało się, że to trochę pomagało, ale nie całkiem.

Dlatego właśnie zdecydowano, że Tomas powinien wyjechać do wód. Propozycja pobytu nad źródłem Ramlosa padła z ust hrabiego Arvida Mauritza Possego, towarzysza Tuli z dziecięcych lat, obecnie jednego z najważniejszych ludzi w Szwecji. I Tula, która gotowa była przychylić nieba Tomasowi, przystała na wyjazd syna wraz z ojcem. Ona sama nie mogła im towarzyszyć, bo właśnie wyprowadzali się z Bergqvara. O tym jednak opowiemy później, na razie najważniejszy jest pobyt w uzdrowisku Ramlosa.

Mała Magdalena Backman siedziała na brzegu łóżka, trzymając dłonie splecione na podołku. Bezmyślnie machała skrzyżowanymi nogami. Była już bezgranicznie wyczerpana tysiącem wymagań, które jej stawiano.

Nagle rozległo się dyskretne pukanie.

Przerażona podniosła głowę, ale zobaczyła jedynie czyjąś rękę. Ktoś zdecydowanie, chociaż cicho, stukał w szybę. Pora była już dość późna, właściwie wieczór, ale jasno jak w dzień.