Выбрать главу

Christer przez cały wieczór nie odezwał się już ani słowem.

Następnego ranka jednak sam przyszedł do Tuli.

– Mamo – powiedział żałosnym tonem: – Taki byłem głupi. Teraz rozumiem, że igrałem z ogniem. Nawet w najdzikszych fantazjach nie wyobrażałem sobie, że dotknięci z Ludzi Lodu posiadają taką moc! Zrozumiałem także, że inni postępowali tak samo jak ty wczoraj wieczorem: pozwalali mi wierzyć, że to ja sam dokonywałem cudów! Ta róża… Nie chciałem spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że to służący pana Molina wymienił ją na inną. Pozostałe moje czarodziejskie sztuczki także z łatwością można wyjaśnić. Ludzie naigrywali się ze mnie i z mojej naiwności. Z wielką goryczą przyznaję, że nie jestem dotknięty, i, prawdę mówiąc, nie mam też już na to ochoty.

– To dobrze, mój chłopcze – powiedziała Tula z czułością. – Ale największy cud stał się twoim udziałem: poznałeś miłość.

– A więc zauważyłaś – cierpko rzekł Christer. – Choć z taką przyjemnością usiłowałaś ją podeptać, w najważniejszym momencie mówiąc o moich majtkach!

– Tak, dopiero później się zorientowałam, że postąpiłam nietaktownie. Wybacz mi, proszę! Nie, nie jesteś dotknięty! Jak myślisz, gdyby tak rzeczywiście było, dlaczego Heike zostawałby tak długo u Anny Marii? Tym razem przekleństwo uderzy w jej dziecko. Bo że to jest przekleństwo, jestem pewna.

– Ale tobie chyba jest z nim dobrze?

Tula odwróciła głowę, by chłopiec nie zauważył grymasu, jakim mimowolnie wykrzywiły się jej usta.

– O, ja jestem naznaczona, Christerze, naznaczona na całe życie.

Znów odwróciła się do niego, w jednej chwili promienna jak słońce.

– Ale wczoraj wieczorem było wesoło, prawda? Dużo bym dała, by móc zobaczyć, w co przerodziło się owo poszukiwanie odpowiednio całej części ubrania.

Christer nareszcie się rozjaśnił i przez dobrą chwilę śmiali się szczerze ubawieni.

– Ale to się już więcej nie powtórzy – obiecał Christer.

– Nigdy więcej – zawtórowała mu Tula.

Na usprawiedliwienie niezwykłego zajścia wymyślono, że widocznie w namiocie musiał zebrać się tajemniczy gaz, który naruszył nici w szwach. O tym skandalu mówiono przez długi czas, ale nigdy otwarcie, bo wszystkich obecnych na uroczystości spotkał przecież podobny los. Tym razem więc nie było radości z nieszczęścia innych.

Heike został u Kola i Anny Marii aż do późnej jesieni. Nadszedł wreszcie czas rozwiązania.

Heike ubezpieczył się na wszystkie możliwe sposoby, sprowadził najlepszego lekarza-położnika i dobrą akuszerkę. Wyjaśnił, jakie mogą być kłopoty z charakterystyczną cechą rodu – szpiczastymi ramionami, które biedną matkę mogły rozerwać na kawałki. On sam był tego wiarygodnym przykładem, nikt więc nie wątpił w jego słowa.

Powagi sytuacji dodawał jeszcze fakt, że Anna Maria skończyła już lat czterdzieści.

Przeżyła dwie naprawdę trudne doby, a wszyscy, którzy byli przy niej, mieli pełne ręce roboty.

Wreszcie nadszedł czas. Heike pobladł ze strachu.

Okazało się jednak, że nie było powodów do obaw. Anna Maria urodziła maleńką dziewczynkę o czarnych jak węgiel włosach, takich jakie miał jej ojciec, i prześlicznych rysach twarzy. Maleństwo było istotą niemal doskonałą.

Dopiero gdy mała otworzyła oczy, by obejrzeć nowy świat, w jakim się znalazła, ujawniło się dziedzictwo. Oczy, spoglądające na troje ludzi, którzy pomogli przy jej narodzinach, były tak intensywnie żółte, jak gdyby podczas wybierania dla nich barwy zanurzono je w siarce.

Twarzyczka dziecka tchnęła jednak spokojem, maleńkie usteczka uśmiechały się tak łagodnie, że Heike zaskoczony wykrzyknął do szczęśliwych rodziców:

– Dziewczynka nie jest jedną z dotkniętych. To kolejna wybrana!

– Dzięki ci, dobry Boże! – szepnęła Anna Maria.

– Nie dziękuj zbyt wcześnie – ostrzegł ją Heike. – Życie wybranych jakże często bywa trudne. Pomyśl o Shirze! O tym, co ona musiała przejść.

– Ale nasza córka nie będzie chyba musiała odwiedzać Źródeł Życia? – z przestrachem zapytała Anna Maria.

– Nie, tam już nie mamy czego szukać. Ale…

Heike urwał, jakby nasłuchiwał swego wnętrza.

– Co się stało, Heike? – z lękiem w głosie zapytał Kol.

– Musimy bardzo dbać o to dziecko – rzekł wreszcie Heike. – Ona została wybrana do dokonania czynu szczególnego dla dobra Ludzi Lodu.

Nie powiedział wszystkiego, co wyczuł: dziewczynka przeżyje coś tak niepojętego, że jego rozum nie był w stanie tego objąć, nie mógł zrozumieć tego, co miało stać się jej udziałem. Czuł tylko, że ma wielką ochotę przytulić maleńką do piersi i nigdy nie wypuszczać spod swojej opieki.

– Jest nieopisanie piękna – powiedział. – Jak mały elf z baśniowej sagi.

Kol i Anna Maria popatrzyli na siebie.

– Zdecydowaliśmy już, jakie imię będzie nosić – oznajmił Kol, ostrożnie, z czułością biorąc delikatną istotkę na ręce. – Nieszczęsna matka Anny Marii miała na imię Sara. Mamy zamiar nazwać dziewczynkę Saga, to imię występuje w Szwecji.

– Lepszego imienia nie mogliście dla niej wybrać.

Heike wyjechał wreszcie do Norwegii, do Vingi, która przez tak długi czas jego nieobecności sama zajmowała się Grastensholm, do swego syna Eskila i jego żony Solveig.

I do jedynego wnuka, Viljara, którego nikt z Ludzi Lodu nie potrafił zrozumieć.

O tym właśnie samotnym wilku opowiadać będzie teraz saga o Ludziach Lodu, o tym, jak odkryto wreszcie, co dzieje się w jego niezwykłej duszy.

Na razie jednak było do tego jeszcze daleko.

W tym czasie Christer zdążył poślubić swą ukochaną Magdalenę, urodziła im się córeczka, której nadali imię Malin. Christer studiował jak szalony, by odpowiednio przygotować się do przejęcia imperium Molina, kiedy nadejdzie czas, by staruszek powędrował na spotkanie ze swymi przodkami.

Molin jednak zdążył jeszcze być świadkiem upadku swego dawnego królestwa. Dzieło jego życia powoli niszczało, aż zamieniło się w zwykły, mały interes. Stało się to, jeszcze zanim Christer przejął zarząd. Prawdę powiedziawszy, Christerowi było to na rękę, bardzo bał się bowiem tak wielkiej odpowiedzialności.

To nowe czasy spowodowały zagładę imperium Molina, państwo za wszelką cenę chciało sprawiedliwego rozdziału dóbr. Robiło co mogło, by zrujnować magnatów, a lud niewiele miał do powiedzenia w tej sprawie.

Ród Ludzi Lodu także nie ustrzegł się rozmaitych problemów, lecz kwestie ekonomiczne miały w tym najmniejsze znaczenie. Około roku 1840 nad rodem Ludzi Lodu zapadły ciemności. Ciemności, które panować miały ładnych kilka lat, zanim dostrzec się dało przejaśnienie.

Wprowadzenie owej czarnej epoki przypadło w udziale Viljarowi.

Margit Sandemo

***