Выбрать главу

— Wylądowaliśmy na planecie — poinformował ich Delgado. — Jest to planeta typu ziemskiego, ale nie widać, żeby była na niej jakaś cywilizacja czy inteligentne życie.

— I to był powód, dla którego nas obudziłeś? — zapytał Quebrada z Południowo-wschodniej Agencji Prasowej.

— Nie tylko — odparł Delgado. — Na planecie jest jakiś obcy statek i nawiązaliśmy kontakt z inteligentną istotą.

— No, to już lepiej — rzekła Millicent Lopez reprezentująca dziennik „Ubiory damskie” i inne. — A czy może zauważyłeś, w co ten obcy jest ubrany?

— A można ocenić stopień inteligencji tego osobnika? — zapytał Mateos Upmann z „New York Timesa” i „Los Angeles Timesa”.

— A co do tej pory powiedział? — chciał wiedzieć Angel Potemkin z NBC-CBS-ABC.

— Nic nie powiedział — poinformował ich inżynier Delgado. — Bo jeszcze nikt z nim nie rozmawiał.

— Czy mamy przez to rozumieć — zdziwił się E.K. Quetzala z Zachodniej Agencji Prasowej — że pierwszy nieziemiec, jakiego kiedykolwiek spotkali ziemianie, stoi tam teraz jak ten głupi i nikt nie przeprowadza z nim wywiadu?

Dziennikarze runęli do wyjścia — wielu z nich wlokło jeszcze za sobą rurki i przewody — wstępując jedynie do pokoju reporterów po magnetofony. Na zewnątrz, mrużąc oczy w ostrym słońcu, troje z nich podłączyło się do komputera przekładowego C31. Następnie wszyscy razem ruszyli naprzód roztrącając żołnierzy i otoczyli nieziemca.

Upmann włączył komputer, wziął jeden z mikrofonów, a drugi podał obcemu, który po chwili wahania wyciągnął rękę.

— Próba: raz, dwa, trzy — powiedział Upmann. — Zrozumiałeś, co powiedziałem?

— Powiedziałeś: „Próba: raz, dwa, trzy”.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, ponieważ wreszcie zostały wypowiedziane pierwsze słowa do pierwszego w dziejach nieziemca i Upmann rzeczywiście miał wyjść w książkach historycznych na kompletnego idiotę. Ale Upmannowi było dokładnie wszystko jedno, na co wyjdzie, byleby się w ogóle znaleźć w książkach historycznych, dlatego nie przerywał sobie wywiadu. Po chwili inni poszli w jego ślady.

Detringer musiał odpowiedzieć, co jada, jak długo i jak często sypia, scharakteryzować swoje życie seksualne i jego odchylenia od normy przyjętej dla Ferlang, opisać pierwsze wrażenie, jakie zrobili na nim ziemianie, przedstawić swoją osobistą filozofię, wyznać, ile ma żon i jak mu się układa współżycie z nimi, ile ma dzieci i jakie to jest uczucie, jak się jest nim. Musiał podać swój zawód i hobby, ze szczególnym uwzględnieniem zainteresowań ogrodniczych lub ich braku. Musiał się przyznać, czy kiedykolwiek się upił i w jakich okolicznościach, opisać swoje pozamałżeńskie doświadczenia seksualne, o ile miał takie, i wymienić uprawiane sporty. Musiał wyrazić swój pogląd na przyjaźń międzygwiezdną pomiędzy rasami inteligentnymi, przedyskutować ze swoimi rozmówcami korzyści albo kłopoty wynikające z posiadania ogona i wiele innych.

Macmillan, nieco zawstydzony z powodu zaniedbania obowiązków kapitana, wystąpił teraz naprzód i uratował Detringera, który dzielnie i z wielkim nakładem trudu próbował wytłumaczyć niewytłumaczalne.

Podszedł również pułkownik Kettelman — ostatecznie to on był odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa i do niego należało wniknąć głęboko w naturę i intencje obcego.

Nastąpiło drobne spięcie pomiędzy tymi dwiema osobistościami co do tego, kto pierwszy powinien się spotkać z nieziemcem czy też może spotkanie ma być wspólne. Ostatecznie zdecydowano, że to Macmillan, jako symboliczny przedstawiciel ludów Ziemi, pierwszy będzie rozmawiał z obcym. Było jasne, że to spotkanie ma mieć charakter czysto formalny. Dopiero Kettelman, jako następny w kolejności, będzie już rozmawiał konkretnie.

Ten plan ładnie sprawę rozwiązał i Detringer oddalił się z Macmillanem. Żołnierzy odesłano na statek, gdzie złożyli broń i wrócili do pucowania butów.

Trzymającego się z tyłu Ichora dopadł przedstawiciel Agencji Środkowozachodniej i poprosił o wywiad. Ten sam dziennikarz, Melchior Carrera, współpracował także z takimi pismami, jak: „Popular Mechanics”, „Playboy”, „Rolling Stone” i „Automation Engineers’ Digest”. Był to ciekawy wywiad.

Rozmowa Detringera z kapitanem Macmillanem szła bardzo gładko. Obaj mieli poglądy liberalne na większość problemów, obaj odznaczali się wrodzonym taktem i każdy z nich starał się okazać maksymalne zrozumienie dla punktu widzenia, którego nie podzielał. Przypadli sobie nawzajem do gustu i kapitan Macmillan nie bez zdziwienia stwierdził, że Detringer jest mu mniej obcy niż pułkownik Kettelman.

Spotkanie z Kettelmanem, które nastąpiło zaraz potem, miało zupełnie inny charakter. Po krótkiej wymianie uprzejmości pułkownik przeszedł wprost do rzeczy.

— Co pan tu robi? — zapytał.

Detringer, przygotowany na konieczność udzielania podobnych wyjaśnień powiedział:

— Prowadzę statek zwiadowczy kosmicznych sił Ferlang. Sztorm zwiał mnie daleko z kursu i byłem zmuszony wylądować tutaj dokładnie w momencie, kiedy skończyło mi się paliwo.

— To znaczy, że jest pan unieruchomiony.

— Jestem. Czasowo, oczywiście. Jak tylko moi ludzie zorganizują załogę i sprzęt, wyślą po mnie statek ratowniczy. Ale to może potrwać. Gdybyście więc wsparli mnie paliwem, byłbym wam głęboko zobowiązany.

— Hmmm — mruknął pułkownik Kettelman.

— Przepraszam, bo nie dosłyszałem?

— Hmm — powiedział komputer przekładowy C31 — to uprzejmy odgłos oznaczający u ziemian chwilę zastanowienia.

— Gadanie — przerwał mu Kettelman. — „Hmmm” nie znaczy dosłownie nic. Aha, więc potrzebuje pan paliwa?

— Tak, pułkowniku, potrzebuję — odparł Detringer. — Z różnych oznak zewnętrznych wnioskuję, że nasze systemy napędowe są porównywalne.

— System napędowy „Jenny Lind”… — zaczął C31.

— Chwileczkę, to jest tajne — przerwał mu Kettelman.

— Nie, już nie jest — odpowiedział komputer. — Wszyscy na ziemi używają tego systemu od dwudziestu lat i został w ubiegłym roku oficjalnie odtajniony.

— Tak jak myślałem — powiedział Detringer. — Nie będę nawet musiał zmieniać składu paliwa. Mogę użyć tak, jak jest. Naturalnie o ile mi użyczycie.

— Z tym nie ma problemu — odrzekł Kettelman — paliwa mamy dość. Ale przedtem musimy omówić kilka spraw.

— Na przykład?

— Na przykład: czy danie panu paliwa będzie służyło sprawie naszego bezpieczeństwa.

— Nie widzę tu żadnego problemu — odparł Detringer.

— To dziwne. Ferlang jest najwyraźniej planetą o wysoko rozwiniętej cywilizacji technicznej. Jako taka może stanowić dla nas potencjalne zagrożenie:

— Drogi pułkowniku, nasze planety należą do różnych galaktyk.

— Cóż z tego. My, Amerykanie, zawsze walczymy tak daleko od domu, jak tylko to jest możliwe. Być może wy z Ferlang robicie tak samo. Jaką przeszkodę stanowi odległość, skoro można ją pokonać?

Detringer opanował się i odpowiedział:

— Jesteśmy rasą pokojowo usposobioną, nastawioną na obronę i głęboko zainteresowaną w rozwoju przyjaźni i współpracy międzygwiezdnej.

— Tak pan mówi, ale skąd mogę być pewien, że to prawda?

— Pułkowniku, czy pana zachowanie nie jest przypadkiem… — Detringer szukał przez chwilę odpowiedniego sformułowania i wreszcie wybrał nieprzetłumaczalne w sensie dosłownym — „urmuguahtt”?