Выбрать главу

— Zamknij się! — warknął Kettelman.

— Myślałem, że podkreślanie takich rzeczy należy do moich obowiązków — bronił się C31.

Pułkownik przestał spacerować i potarł czoło.

— Wynoś się, Detringer — powiedział znużonym głosem. — Przyślę ci paliwo.

— Nie pożałuje pan tego.

— Już tego żałuję. A teraz proszę, niech pan sobie idzie.

Detringer pospieszył do swojego statku i zakomunikował Ichorowi dobrą nowinę. Robot był zdziwiony.

— Nie sądziłem, że on to zrobi.

— On też nie sądził. Ale zdołałem go przekonać. — Opowiedział Ichorowi swoją rozmowę z pułkownikiem.

— To znaczy, że pan kłamał — rzekł ze smutkiem Ichor.

— Tak. Ale Kettelman wie, że kłamałem.

— To dlaczego chce panu pomóc?

— Ze strachu, że jednak mógłbym mówić prawdę.

— Panie, kłamstwo jest zarówno grzechem, jak i przestępstwem.

— Ale skazać się na pozostanie tutaj byłoby czymś gorszym — odrzekł Detringer. — Byłaby to niewybaczalna głupota.

— Nie jest to pogląd ortodoksyjny.

— Myślę, że możemy sobie darować dalsze dyskusje na temat ortodoksyjności. Mam robotę. A ty mógłbyś się przejść i skombinować mi coś do jedzenia.

Służący usłuchał w milczeniu i Detringer zasiadł z atlasem gwiezdnym, żeby opracować jakąś trasę na wypadek gdyby mógł się stąd ruszyć.

Wstał ranek, pogodny i wspaniały. Ichor poszedł na ziemski statek pograć w szachy z robotem-pomywaczem, z którym zawarł znajomość poprzedniego dnia. Detringer czekał na paliwo.

Nie był tak bardzo zdziwiony, kiedy do południa żadne paliwo nie nadeszło. Ale poczuł się zawiedziony i przybity. Odczekał jeszcze dwie godziny i poszedł na „Jenny Lind”.

Wszystko na to wskazywało, że jest tam oczekiwany, ponieważ z miejsca zaprowadzono go do messy oficerskiej. Kettelman siedział w głębokim fotelu. Po obu jego stronach stali uzbrojeni żołnierze piechoty morskiej. Pułkownik miał surową minę, ale jednoczesne na jego pobrużdżonym obliczu igrał złośliwy uśmieszek. Obok siedział kapitan Macmillan, którego przystojna twarz była nieprzenikniona.

— Słucham, Detringer — odezwał się pułkownik. — O co tym razem chodzi?

— Przyszedłem spytać o paliwo, które mi pan obiecał. Ale już teraz widzę, że pan nie zamierza dotrzymać słowa.

— Źle mnie pan zrozumiał. Uczciwie zamierzałem dać paliwo przedstawicielowi sił zbrojnych Ferlang. Ale osoba, którą widzę przed sobą, nikim takim nie jest.

— A kogo pan wobec tego widzi przed sobą? — zapytał Detringer.

Kettelman opanował nieprzyjemny uśmieszek.

— Widzę przed sobą kryminalistę z wyroku sądu najwyższego jego własnego ludu. Przestępcę, którego czyny zostały uznane za nie mające precedensu w rocznikach nowoczesnego wymiaru sprawiedliwości Ferlang. Osobnika, którego niewysłowione zachowanie zasłużyło na najwyższy wymiar kary znany jego ziomkom — wieczne wygnanie w głęboki kosmos. Oto jest właśnie ktoś, kogo przed sobą widzę. Czy może pan zaprzeczyć?

— Chwilowo ani nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam. Chciałbym się najpierw dowiedzieć źródła pańskich szczególnych informacji.

Pułkownik Kettelman skinął w stronę jednego ze swoich żołnierzy. Żołnierz otworzył drzwi i wprowadził Ichora, w ślad za którym szedł robot-pomywacz.

Mechaniczny sługa wybuchnął:

— Panie, podałem pułkownikowi Kettelmanowi prawdziwy przebieg wydarzeń, które doprowadziły do pańskiego wygnania na tę planetę. Proszę o wyrażenie zgody na skorzystanie przeze mnie z przywileju, jakim jest prawo do samozniszczenia — a to wszystko w akcie częściowego chociaż zadośćuczynienia za moją nielojalność.

Detringer milczał, z wściekłością myśląc, co by tu zrobić. Kapitan Macmillan nachylił się do Ichora i zapytał:

— Dlaczego zdradziłeś swego pana?

— Nie miałem wyboru, panie kapitanie! — wykrzyknęła nieszczęsna maszyna. — Zanim władze Ferlang wyraziły zgodę na to, żebym towarzyszył mojemu panu, w określony sposób mnie zaprogramowały. Ich polecenia zostały wzmocnione skomplikowanymi układami.

— Co to za polecenia?

— Sprowadzają się one do narzucenia mi roli zwykłego policjanta i stróża więziennego. Zażądano ode mnie, żebym natychmiast podjął odpowiednie kroki, gdyby Detringer jakimś cudem znalazł sposób na uniknięcie słusznej kary.

— On mi to wszystko wygadał wczoraj, kapitanie — wybuchnął robot-pomywacz. — Błagałem go, żeby nie wykonywał tych rozkazów. Wyglądało mi to na kiepski show, panie kapitanie, jeśli pan wie, co mam na myśli.

— I rzeczywiście, jak długo mogłem, powstrzymywałem się przed wykonaniem tych rozkazów — rzekł Ichor, ale w miarę jak szanse ucieczki mego pana stawały się coraz realniejsze, imperatyw, by jej zapobiec, przybierał we mnie na sile. Mogłoby mnie przed tym powstrzymać jedynie usunięcie pewnych obwodów.

Na to wtrącił się robot-pomywacz:

— Chciałem go zoperować, panie kapitanie, mimo że jedyne narzędzia, jakimi dysponuję, to łyżki, noże i widelce.

— I ja bym się chętnie poddał takiej operacji, ja nawet chciałem dokonać aktu samozniszczenia po to, żeby z mojego mimowolnego zdradzieckiego pudła dźwiękowego nie wyszło ani jedno słowo. Ale władze Ferlang przewidziały i to. Zastosowano wobec mnie przymus niedopuszczania do jakiegokolwiek grzebania w moim mechanizmie czy tym bardziej zniszczenia, dopóki nie wykonam poleceń. Mimo to wstrzymywałem się aż do dziś rana i kiedy wreszcie, na skutek tego konfliktu wewnętrznego, rozładowałem się prawie zupełnie, poszedłem do pułkownika Kettelmana i wszystko mu powiedziałem.

— I oto koniec tej żałosnej historii — Kettelman zwrócił się do kapitana.

— Niezupełnie koniec — powiedział łagodnie Macmillan. — Na czym dokładnie polegały pańskie zbrodnie, Detringer?

Detringer wyrecytował je pewnym głosem — poczynając od aktów szczególnego chamstwa poprzez świadome nieposłuszeństwo aż do ostatniego wykroczenia — jawnego gwałtu. Ichor skinął głową w pełnym rezygnacji potwierdzeniu.

— Wydaje mi się, że to wystarczy — oświadczył Kettelman. — Pozwolę sobie teraz ogłosić wyrok w tej sprawie.

— Chwileczkę, pułkowniku — przerwał mu kapitan Macmillan i zwrócił się do Detringera: — Czy służy pan obecnie albo czy może kiedykolwiek pan służył w siłach zbrojnych Ferlang?

— Nie — odparł Detringer i Ichor potwierdził prawdziwość tej informacji.

— A więc ten osobnik jest cywilem — rzekł kapitan Macmillan — i jako taki musi być sądzony raczej przez władze cywilne niż wojskowe.

— Ja nic o tym nie wiem — odezwał się Kettelman.

— Sprawa jest zupełnie jasna. Detringer jako cywil został osądzony przez sądy cywilne. A nasze narody nie są w stanie wojny ze sobą. Jego sprawa nie podlega więc jurysdykcji wojskowej.

— Ale ja mimo to uważam, że powinna być w moich kompetencjach. W niczym panu nie ujmując, kapitanie, lepiej się na tym znam…

— Ja sprawę rozstrzygnę — uciął Macmillan — chyba że zechce pan siłą przejąć dowództwo statku.

Kettelman potrząsnął głową.

— Nie zamierzam w ten sposób plamić swego honoru. Proszę, kapitanie, niech pan go sądzi.

Kapitan Macmillan zwrócił się do Detringera:

— Musi pan zrozumieć, że nie mogę kierować się w tej sprawie moimi osobistymi sympatiami. Pańskie władze pana skazały i uchylenie tego wyroku byłoby z mojej strony niewskazane, aroganckie i niepolityczne.

— Święta racja — wtrącił Kettelman.