Выбрать главу

— Sądzę, że zrozumiem i należycie... ocenię to, co pan powie — powiedziała niepewnym głosem Natasza.

Książę uważnie wpatrywał się w nią, jak gdyby chciał w jednej chwili ją wystudiować.

— Ufam pani przenikliwości — ciągnął dalej — i jeżeli pozwoliłem sobie przyjść teraz, to właśnie dlatego, że wiedziałem, z kim mam do czynienia. Od dawna już znam panią, mimo to że kiedyś byłem wobec pani tak niesprawiedliwy i winny. Niech pani posłucha: wie pani, że pomiędzy mną a jej ojcem istnieją zadawnione zatargi. Nie usprawiedliwiam się; może jestem wobec niego bardziej winny, niż dotąd sądziłem. Lecz jeżeli tak, to sam byłem oszukany. Jestem podejrzliwy, wyznaję to. Jestem skłonny raczej podejrzewać zło niż dobro — nieszczęsny rys charakteru właściwy sercom oschłym. Ale nie mam zwyczaju ukrywania swych wad. Dałem wiarę gadaninie i kiedy pani opuściła swoich rodziców, przestraszyłem się o Aloszę. Ale wtedy jeszcze pani nie znałem. Informacje, jakie stopniowo zebrałem, w zupełności dodały mi otuchy. Obserwowałem, rozważałem i w końcu przekonałem się, że moje podejrzenia są bezpodstawne. Dowiedziałem się, że pani zerwała ze swoją rodziną, wiem także, że ojciec pani ze wszystkich sił sprzeciwia się małżeństwu pani z moim synem. Już to samo, iż pani, posiadając taki wpływ, taką, można powiedzieć, władzę nad Aloszą, nie wykorzystała dotychczas tej władzy i nie zmusiła go do małżeństwa, już to samo świadczy o pani jak najlepiej. I pomimo to, wyznaję pani szczerze, postanowiłem wówczas wszelkimi siłami sprzeciwić się każdej możliwości małżeństwa pani z moim synem. Wiem, iż mówię nieco zbyt otwarcie, ale w tej chwili szczerość z mojej strony jest niezbędna; pani zgodzi się z tym sama, wysłuchawszy mnie do końca. Wkrótce po tym, gdy pani opuściła dom rodziców, wyjechałem z Petersburga, lecz odjeżdżając nie miałem już obaw co do Aloszy. Pokładałem ufność w szlachetnej dumie pani. Zrozumiałem, iż pani sama nie życzy sobie ślubu przed zakończeniem naszych familijnych sporów, że pani nie życzy sobie naruszenia zgody między mną a synem, bo ja nigdy bym mu nie przebaczył tego małżeństwa, nie życzyła pani sobie również, by mówiono, że pani szukała narzeczonego-księcia i skoligacenia się z naszym domem. Przeciwnie, okazała pani pewne lekceważenie dla nas, oczekując może chwili, gdy ja sam przyjdę poprosić o to, żeby pani zrobiła nam zaszczyt oddania swej ręki mojemu synowi. Pomimo to pozostawałem nadal uparcie pani wrogiem. Nie chcę się usprawiedliwiać, lecz nie będę przed panią ukrywał przyczyn. Oto one: pani nie jest ani bogata, ani wysokiego rodu. Chociaż posiadam pewien majątek, ale potrzeba nam więcej. Nasz ród podupada. Potrzeba nam stosunków i pieniędzy. Pasierbica hrabiny Zinaidy Fiodorowny, chociaż nie posiada stosunków, jest bardzo bogata. Gdybym trochę zaczekał, zjawiliby się konkurenci i odbiliby pannę; nie można było tracić sposobności i pomimo młodości Aloszy postanowiłem go ożenić. Widzi pani, iż nic nie ukrywam. Może pani z pogardą patrzeć na ojca, który sam przyznaje się do tego, że zmusza syna z pobudek materialnych oraz przesądów do złego postępku, bo porzucenie uczciwej dziewczyny, która porzuciła dla niego wszystko i wobec której jest tak bardzo winien, jest złym postępkiem. Lecz ja się nie usprawiedliwiam. Drugą przyczyną mych projektów co do małżeństwa Aloszy z pasierbicą Zinaidy Fiodorowny jest to, że ta panienka jest osobą w najwyższym stopniu godną miłości i szacunku. Piękna, doskonale wychowana i bardzo inteligentna, choć pod wieloma względami jeszcze dziecko. Alosza jest bez charakteru, lekkomyślny, nadzwyczaj nierozsądny, w dwudziestym drugim roku życia jest zupełnym dzieckiem. Ma chyba jedną tylko zaletę: dobre serce — właściwość przy innych wadach raczej niebezpieczna. Już dawno zauważyłem, iż mój wpływ na niego zaczyna się zmniejszać: pobudliwość, młodzieńcze porywy dopominają się o swoje prawa i nawet biorą górę nad niektórymi rzeczywistymi obowiązkami. Może kocham go zbyt gorąco, ale przekonałem się, że mu już nie wystarczam jako przewodnik. A jednak on musi koniecznie pozostawać pod czyimś stałym, dobrym wpływem. Jego natura łatwo się podporządkowuje, jest słaba, kochająca; on będzie zawsze raczej wolał kochać i ulegać niż rozkazywać. Takim pozostanie już całe życie. Może pani sobie wyobrazić moją radość, gdym ujrzał w osobie Katarzyny Fiodorowny ideał panny, której mógłbym pragnąć jako żony dla swego syna. Ale radość była spóźniona: Alosza dostał się już pod inny potężny wpływ — wpływ pani. Wróciwszy przed miesiącem z Petersburga, obserwowałem go bacznie i ze zdziwieniem zauważyłem w nim znaczną zmianę na lepsze. Lekkomyślność i dziecinne jego usposobienie pozostały prawie te same; lecz ugruntowały się w nim pewne szlachetne sugestie — zaczyna się interesować nie tylko błahostkami, ale i tym, co wzniosłe, szlachetne, uczciwe. Myśli jego są dziwne, zmienne, czasem niedorzeczne, ale serce — lepsze, a to podstawa wszystkiego; wszystko to, co w nim jest lepsze, pochodzi bezspornie od pani. Pani go przekształciła. Wyznam, że już wtedy przemknęła mi myśl, że pani jedna mogłaby dać mu szczęście. Ale odepchnąłem od siebie tę myśl. Musiałem oderwać go od pani za wszelką cenę; zacząłem działać i myślałem, że udało mi się osiągnąć cel. Przed godziną jeszcze sądziłem, iż zwycięstwo jest po mojej stronie. Ale wypadek w domu hrabiny od razu obalił wszystkie moje przypuszczenia. A przede wszystkim uderzył mnie nieoczekiwany fakt: ta dziwna w Aloszy powaga, stateczność przywiązania do pani, uporczywość i żywotność tego przywiązania. Powtarzam raz jeszcze: pani go całkowicie przekształciła. Przekonałem się nagle, że ta zmiana w nim sięga dalej, niż myślałem. Dzisiaj zaś wykazał wobec mnie nagle taki spryt, jakiego w nim nawet nie podejrzewałem, a jednocześnie niezwykłą subtelność, domyślność serca. Wybrał najlepszą drogę wyjścia z sytuacji, którą uważał za kłopotliwą. Dotknął i poruszył najszlachetniejsze struny serca ludzkiego — zdolność do przebaczenia i płacenia za wyrządzone zło wspaniałomyślnością. Oddał się w ręce istoty skrzywdzonej przez niego i poszedł do niej, prosząc o współczucie i pomoc. Poruszył ambicję kobiety, która go już kochała, wyznawszy jej wprost, iż ma rywalkę, i jednocześnie wzbudził w niej sympatię do tej rywalki, a dla siebie wyjednał przebaczenie i obietnicę braterskiej przyjaźni. Zdecydować się na tego rodzaju wyjaśnienia, a jednocześnie nie obrazić, nie skrzywdzić — do tego nie są zdolni nawet najzręczniejsi mędrcy, tylko serca tak świeże, czyste i odpowiednio nastawione, jak jego serce. Jestem pewien, że pani, Natalio Nikołajewno, nie wpływała zupełnie na jego dzisiejsze postępowanie ani słowem, ani radą. Dowiedziała się pani prawdopodobnie przed chwilą wszystkiego od niego. Nie mylę się, prawda ?

— Nie myli się pan — powtórzyła Natasza, której twarz płonęła i oczy jaśniały dziwnym blaskiem jak natchnione. Dialektyka księcia robiła swoje. — Od pięciu dni nie widziałam Aloszy — dodała. — Wszystko to on sam obmyślił i samodzielnie przeprowadził.

— Niewątpliwie — potwierdził książę — ale pomimo to, cała ta nieoczekiwana przenikliwość, stanowczość, świadomość swego obowiązku — to skutki pani wpływu. Zrozumiałem to i przemyślałem gruntownie jadąc tutaj, a przemyślawszy znalazłem w sobie siłę decyzji. Nasze plany małżeńskie skoli-gacenia się z domem hrabiny upadły ostatecznie i nie powstaną, a jeśliby i mogły powstać, nie mają racji bytu. Cóż, przekonałem się sam, że pani jedna może mu dać szczęście, że pani jest jego prawdziwą opiekunką, że pani stworzyła już podwaliny jego przyszłego szczęścia. Nie ukrywałem nic przed panią i teraz nie będę ukrywał: lubię bardzo karierę, pieniądze, władzę, nawet rangi, świadomie uważam wiele z tych rzeczy za przesąd, ale lubię je i stanowczo nie będę ich zwalczał. Bywają jednak okoliczności, gdy trzeba wziąć pod uwagę i coś innego, kiedy nie trzeba mierzyć wszystkiego jedną miarą. Prócz tego kocham gorąco mego syna, słowem, doszedłem do przekonania, iż Alosza nie powinien się z panią rozstać, dlatego iż on bez pani zginie. Mam się pani przyznać? Może już przed miesiącem zdecydowałem się na to i dopiero teraz sam się przekonałem, że powziąłem słuszną decyzję. Naturalnie, żeby to wszystko powiedzieć, mógłbym i jutro pani złożyć wizytę zamiast niepokoić prawie o północy. Ale obecny mój pośpiech może będzie dla pani dowodem, jak gorąco i, co najważniejsze, jak szczerze zabieram się do tej sprawy. Nie jestem dzieckiem; nie mógłbym w moim wieku zdecydować się na krok nie przemyślany. Kiedy tutaj wchodziłem, wszystko już było zdecydowane i przemyślane. Czuję jednak, że będę musiał jeszcze długo czekać na zupełne przekonanie pani o mojej szczerości... Ale do rzeczy! Czyż mam teraz wyjaśnić, w jakim celu tutaj przyszedłem? Przyszedłem, aby' wypełnić obowiązek wobec pani i formalnie, z całym moim bezgranicznym szacunkiem dla pani, poprosić, by pani uszczęśliwiła mego syna, oddając mu swoją rękę. O, niech pani nie sądzi, że zjawiłem się jako groźny ojciec, decydujący się wreszcie na przebaczenie swoim dzieciom i godzący się łaskawie na ich szczęście. Nie! Nie! Pani by mi ubliżyła przypisując mi podobne myśli. Niech pani nie sądzi również, że z góry byłem pewny jej zgody, licząc na to wszystko, co pani poświęciła dla mojego syna; także nie. Pierwszy powiem głośno, że on niewart pani i... (jest dobry i szczery) — on sam to potwierdzi. Ale to jeszcze nie wszystko. Nie tylko to sprowadziło mnie tutaj o tej godzinie... przyszedłem tu... — z szacunkiem i nieco uroczyście podniósł się z miejsca — przyszedłem tutaj po to, aby zostać pani przyjacielem! Wiem, że nie mam żadnego prawa po temu, przeciwnie! Ale niech mi pani pozwoli na to prawo zasłużyć! Niech mi pani pozwoli mieć nadzieję!...