— Nie mów tak, Nataszo. Dlaczego mówisz: "czarny kot"?
Rozgoryczyło go to określenie.
— Fałszywą dobrocią, kłamliwą wspaniałomyślnością pociągnął cię ku sobie — ciągnęła dalej Natasza — i teraz coraz bardziej będzie cię zwracać przeciwko mnie.
— Przysięgam ci, że nie — zawołał Alosza z jeszcze większym zapałem — był podrażniony, kiedy powiedział: "pośpieszyliśmy się", sama zobaczysz, jutro, w tych dniach spostrzeże się i jeżeli tak się pogniewał, że nie zgodzi się na nasze małżeństwo, to przysięgam ci, że go nie posłucham. Może mi starczy sił na to... I wiesz, kto nam pomoże? — zawołał nagle, zachwycony swym pomysłem — Katia nam pomoże! Zobaczysz, zobaczysz, jaka to cudowna istota! Przekonasz się, czy chce być twoją rywalką i rozłączyć nas! I jakaś ty była niesprawiedliwa przed chwilą, mówiąc, że ja należę do tych, którzy mogą przestać kochać następnego dnia po ślubie! Jak gorzko mi było to słyszeć! Nie, ja nie jestem taki i jeżeli często bywałem u Kati...
— Dosyć, Alosza, możesz u niej bywać, kiedy chcesz. Nie o tym mówiłam przed chwilą. Nie wszystko zrozumiałeś. Bądź szczęśliwy, z kim chcesz. Przecież nie mogę żądać od twego serca więcej, niż mi dać może... Weszła Mawra.
— No cóż, podawać herbatę czy nie podawać? Żarty czy co, samowar już dwie godziny kipi, jedenasta godzina.
Zadała to pytanie w sposób brutalny i gniewny: widać było, że jest bardzo nie w humorze i że się gniewa na Nataszę. Rzecz polegała na tym, że przez te wszystkie dni, od wtorku, była taka zachwycona, iż jej pani (którą bardzo kochała) wychodzi za mąż, że zdążyła już o tym rozgłosić po całym domu, w sąsiedztwie, w sklepiku, u stróża. Chełpiła się i z triumfem opowiadała, że książę, człowiek o wielkim znaczeniu, generał i ogromnie bogaty, sam przyjeżdżał do jej pani prosić o rękę i ona, Mawra, słyszała to na własne uszy, a tu nagle wszystko się rozbiło. Książę odjechał rozgniewany, herbaty nie podano i naturalnie wszystkiemu była winna pani. Mawra słyszała, jak ona mówiła z nim bez szacunku.
— No cóż... podaj — odpowiedziała Natasza.
— No, a kolację podać czy nie? Natasza zmieszała się.
— Kolację też.
— Przygotowywało się i przygotowywało — ciągnęła dalej Mawra — od wczoraj urwanie głowy. Po wino aż na Newski latałam, a tu... — I wyszła, gniewnie trzasnąwszy drzwiami.
Natasza zaczerwieniła się i jakoś dziwnie spojrzała na mnie. Tymczasem podano herbatę i kolację; była dziczyzna, jakaś ryba i dwie butelki doskonałego wina od Jelisiejewa. "Po co te wszystkie przygotowania?" — pomyślałem sobie.
— Widzisz, Wania, jaka ja jestem — powiedziała Natasza podchodząc do stołu, zawstydzona nawet wobec mnie. — Przecież przeczuwałam, że wszystko weźmie dziś taki obrót, a jednak myślałam, że kto wie, może i inaczej się to skończy. Alosza przyjdzie, będzie przepraszał, pogodzimy się; wszystkie podejrzenia okażą się niesłuszne, zostanę przekonana i... na wszelki wypadek przygotowałam kolację. Cóż, myślałam sobie, zagadamy się, zasiedzimy...
Biedna Natasza tak się zaczerwieniła mówiąc to! Alosza wpadł w zachwyt.
— Widzisz, Nataszo! — zawołał. — Sama sobie nie wierzyłaś, dwie godziny temu jeszcze nie wierzyłaś w swoje podejrzenia ! Nie, to trzeba wszystko naprawić, ja jestem winien, ja jestem przyczyną wszystkiego i ja wszystko naprawię. Nataszo, pozwól mi zaraz iść do ojca. Muszę go zobaczyć; jest urażony, skrzywdzony; trzeba go pocieszyć. Powiem mu wszystko, wszystko od siebie, tylko od siebie; ty nie będziesz w to wmieszana. Wszystko załagodzę... Nie gniewaj się na mnie, że mi się tak śpieszy do niego i że chcę cię opuścić. Wcale nie; ale żal mi go; on się usprawiedliwi przed tobą, zobaczysz... Jutro, skoro świt, przyjdę do ciebie i będę przez cały dzień, do Kati nie pójdę.
Natasza nie zatrzymywała go, nawet sama mu poradziła, żeby jechał. Ogromnie się obawiała, że Alosza będzie teraz umyślnie gwałtem przesiadywać u nie) całymi dniami i znudzi się nią. Prosiła tylko, żeby nie mówił nic w jej imieniu, i starała się wesoło uśmiechnąć do niego na pożegnanie. Alosza już chciał wyjść, lecz nagle podszedł do niej, wziął jej ręce w swoje dłonie i siadł obok niej. Patrzył na nią z niewyslowioną tkliwością.
— Nataszo, moja kochana, mój aniele, nie gniewaj się na mnie i już nigdy nie będziemy się sprzeczać. Daj mi słowo, że będziesz zawsze we wszystkim mi ufać, a ja tobie... Ot, co ci opowiem, mój aniele! Posprzeczaliśmy się raz, nie pamiętam już o co; ja byłem winien. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie chciałem pierwszy prosić o przebaczenie, a było mi strasznie smutno. Chodziłem po mieście, włóczyłem się wszędzie, zaglądałem do przyjaciół, a na sercu było tak ciężko, tak ciężko... I przyszło mi wtedy do głowy: co by było, gdybyś na przykład zachorowała i umarła. I kiedy sobie to uprzytomniłem, ogarnęła mnie taka rozpacz, jak gdybym naprawdę na zawsze cię utracił. Myśli snuły się ciężkie, straszne. I zacząłem sobie wyobrażać, że przyszedłem na twój grób, upadłem nieprzytomny obejmując go i zamarłem w rozpaczy. Wyobraziłem sobie, jakbym całował ten grób, jakbym cię z niego wywoływał choć na chwilę i jakbym modlił się prosząc Boga o cud, żebyś choć na chwilę mi się zjawiła; wyobraziłem sobie, jakbym cię ściskał, jakbym tulił do siebie, całował i chyba umarłbym z rozkoszy, że choć przez chwilę mogłem jeszcze raz jak dawniej uścisnąć cię. I kiedy tak to sobie wyobrażałem, pomyślałem nagle: oto na jedną chwilę wypraszałem cię u Boga, a tymczasem przecież byłaś ze mną przez sześć miesięcy i przez te sześć miesięcy ileż razy sprzeczaliśmy się, ile dni nie mówiliśmy do siebie! Całymi dniami gniewaliśmy się i lekceważyliśmy nasze szczęście, a tu tylko na chwilę wzywam cię z grobu i za tę chwilę gotów jestem zapłacić całym życiem!... Kiedy sobie uprzytomniłem to wszystko, nie mogłem wytrzymać i czym prędzej pobiegłem do ciebie, przybiegłem tu, a ty już czekałaś na mnie i kiedyśmy się znowu uściskali po sprzeczce, pamiętam, przyciskałem cię tak mocno do piersi, jakbym cię naprawdę miał stracić. Nataszo! Nie będziemy się nigdy gniewać! Zawsze mi z tym tak ciężko! Boże! Czy można pomyśleć, że mógłbym cię porzucić!
Natasza płakała. Uścisnęli się mocno i Alosza jeszcze raz przysiągł, że nigdy jej nie opuści. Po czym pobiegł do ojca. Był przekonany, że wszystko załagodzi, naprawi.
— Wszystko skończone! Wszystko stracone — powiedziała Natasza ścisnąwszy mi kurczowo rękę. — Kocha mnie i nigdy nie przestanie kochać; ale Katię również kocha i po jakimś czasie będzie ją kochał więcej niż mnie. A ta żmija, książę, nie zaśpi sprawy i wówczas...
— Nataszo! Ja również wierzę, że książę postępuje nieuczciwie, ale...
— Nie wszystkiemu dajesz wiarę z tego, co mu powiedziałam! Spostrzegłam to z wyrazu twojej twarzy. Ale zaczekaj, sam zobaczysz, czy miałam słuszność. Mówiłam, tylko ogólnikowo, a Bóg raczy wiedzieć, co on tam ma na myśli! To straszny człowiek. Przez te cztery dni chodziłam tutaj po pokoju i domyśliłam się wszystkiego. Jemu zwłaszcza chodziło o to, żeby ulżyć Aloszy, uwolnić go od zmartwienia przeszkadzającego mu żyć, od zobowiązań wynikających z miłości ku mnie. Te oświadczyny wymyślił również po to, by wcisnąć się między nas i oczarować Aloszę szlachetnością i wspaniałomyślnością. To prawda, to prawda, Wania! Alosza ma właśnie taki charakter. Uspokoiłby się co do mnie, znikłyby jego obawy o mnie. Pomyślałby: "Przecież teraz to już moja żona, moja na zawsze", i mimo woli zwróciłby większą uwagę na Katię. Książę widocznie poznał dobrze tę Katię i przekonał się, że ona pasuje do niego, że może go silniej przyciągnąć niż ja. Och, Wania! w tobie teraz cała moja nadzieja: on w jakimś celu chce się zbliżyć do ciebie, zawrzeć znajomość. Nie odmawiaj mu, mój drogi, i postaraj się, na Boga, jak najprędzej być przyjętym u hrabiny. Zapoznaj się z tą Katią, przypatrz się jej bliżej i powiedz mi, jaka ona jest! Chciałabym wiedzieć, co ty o niej myślisz. Nikt tak mnie nie rozumie jak ty, i ty będziesz wiedział, czego mi potrzeba. Zbadaj jeszcze, jak bardzo są zaprzyjaźnieni, co właściwie jest między nimi, o czym rozmawiają; Kati, przede wszystkim Kati — przypatrz się dobrze... Dowiedź mi jeszcze ten jeden raz, mój miły, mój kochany, dowiedź mi jeszcze raz swej przyjaźni! W tobie, tylko w tobie teraz moja nadzieja...