Выбрать главу

— A pan w to uwierzył — powiedziałem — pan, któremu ona oddała wszystko, co mogła oddać, i nawet teraz, dzisiaj, cały jej niepokój był o pana, żeby panu się nie nudziło, żeby pana w jakiś sposób nie pozbawić widzenia się z Katarzyną Fiodorowną! Sama mi to mówiła dzisiaj. A pan od razu dał wiarę tym fałszywym podszeptom! Czy panu nie wstyd?

— Niewdzięczny! Ale cóż, jemu nigdy niczego nie wstyd! — rzekła Katia machnąwszy na niego ręką jak na człowieka zupełnie straconego.

— Ach, co też mówicie doprawdy — ciągnął dalej Alosza żałosnym głosem. — Ty zawsze taka jesteś, Katiu! Zawsze we mnie tylko zło upatrujesz... Nie mówię już o Iwanie Pietrowiczu! Sądzicie, że nie kocham Nataszy? Ja nie dlatego powiedziałem, że ona jest egoistką. Chciałem tylko powiedzieć, że ona mnie za bardzo kocha, że przebiera w tym miarę, i dlatego i mnie, i jej z tym ciężko. A ojciec mnie nigdy nie wyprowadzi w pole, choćby nawet chciał. Nie dam się. Wcale nie mówił, że Natasza jest egoistką w złym tego słowa znaczeniu; przecież to zrozumiałem. Powiedział właśnie to samo, co wam teraz powtórzyłem: że ona aż tak mnie kocha, aż tak, że to się staje po prostu egoizmem, więc i mnie, i jej jest ciężko, a później będzie jeszcze ciężej. Cóż, przecie powiedział prawdę, z miłości do mnie, i to zupełnie nie znaczy, że oczerniał Nataszę, przeciwnie, widział w niej najmocniejszą miłość, miłość bez miary, do absurdu...

Ale Katia przerwała mu i nie pozwoliła skończyć. Zaczęła robić mu gwałtowne wyrzuty, dowodzić, że ojciec zaczął chwalić Nataszę chcąc oszukać jego znaną dobroć i wszystko po to, by rozerwać ich związek, by niepostrzeżenie zwrócić przeciwko niej Aloszę. Gorąco i rozumnie wykazała mu, jak Natasza go kocha, jak żadna miłość nie może wytrzymać tego, co on robi — i że prawdziwym egoistą jest właśnie on, Alosza. Po krótkim czasie Katia wprawiła go w wielki smutek i zmusiła do całkowitej skruchy; siedział obok nas, patrząc w ziemię, już nic nie odpowiadając, zupełnie przybity, z wyrazem cierpienia na twarzy. Lecz Katia była nieubłagana. Przypatrywałem się jej z ogromną ciekawością. Chciałem jak najprędzej poznać tę dziwną dziewczynę. Była zupełnym dzieckiem, lecz jakimś dziwnym, dzieckiem z przekonaniami, o stanowczych zasadach i z namiętnym, wrodzonym ukochaniem dobra i sprawiedliwości. Jeżeli rzeczywiście można ją było nazwać jeszcze dzieckiem, należała do rodzaju dzieci zamyślających się, dość często spotykanego w naszych rodzinach. Widać było, że wiele już myślała. Ciekawe byłoby zajrzeć do tej myślącej główki i przypatrzeć się, jak się tam mieszały zupełnie dziecinne idee i pojęcia z poważnie przeżytymi wrażeniami i obserwacjami życia (bo Katia już trochę życie poznała), a obok tego i z ideami jeszcze jej nie znanymi, nie przeżytymi przez nią, lecz działającymi na nią w sposób abstrakcyjny, książkowy; idei tych musiało już być bardzo wiele i Katia uważała zapewne, że je przeżyła. W ciągu całego tego wieczoru i później wystudiowałem ją, zdaje się, dość dobrze. Serce miała gorące i otwarte. Niekiedy jakby gardziła umiejętnością panowania nad sobą, ceniąc nade wszystko prawdę, a wszelki życiowy takt uważała za konwencjonalny przesąd i chyba szczyciła się tymi przekonaniami, co się'dość często zdarza ludziom zapalczywym, nawet niezbyt młodym. Ale to właśnie dodawało jej jakiegoś szczególnego wdzięku. Bardzo lubiła myśleć i doszukiwać się prawdy, lecz tak mało miała w sobie pedanterii i tak była skłonna do dziecinnych wybryków, że każdy od pierwszego wejrzenia musiał polubić w niej wszystkie jej oryginalnostki i pogodzić się z nimi.

Przypomniałem sobie o Łowię i Bori i wydało mi się, że to najzupełniej z nią licuje. I dziwne: jej twarz, w której na pierwszy rzut oka nie zauważyłem nic szczególnie pięknego, w ciągu owego wieczora stawała się dla mnie coraz piękniejszą i coraz bardziej pociągającą. To naiwne rozdwojenie: dziecko i myśląca kobieta, to dziecinne i w najwyższym stopniu szczere pragnienie prawdy i sprawiedliwości, i niewzruszona wiara we własne dążenia — wszystko to opromieniało jej twarz jakimś pięknym światłem szczerości, dodawało jej jakiejś wyższej duchowej urody; i zaczynałem rozumieć, że nie tak prędko można wyczerpać całą treść tej urody, która nie udziela się od razu cała każdemu zwykłemu, obojętnemu spojrzeniu. I zrozumiałem, że Alosza musiał się do niej namiętnie przywiązać. Skoro sam nie mógł myśleć i rozumować, to kochał właśnie tych, którzy za niego myśleli, a nawet pragnęli — a Katia już wzięła go pod swą opiekę. Serce miał szlachetne i podatne na wpływy, poddawało się wszystkiemu, co było szlachetne i piękne, a Katia z całą szczerością dzieciństwa i sympatii z wielu rzeczy już mu się zwierzyła. Nie miał ani trochę woli, ona zaś miała wolę silną, upartą i płomienną; Alosza mógł się przywiązać tylko do tego, kto mógł nim kierować, a nawet mu rozkazywać. Tym częściowo przywiązała go do siebie i Natasza na początku ich znajomości, lecz Katia miała wielką przewagę nad Natasza — tę, że sama była jeszcze dzieckiem i, zdaje się, jeszcze długo miała nim pozostać. To jej dzieciństwo, jasność umysłu, a równocześnie pewien brak rozwagi, wszystko to było jakoś bliższe Aloszy.

Odczuwał to i dlatego Katia przyciągała go do siebie coraz silniej. Jestem przekonany, że kiedy rozmawiali na osobności, to obok poważnych "propagandowych" rozmów Kati dochodziło pewnie i do figli. I chociaż Katia zapewne bardzo często zasmucała Aloszę i miała go w ręku, jemu widocznie lżej było z nią niż z Nataszą. Jakoś bardziej do siebie pasowali, to było najważniejsze.

— Dosyć, Katiu, dosyć, skończmy z tym; ty zawsze masz rację, a ja nie. To dlatego, że masz czystszą duszę niż ja — powiedział Alosza wstając i podając jej rękę na pożegnanie. — Zaraz jadę do niej, a do Łowy nie wstąpię...

— Nie masz po co wstępować do Łowy; jesteś bardzo miły, żeś usłuchał i że pojedziesz do Nataszy.

— A ty jesteś tysiąc razy milsza niż wszyscy — smutno odpowiedział Alosza. — Iwanie Pietrowiczu, muszę panu powiedzieć dwa słowa na osobności.

Odeszliśmy na bok.

— Ja dziś bezwstydnie postąpiłem — wyszeptał — postąpiłem podle, jestem winny wobec wszystkich na świecie, a przede wszystkim wobec nich obu. Dzisiaj po obiedzie ojciec zapoznał mnie z Aleksandryną (pewną Francuzką) — czarująca kobieta. Zapomniałem się i... no, nie ma o czym mówić, nie jestem godzien przestawać z nimi... Do widzenia, Iwanie Pietrowiczu!

— On jest dobry, on jest szlachetny — szybko zaczęła mówić Katia, kiedy znów usiadłem obok niej — ale o nim później wiele będziemy mówić, teraz przede wszystkim musimy się porozumieć: co pan sądzi o księciu?

— Uważam go za bardzo złego człowieka.

— I ja również. Stąd wniosek, że się zgadzamy, a to nam wiele ułatwi. Teraz o Natalii Nikołajewnie... Wie pan, Iwanie Pietrowiczu, jestem teraz jak w ciemnościach, czekałam na pana jak na światło. Pan mi to wszystko wyjaśni, bo o najważniejszym sądzę tylko na podstawie domysłów, z tego, co mi opowiadał Alosza. A od nikogo innego nie mogłam się dowiedzieć. Niech więc pan powie, po pierwsze (to najważniejsze), czy według pana oni będą ze sobą szczęśliwi? To muszę wiedzieć przede wszystkim, żeby powziąć ostateczną decyzję, żeby już wiedzieć, jak postępować.

— Czy można to wiedzieć na pewno?...

— Ależ naturalnie, że nie na pewno — przerwała mi — tylko jak panu się zdaje, bo pan jest człowiekiem mądrym.

— Moim zdaniem nie mogą być szczęśliwi.

— Dlaczego?

— Bo nie pasują do siebie.

— Ja też tak myślałam.

I złożyła rączki, jakby w głębokim zmartwieniu.

— Niech pan opowie szczegółowiej. Proszę pana, strasznie chcę zobaczyć Nataszę dlatego, że mam z nią wiele do pomówienia i zdaje mi się, że obie o wszystkim zdecydujemy. A teraz wciąż wyobrażam ją sobie tak: Musi być bardzo mądra, poważna, szczera i piękna. Prawda?