Выбрать главу

Brunetti zapytał go, czy jakaś policjantka pełni służbę tej nocy, a kiedy usłyszał, że nie, polecił dyżurnemu, żeby zadzwonił do pierwszej na liście i kazał jej natychmiast się stawić. Na razie postanowił zaprowadzić Reginę Ceroni do swojego gabinetu. W budynku zakręcono na noc ogrzewanie, toteż od ścian wiało chłodem, a w powietrzu czuć było wilgoć. Kiedy weszli po schodach na górę, komisarz pchnął drzwi i przepuścił zatrzymaną przodem.

– Chciałabym skorzystać z toalety.

– Przykro mi. Nie może pani, dopóki nie zjawi się policjantka.

Signora Ceroni uśmiechnęła się.

– Boi się pan, że odbiorę sobie życie? Niech mi pan wierzy, zabiją mnie inni.

Wskazał jej krzesło, a sam stanął za biurkiem i zaczął przerzucać leżące na nim papiery. Nie zamienili słowa przez kwadrans, aż do pojawienia się funkcjonariuszki. Była to kobieta w średnim wieku, od wielu lat pracująca w policji. Kiedy tylko weszła do gabinetu, Brunetti spojrzał na Reginę Ceroni i spytał:

– Czy chce pani złożyć zeznania? Funkcjonariuszka Di Censo sporządzi protokół.

Regina Ceroni potrząsnęła głową.

– Może chce pani zadzwonić do swojego adwokata?

Ponownie potrząsnęła głową. Brunetti odczekał chwilę, po czym zwrócił się do policjantki.

– Proszę zaprowadzić panią Ceroni do celi numer cztery. Czwórka, zdaje się, jest ogrzewana. Jeśli zatrzymana zmieni zdanie, ma prawo porozumieć się z rodziną albo z adwokatem.

Signora Ceroni po raz trzeci potrząsnęła głową – nie zamierzała zmieniać zdania.

– Zatrzymana nie może się kontaktować z nikim innym, ani z komendy, ani spoza tego gmachu. Czy to jasne?

– Tak jest, panie komisarzu – potwierdziła funkcjonariuszka Di Censo. – Czy mam jej cały czas towarzyszyć?

– Tak, dopóki ktoś pani nie zmieni – oznajmił Brunetti, po czym zwrócił się do zatrzymanej: – Zobaczymy się rano, signora.

Skinęła bez słowa głową, wstała i wyszła za Di Censo z gabinetu komisarza. Przez chwilę Brunetti słuchał odgłosu ich oddalających się kroków; solidne obcasy funkcjonariuszki dudniły miarowo, a cienkie obcasy Reginy Ceroni stukotały lekko – tak samo jak przed kilkoma godzinami, kiedy szedł za nią do Piazzale Roma, gdzie ostatecznie wyzbył się wątpliwości, że to ona zamordowała Trevisana, Lotta i Favera.

Napisał krótki meldunek, w którym streścił rozmowę z zatrzymaną, na końcu wspominając o jej odmowie porozumienia się z adwokatem i złożenia oficjalnych zeznań. Wychodząc z budynku, wręczył meldunek dyżurnemu, z poleceniem, aby go oddał komendantowi Patcie albo porucznikowi Scarpie, zależnie od tego, który zjawi się pierwszy.

Dochodziła piąta, kiedy wreszcie wślizgnął się do łóżka obok żony. Paola drgnęła, obróciła się do niego i zarzuciwszy mu rękę na szyję, mruknęła coś niezrozumiałego. Zasypiając, widział w pamięci nie twarz umierającej kobiety, lecz Chiarę ściskającą pluszową zabawkę, Szczekusia. Całkiem sympatyczne imię dla psa, pomyślał i po chwili zapadł w sen.

Rozdział 28

Kiedy obudził się, Paoli już nie było; zostawiła jednak liścik, w którym napisała, że Chiara zachowywała się rano zupełnie normalnie i poszła do szkoły jak zwykle. Chociaż wiadomość sprawiła mu ulgę, cały czas nękał go dojmujący smutek – czternastoletnia dziewczynka nie powinna oglądać takich okropności jak te na kasecie. Wypił kawę i wziął długi prysznic, ale mimo to czuł się znużony i nie potrafił otrząsnąć się z przygnębienia. Kiedyś bez trudu odzyskiwał formę po nie przespanej nocy i nawet najgorsze zbrodnie nie miały wpływu na jego równowagę psychiczną; wytrwale, bez spoczynku parł naprzód w poszukiwaniu prawdy, a przynajmniej sprawiedliwości. To się jednak skończyło. Choć ścigał przestępców z jeszcze większą determinacją niż dawniej, miał świadomość, że jego możliwości fizyczne wyraźnie zmalały.

Odsunął od siebie ponure myśli i wyszedł z mieszkania; rześkie powietrze i obecność ludzi na ulicach poprawiły mu nastrój. Przechodząc obok kiosku z gazetami, rzucił okiem na nagłówki, mimo iż wiedział, że jeszcze za wcześnie, aby pojawiła się jakakolwiek wzmianka o zatrzymaniu Reginy Ceroni.

W komendzie zjawił się przed jedenastą. Mundurowi funkcjonariusze salutowali na jego widok, inni podwładni i współpracownicy witali go skinieniami głowy. Trochę się zdziwił, że nikt mu nie gratuluje znalezienia i aresztowania morderczyni Trevisana, Favera i Lotta, lecz nie dał tego po sobie poznać.

Na biurku znalazł dwie krótkie notatki informujące go o tym, żeby natychmiast zgłosił się do Patty. Zszedł na dół.

– Jest u siebie?

– Tak – potwierdziła bez uśmiechu sekretarka. – W dodatku w złym humorze.

Miał ochotę spytać, czy kiedykolwiek widziała Pattę w dobrym humorze, ale ugryzł się w język.

– O co mu chodzi?

– O przeniesienie.

– O co? – Powód złości Patty niespecjalnie go obchodził, ale rozmowa z uroczą sekretarką była przyjemnym sposobem odwleczenia choćby o kilka minut spotkania z szefem.

– O przeniesienie – powtórzyła. – Przeniesienie tej kobiety, którą pan zatrzymał.

Zadzwonił telefon.

– Si? – powiedziała signorina Elettra, podnosząc słuchawkę. – Nie, nie mogę. – Rozłączyła się i spojrzała na Brunettiego.

– Co się stało? – zapytał. Serce waliło mu jak młotem; był pewien, że sekretarka to słyszy.

– Rano zadzwoniono z Ministerstwa Sprawiedliwości i powiedziano, że ma zostać przewieziona do Padwy.

Brunetti pochylił się i oparł obiema rękami o blat biurka.

– Kto odebrał telefon? – spytał.

– Nie wiem. Któryś z dyżurnych, przed moim przyjściem. Potem, około ósmej, pojawili się ludzie z wydziału specjalnego. Mieli nakaz.

– I zabrali ją?

– Tak. Do Padwy.

Pani Elettra patrzyła z przerażeniem, jak dłonie komisarza zaciskają się w pięści, pozostawiając osiem długich rys na lśniącej powierzchni blatu.

– O co chodzi, panie komisarzu?

– A dowieźli na miejsce?

– Nie wiem. – Spojrzała na zegarek. – Wyjechali ponad trzy godziny temu. Powinni już byli dotrzeć.

– Proszę zadzwonić i sprawdzić – powiedział chrapliwym głosem Brunetti.

Zamiast od razu wykonać polecenie, wbiła w niego oczy, zdumiona zmianą, jaka w nim nastąpiła.

– Proszę zadzwonić do Padwy. Do della Cortego! – powtórzył głośniej komisarz i zanim zdążyła zareagować, sam chwycił telefon i wystukał numer.

Della Corte podniósł słuchawkę po trzecim dzwonku.

– Tu Guido. Czy już ją dowieźli? – spytał Brunetti, nie wdając się w wyjaśnienia.

– Ciao, Guido. Czy kogo dowieźli? Nie wiem, o czym mówisz.

– Zatrzymałem wczoraj kobietę, która zabiła tych trzech.

– Przyznała się?

– Tak.

Della Corte zagwizdał z uznaniem.

– No, no. Nie wiedziałem. Ale o co chodzi? Gdzie ją aresztowałeś?

– Tu. W Wenecji. Ale dziś rano zjawili się po nią ludzie z wydziału specjalnego. Przysłał ich ktoś z Ministerstwa Sprawiedliwości. Powiedzieli, że zgodnie z procedurą musi być przewieziona do Padwy.

– Bzdura! – oburzył się della Corte. – Przecież dopóki zatrzymany nie zostanie oficjalnie oskarżony, powinien pozostawać w miejscu aresztowania. Każdy dureń to wie! – Zamilkł, a po chwili zapytał: – Chyba że zdążyliście ją oskarżyć?

– Nie. Nie było na to czasu.

– Postaram się czegoś dowiedzieć i zaraz oddzwonię. Jak się nazywa?

– Ceroni, Regina Ceroni.

Della Corte błyskawicznie się rozłączył.

– Co się stało? – spytała zaniepokojona sekretarka.