Выбрать главу

– Nie wierzę! – Malcon poderwał się na równe nogi. – Nie raz ratowali mnie przed różnymi niebezpieczeństwami. Kłamiesz, Altarus kiwnął się do tyłu jakby wystraszony gwałtownym ruchem Malcona, ale pozostał na miejscu. Skrzywił twarz i zmrużył oczy, blade czoło pokryło się siecią zmarszczek, a po chwili, gdy zmarszczki rozpłynęły się, kilka czerwonych kresek podzieliło czoło Maga na poziome paski.

– Przecież twoja śmierć od razu na progu Yara nie leżała w interesie Targa-Rhovila. Wszystko, co dotychczas tu zrobiłeś, cieszy twego stryja, ale nie dlatego, że ci sprzyja. Przecież osłabiasz jego wrogów.

Malcon usiadł znowu. Zapominając, że prawa ręka ciągle jest martwa usiłował podnieść ją do twarzy, ale nie drgnęła nawet. Spojrzał w dół zaskoczony, pokręcił lekko głową i szarpnął (wąsa palcami lewej. Przełknął kilka razy ślinę, usiłując zaprzeczyć Altarusowi, ale wszystko, co przychodziło mu do głowy mogło równie dobrze świadczyć przeciwko Hokowi i Pia, Podniósł głowę i spojrzał na Maga.

– Nie mogę w to uwierzyć – powiedział cicho.

Altarus pokiwał głową.

– Będę ci mógł udowodnić swoje słowa. Nie myśl, że to tylko moje wymysły. Jeśli przejdziesz ze mną do innego pokoju, tam gdzie znajduje się znany ci już Kamień Wiadomości, zobaczysz coś – wskazał ręką na siebie.

Malcon zawahał się, ale wstał wolno i popatrzył we wskazanym kierunku. Nie było tam żadnych drzwi; jak i wszędzie w tym pokoju ściana pochylała się do środka jakby pod ciężarem pokrywającej ją farby i wzoru. Przeniósł spojrzenie na Altarusa, który drgnął i wykonał mały gest dłonią lewej ręki. Ściana za nim ściemniała i pojawiły się półokrągłe drzwi. Malcon zaczął iść dookoła stołu, zdążył zauważyć błysk złości w oczach Altarusa, ominął stół i zatrzymał się trzy kroki przed gospodarzem. Ciemne oczy Altarusa wpiły się w jego twarz. Stali obaj nieruchomo sczepieni spojrzeniami. Malcon usłyszał cichutki, na granicy słyszalności, pisk, krew załomotała mu w skroniach. Altarus poruszył się.

– Nie… – zająknął się -… nie możesz wejść do tej komnaty z przeklętym mieczem. Kamień Wiadomości…

– Łżesz! – krzyknął Malcon. Napiął wszystkie mięśnie, ale prawa ręka ani drgnęła na rękojeści Gaeda. Stęknął i zgrzytnął zębami. – Wchodziłem z Gaedem do takiej samej komnaty w wieży Mezara i nic się nie stało!

– Tak – powiedział spokojnie Altarus. – Ale właśnie dlatego Targa-Rhovil wszystko o tobie wiedział. Ten… – po raz pierwszy jego spojrzenie spoczęło na rękojeści trzymanego przez Malcona miecza, krótki dreszcz wstrząsnął nim, rozkołysał purpurową szatę -… miecz… – przymknął oczy na krótką chwilę jakby chciał się uspokoić, otrząsnąć z wrażenia -… jest równocześnie szpiegiem, łącznikiem ze swym panem. Nie możesz z nim wejść do Komnaty Kamienia.

– A co chcesz z nim zrobić?

– Nic. Tylko zostawisz w innej komnacie. Ja go nie dotknę.

– Nie!

– Nie będę mógł ci pokazać…

– Nie!

– Czy to znaczy…

– Nie oddam miecza – po raz trzeci przerwał Altarusowi Malcon. Sam nie wiedział dlaczego zdecydował się sprzeciwić tak wyraźnie gospodarzowi. Już prawie był gotów pójść z nim do komnaty Kamienia Wiadomości, gdy nagle, niespodziewanie dla samego siebie, zdecydował zatrzymać Gaed bez względu na to co się stanie.

Altarus zamilkł. Nie wykonał żadnego ruchu, a mimo to urósł nagle w oczach Malcona, nie było ani czerwonej komnaty, ani sufitu, sylwetka Maga przesłoniła wszystko jednocześnie Malcon widział każdy szczegół jego twarzy, każdą nitkę tkaniny, z której wykonana była purpurowa szata. Był tylko Altarus. Malcona ogarnęło takie uczucie, jakby stał tyłem do olbrzymiej góry, z której spada na niego głaz – nic czuł nic i nic nie widział, ale przeświadczenie strasznego uderzenia było tak oczywiste, jakby widział wszystko swoimi oczami.

– Głupcze!!! – potworny głos, chrapliwy, skrzeczący, świdrujący, a zarazem uderzający w uszy z mocą, która zwalała z nóg, rozległ się wokół Malcona. Ten niespodziewany ryk, głośniejszy od huku największego wodospadu, uderzył w Malcona jak podmuch wichury w gałęzie drzewa, zakołysał nim, przeniknął do wnętrza Dorna, Bolesnym echem odezwało się serce. Malcon zatańczył na podłodze machając lewą ręką, by odzyskać równowagę, ale nie odwrócił spojrzenia od Altarusa. Mag uniósł obie ręce na wysokość piersi, wyprostował ramiona i wycelował palcem w Malcona. Król Laberi zamarł w miejscu, skamieniały jak na początku wizyty. Mógł poruszać głową, mógł mówić. Mag podszedł bliżej.

– Głupcze – powtórzył cicho dla odmiany, ale szept jego ciął powietrze i boleśnie dziurawił głowę. – Myślisz, że nie poradzę sobie z tobą? Chciałem się tylko zabawić i udało mi się, przekonałem cię, że jestem Altarusem – wydał z siebie jakiś obrzydliwy, bulgotliwy chichot. – Ale teraz przestało mnie to bawić. Koniec z tobą – wyciągnięte w kierunku Malcona długie cienkie palce drżały. – Z wami wszystkimi. Gdy będę chciał, zamknę tych twoich sprzymierzeńców w klatce wody, z której nigdy nie wyjdą! Tylko co jakiś czas któryś z moich pieszczoszków będzie brał sobie jednego dla zabawy. Przecież widziałeś w wodzie moje maleństwa? – znowu zabulgotało mu w gardle. Nagle opuścił ręce. Podszedł bliżej Malcona. Utkwił spojrzenie oczu, z których nagle zniknęły źrenice, w prawej dłoni Malcona, ten poczuł, że jego ręka, zupełnie mu nie podlegając, wypuszcza rękojeść z palców i przesuwa się do biodra. Mag zaczął poruszać wargami, ale Malcon nie słyszał najmniejszego dźwięku. Poczuł jakiś ruch, a gdy spojrzał przerażony w dół zobaczył, jak Gaed wysuwa się zza pasa i leci w powietrzu w stronę Maga. Lippys odsunął się wolno, nie spuszczając spojrzenia z posuwającego się w ślad za nim miecza. Nie wiadomo skąd w jego rękach pojawiła się biało-żółto-czerwona chusta, którą szybkim, ostrożnym gestem narzucił na Gaed. Uśmiechnął się szeroko, tak szeroko, że Malcon po raz pierwszy zobaczył jego zęby. Były purpurowe.

– Niech sobie Zacamel śpi – powiedział nagle Lippys normalnym głosem. – Niech szuka swojego ukojenia, tego, co odeszło i czego już nie spotka – mówił do siebie zupełnie nie zwracając uwagi na Malcona, zadowolony, nasycony triumfem. – Nie doczeka się… Nie uda mu się. Teraz ja… – popatrzył na Malcona i nagle ryknął: – JA!! Ja będę Magiem nad Magami! Będę Trójkolorowym Magiem!

Ściszył głos, napawając się treścią wypowiedzianych słów. Malcon zebrał ślinę w ustach i splunął w stronę Maga. Plwocina odbiła się od niewidzialnej przeszkody przed jego twarzą i spadła na podłogę. Lippys po raz drugi uśmiechnął się, pokazując swoje czerwone zęby.

– Dobrze, że to zrobiłeś. Teraz wiesz, na co się porwałeś. Zrobię z tobą co będę chciał. Będziesz moim najlepszym, najwierniejszym sługą. Będziesz dla mnie walczył. Będziesz moim ostrzem, będziesz Gaedem wyrąbywał dla mnie panowanie nad światem. Pokonasz Zacamela! – ściszył głos do szeptu.

– Boisz się go – powiedział Malcon. – Jesteś tchórzliwym nędznym, śmierdzącym psem, który porywa swemu panu kęs, gdy tamten śpi, i przymilnym, merdającym ogonem kundlem, gdy czuwa. Grapla – wyrzucił z siebie słowo, którego używał Jogas, gdy chciał powiedzieć, że któryś ze szczeniaków w miocie nie nadaje się do niczego.

– Głupcze – powiedział z politowaniem Lippys. – Będziesz się modlił, by mieć tyle swobody co pies, by móc zjeść to, co psy zostawia. Będziesz ścinał drzewa dzień i noc, dzień i noc, a potem oddam cię moim wiernym Tiurugom. Jeśli któryś z twoich przyjaciół doczeka tej chwili, pójdziecie tam razem. Wpuszczę do korytarzy tych nędznych szczurów Pia takie moce, że matki będą same zabijały swoje dzieci, byle nie dostały się w ręce moich sług, a ci będą zabawiać się z kobietami. Ich mężowie będą stali nieruchomo, tak jak ty teraz, i będą patrzyli jak szczury zjadają im nogi, aż wyjedzą wszystkie mięśnie i będą musieli upaść i widzieć jak moje zwierzątka obgryzają mięso z ich własnych kości, aż dojdą do twarzy. Twoi jaskiniowcy będą żyć do ostatniej chwili – zobaczą ostre zęby zbliżające się do ich oczu i poczują, jak wbijają się w powieki.