Выбрать главу

– Czy pan jest mańkutem? – zapytał Alex. – Widziałem, że jako Mówca wziął pan kredę w lewą rękę próbując pisać na tablicy podczas przedstawienia. Ale to mogło należeć do koncepcji reżyserskiej. Mówca mógł w ten sposób zademonstrować jeszcze mniejszą zdolność przekazania myśli Starego innym. Można to było rozumieć tak, że człowiek, któremu Stary powierza swój testament, nie tylko że nie umie mówić, ale nawet nie wie, w której ręce trzyma się kredę, próbując pisać… Ale kiedy przekręcił pan kontakt za sceną lewą ręką, zrozumiałem, że jest to dla pana naturalne. Zresztą pan Davidson opowiadał nam, że został pan kontuzjowany na froncie i jako inwalida odesłany do kraju…

– Jestem kaleką… – powiedział Darcy cicho. – Moja prawa ręka tylko cudem została uratowana od amputacji. Nie mam w niej prawie żadnej władzy. Z trudem potrafię poruszać palcami i zginać ją… Zginam ją, zresztą, za pomocą aparatu… Japończycy postrzelili mnie kulą dum-dum w dżungli. Pocisk eksplodował w ciele. To przekreśliło moją karierę aktorską i pchnęło mnie później ku reżyserii. Nie mogę wykonywać tą ręką żadnego swobodnego gestu, chociaż nauczyłem się operować nią, jak gdyby była zdrowa… Ale to przecież nie jest żadne alibi. Moja lewa jest potwornie silna. Wyrobiłem ją sobie do perfekcji. Prawą nie mógłbym zabić nawet muchy, ale lewą… lewa mogła zamordować…

– Czy mógłby nam pan pokazać tę zranioną rękę? – powiedział Alex. – Wiem, że to nieprzyjemne, ale rozumie pan chyba, że sprawa jest zbyt ważna. Vincy nie mógł zostać zabity lewą ręką.

– Nie mógł?!!!

– Nie.

Darcy popatrzył na niego przez chwilę bez słowa, a potem wstał i zdjął marynarkę. Rozpiął koszulę, zsunął ją z ramion i położył na krześle. Parker gwizdnął cicho przez zęby. Na wysokości przedramienia prawa ręka stojącego była jedną straszliwą blizną. Ciało wyrwane zostało kiedyś aż do kości. W tej chwili skóra obrastała tylko kikut, do którego przytwierdzony był za pomocą dwóch skórzanych pasków aparat. Kilka długich, delikatnych, stalowych sprężynek przytwierdzonych poniżej łokcia zastępowało mięśnie przedramienia.

– Tak. To załatwia sprawę. Darcy poruszył ręką i opuścił ją. Potem włożył koszulę i zaczął zawiązywać krawat, ale ręce zaczęły mu drżeć i opuścił je.

– Czy jest pan… o tym przekonany? – zapytał. – To znaczy, że zabić go mógł tylko człowiek używający prawej ręki?…

– Staram się okłamywać ludzi jak najmniej… – szepnął Alex. – I chociaż nie zawsze udaje się to w naszym, jakże cywilizowanym społeczeństwie, to jednak w tym wypadku powiedziałem panu absolutną prawdę. Darcy zawiązał krawat i usiadł ciężko.

– Całe szczęście! – powiedział szczerze.

– Och – Alex znowu zrobił nieokreślony ruch ręką – wiedziałem, że go pan nie mógł zabić, nawet gdyby obie pana ręce były zupełnie zdrowe.

– Co?! – powiedzieli jednocześnie Parker i Darcy.

– No, cóż. W takiej sprawie jak ta trzeba dużo i szybko myśleć, bo fakty ukazują się raz z tego, a raz z innego punktu widzenia. Ale jedna rzecz jest decydująca i zawsze ją powtarzam: Zabić mógł tylko ten, kto 1) miał powód, 2) nie ma prawdziwego alibi, 3) mógł dokonać zabójstwa w tych okolicznościach i w taki właśnie sposób, w jaki zostało ono dokonane. Na początku śledztwa mamy zawsze w tym równaniu, gdzie niewiadomą jest zabójca, a wiadomą osoba zamordowanego i okoliczności, w jakich znaleziono ciało, jedną tylko drogę: dopasowanie zabójcy do morderstwa. A tymczasem:

1) Jeżeli chodzi o samo popełnienie zbrodni, znany był tylko jeden fakt, że wszedł pan do tej garderoby na trzy minuty przed rozpoczęciem drugiej części przedstawienia. Wszystko inne należy już do czasu po zbrodni. Tak zeznał elektryk Caruthers, który potem miał zaledwie czas wrócić na wieżyczkę, wypróbować reflektory i zapalić światła na początek drugiej części, a już kurtyna poszła w górę. Zresztą z tego, że spędził pan dość dużo czasu w garderobie Ewy Faraday, a potem znowu kilka minut na scenie, wynikało, że po dojściu do garderoby Vincy’ego miał pan minimalną ilość czasu na zabicie go, włożenie maski i udanie się na scenę. Miał pan na to sto osiemdziesiąt sekund mniej więcej.

2) Zabił pan Vincy’ego jego własnym sztyletem, więc musiał pan wejść do garderoby, porwać sztylet, uderzyć Vincy’ego, a potem w błyskawicznym tempie włożyć maskę, spojrzeć w lustro, sprawdzić, czy Vincy nie żyje, wyjść, zamknąć za sobą drzwi, przekręcić klucz w zamku, pójść na scenę i zająć miejsce na planie. W ostateczności mógł pan to wszystko zrobić, ale pod jednym warunkiem: że Vincy leżałby spokojnie po pańskim wejściu do garderoby i dał się zabić jak baranek. Rzeczywiście, Vincy został znaleziony w pozycji leżącej, ciało było wygodnie ułożone na wznak w chwili zadania ciosu.

Ale czy to było możliwe?

Vincy był tchórzem. Na kilka dni wcześniej zapowiedział mu pan, że go pan zabije, jeśli jeszcze raz powtórzą się jakieś jego obelgi wobec Ewy Faraday. Mógł oczywiście nie wierzyć, że go pan zabije, ale na pewno wierzył, że będzie go pan chciał uderzyć, bo wiedział, że pan kocha Ewę Faraday i że on sam w tej sprawie zachowuje się dość nikczemnie od początku do końca. Powinien był więc zerwać się na pana widok. A zresztą dlaczego miałby leżeć w garderobie trzy minuty przed rozpoczęciem aktu na odległej bądź co bądź o kilkanaście jardów i odgrodzonej drzwiami i korytarzami scenie? Gdyby nie zerwał się, to w każdym razie usiadłby. Ale nie zginąłby na leżąco. Tak mi się przynajmniej wydawało.

3) Dowiedział się pan od Ruffina, że Vincy usunął go z garderoby. Ale usunął go przecież dlatego, że w przerwie albo po spektaklu spodziewał się wizyty jakiejś kobiety. Narażał się więc pan na to, że wchodząc albo spotkałby pan tę kobietę, albo weszłaby ona w chwili, gdy pan popełniał zbrodnię. A przed popełnieniem zbrodni nie mógł pan przecież zamknąć drzwi. Gdyby je pan zamknął wchodząc, trudno uwierzyć, aby Vincy nie zerwał się. Ktoś, o kim wiemy, że źle nam życzy, zamykający drzwi na klucz po wejściu do nas, musi w każdym z nas wywołać niepokój, a więc zmianę pozycji z bezbronnej w stojącą albo co najmniej siedzącą. Dlaczego więc, mając od miesięcy obliczony i opracowany w najdrobniejszych szczegółach tak rewelacyjny, nieomal genialny plan zbrodni, nagle narażał pan jego wykonanie na taki hazard? Rozsądek wskazywałby na to, żeby nie zabijać Vincy’ego w jego garderobie w dniu i w chwili, gdy spodziewał się on w tej garderobie wizyty.

4) Poza tym, jak na tak genialnie planującego, przebiegłego i sprytnego mordercę zachowywał się pan podczas przerwy nonsensownie. Stracił pan wiele minut pocieszając Ewę Faraday w jej garderobie. Potem stracił pan kilka minut na scenie, potem idąc do garderoby Vincy’ego dał się pan odprowadzić prawie aż do samych drzwi elektrykowi Caruthers, zamiast odprawić go przed zejściem ze sceny na korytarz prowadzący do garderoby. Dlaczego? Tracił pan tylko czas konieczny do manewru i skracał pan sobie możliwość wykonania planu. Bo w ciągu trzech minut tylko Vincy, współpracujący z panem albo zupełnie nie reagujący na pańskie wejście, mógłby pozwolić panu na wykonanie zadania. Co innego, gdyby wszedł pan do garderoby o pięć minut wcześniej. Wówczas mógłby pan wyczekać i zabić go w odpowiednim momencie, mając pewność, że pan zdąży. W każdym razie tak by pan to chyba planował.

5) Sztylet! Przyszedł pan bez swojego narzędzia zbrodni, mając mniej niż dwieście sekund do pojawienia się na planie! A gdyby Vincy zamknął na przykład szufladę na klucz albo zaniósł sztylet do domu, albo zrobił z nim sto innych rzeczy, które by spowodowały, że nie znalazłby się on natychmiast w miejscu, w którym spodziewał się pan go znaleźć w garderobie? Co wówczas? Czy miał pan jakiekolwiek szansę poruszać się po garderobie żywego Vincy’ego i poszukiwać sztyletu, podczas gdy Vincy, nie zwracając uwagi na pana ani zbliżającą się chwilę uniesienia kurtyny, leżałby spokojnie za koszem pełnym róż i nie spojrzał nawet na pana. Gdyby w końcu zobaczył pana ze sztyletem, czyż nie zacząłby krzyczeć? Ściana garderoby jest gruba i nie przechodzi przez nią odgłos rozmów, ale czy głos przestraszonego, dorosłego mężczyzny nie rozległby się echem w całym teatrze? Poza tym sztylet należący do Vincy’ego, czy nie należący do niego, wydawał mi się idiotyzmem w tak precyzyjnym planie. Mając tak genialny pomysł i stworzywszy sobie pełną możliwość jego realizacji, nie powierzyłby pan przecież najważniejszej jego fazy stu przypadkom. Vincy został zabity jednym ciosem i nie krzyknął. Ale Vincy mógł krzyczeć. Gdyby sztylet nie ugodził precyzyjnie prosto w serce, mógłby nawet zerwać się i krzyczeć z bólu…