Выбрать главу

– W nocy nikt, w zasadzie, proszę pana, do teatru nie ma powodu przychodzić, jeśli nie odbywa się nocna próba. Ale nawet gdyby coś takiego się zdarzyło, to dzwonek nocny jest bardzo głośny i kiedy w teatrze nie ma nikogo, to głos jego niesie się wszędzie, proszę pana. Usłyszałbym na pewno.

– Dobrze. Co dalej?

– Więc potem ruszyłem dalej korytarzem i pierwsza garderoba to była właśnie pana Vincy. Zobaczyłem światło przez dziurkę od klucza i chociaż Gullins nie powiedział mi, że pan Vincy jeszcze jest, to jednak wolałem zapukać. Przez tych trzydzieści osiem lat w teatrze niejedno się już widziało. Mógł ktoś być u pana Vincy. Aktorzy czasem mają takich spóźnionych gości. Jakieś panie, które przychodzą… Pan wie, proszę pana, to ta atmosfera garderoby teatralnej tak pociąga…

– Tak. Wiem. A co dalej?

– Więc zapukałem. A kiedy nikt nie odpowiedział, zapukałem jeszcze raz. Kiedy nikt i tym razem nie odpowiedział, pochyliłem się do dziurki od klucza i zobaczyłem, że klucz tkwi od wewnątrz w zamku. Otworzyłem więc drzwi, bo pomyślałem sobie, że pewnie pan Vincy zapomniał zgasić światło wychodząc.

– Czy były zamknięte na klucz?

– Nie. Nacisnąłem tylko klamkę i otworzyły się. Początkowo myślałem, że pan Vincy śpi, a może nawet wypił trochę za dużo, proszę pana. Nieraz już takie rzeczy widziałem. Wtedy wzywa się taksówkę i razem z szoferem pakuje gościa do auta, żeby zbudził się u siebie w domu.

– Tak. Ale pan Vincy nie spał…

– Właśnie, proszę pana. Więc kiedy podszedłem i zobaczyłem, że ma ten sztylet wbity w serce, struchlałem i zacząłem się trząść, i nie mogłem się ani ruszyć, ani oderwać od niego oczu. Ale potem przemogłem się i podszedłem, żeby zobaczyć, czy żyje. Zmusiłem się, żeby go dotknąć…

– Czego dotykaliście?

– Czoła, proszę pana. Położyłem mu rękę na czole, ale było już zupełnie zimne. Zrozumiałem, że to trup i wtedy włosy mi stanęły dęba. Byłem przecież sam w całym gmachu, a morderca mógł kryć się gdzieś tutaj. Więc wypadłem z garderoby, pobiegłem do portierki, zamknąłem się w niej na klucz i zadzwoniłem do pana dyrektora Davidsona, a potem nie ruszałem się z miejsca aż do przyjazdu policji i pana dyrektora, tylko modliłem się i czekałem…

– A czy w ciągu tego czasu morderca, jeżeli był w gmachu, mógł uciec?

– Uciec, proszę pana? – Stary zastanowił się. – W żaden sposób, proszę pana. Teatr został dwa lata temu przebudowany i całe zaplecze sceny jest odgrodzone od widowni ogniotrwałą ścianą. Prowadzą przez nią tylko trzy małe wyjścia z korytarza za kulisy i wąziutki korytarzyk do foyer. Ale one wszystkie mają stalowe drzwi i automatyczne zamki, a po przedstawieniu inspicjent zamyka je i oddaje klucz portierowi, tak że wyjście jest tylko tędy. Okna też są okratowane, jeszcze z czasów, kiedy był tu teatrzyk komediowy, pięćdziesiąt lat temu… Pamiętam go jeszcze jako chłopiec…

– Chwileczkę… – Parker wyszedł na korytarz i Joe usłyszał go mówiącego do Jonesa: – Weźcie ludzi i przeszukajcie cały teatr od strychu do piwnic, żeby sprawdzić, czy morderca nie mógł wyjść albo czy nie ma gdzieś wyłamanego okna lub drzwi.

– Tak jest, szefie!

Parker powrócił do portierki.

– A ten Gullins, wasz kolega, czy nie mógł, na przykład, przepuścić jakiejś obcej osoby, nie zauważyszy jej?

– Nie wiem, proszę pana. Myślę, że nie, bo stąd widać całe schody, proszę pana, a po wyjściu personelu zamyka się drzwi, więc chyba nie.

– A dlaczego miałby zamykać drzwi, jeżeli pan Vincy jeszcze nie wyszedł?

– Właśnie tego to już nie wiem, proszę pana… – Stary zawahał się. – Były zamknięte, kiedy przyszedłem…

– Czy macie coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał szybko Parker.

– Nie, nie, nic… – Stary znowu zawahał się. – Nic, proszę pana.

– Pamiętajcie, że tu zamordowano człowieka! – inspektor wstał i podszedł do niego. – Jeżeli dostrzegliście jakiś drobiazg, nawet najmniejszy, to nie wolno wam go ukrywać, nawet jeżeli zdaje się wam, że nie ma on najmniejszego znaczenia.

– Tak jest, proszę pana – portier wstał szybko i wyprostował się służbiście.

– Siadajcie – Parker położył mu rękę na ramieniu i zmusił go, żeby usiadł. Nie zdejmując ręki, pochylił się nad nim. – Mówcie, Soames, tylko mówcie całą prawdę, bo inaczej możecie zostać pociągnięci do odpowiedzialności za ukrywanie przed policją istotnych dla śledztwa informacji.

– Kiedy, proszę pana… To nie jest istotne, bo…

– O tym ja będę sądził. Mówcie, proszę.

– Więc, proszę pana, chodzi tylko o to, że Gullinsowi urodziło się wczoraj dziecko… W nocy się urodziło. Synek… I on całą noc poprzednią nie spał, a potem przyszedł, oczywiście, do pracy…

– Tak. I co?

– Więc kiedy ja przyszedłem i zapukałem do drzwi, to nie odpowiedział. Musiałem dzwonić parę razy. Dopiero wtedy się obudził. Ale niech pan nie mówi tego panu dyrektorowi, bo Gullins straciłby pracę… A on… jemu żona trzecie dziecko właśnie urodziła… I to byłoby dla niego straszne.

– Rozumiem. Nikt się o tym nie dowie, kto nie musi się dowiedzieć. Ale jakie to według was ma znaczenie?

– A takie, proszę pana, że to on, William Gullins, miał obowiązek obejść za piętnaście dwunasta wszystkie garderoby i scenę, żeby oddać mi teatr po swoim obchodzie. Taki jest przepis. Jeżeli spał, to znaczy, że nie obszedł. Bo gdyby obszedł, to on by znalazł pana Vincy. Poza tym musiał chyba być senny i nie spojrzał na tabliczkę, boby zobaczył, że brak klucza od jednej garderoby. A jeżeli brakowało tego klucza, to miał obowiązek sprawdzić dlaczego. Wszyscy wychodząc oddają klucze. Klucze od każdej garderoby zawsze oddają garderobiani, bo zostają chwilę po wyjściu aktorów, żeby uporządkować garderobę. Nie wiem, jak to było dzisiaj. Pewnie pan Vincy odprawił Ruffina…

– Kto to jest Ruffin?

– Oliver Ruffin to garderobiany, który obsługiwał w Krzesłach pana Vincy.

– Aha, to znaczy, że według was Gullins zaspał. A jeżeli zaspał, to różnie mogło się tu dziać. Czy tak?

– Tak, proszę pana… Ale niech pan, proszę pana…

– Możecie być spokojni. Chodzi o wykrycie mordercy, a nie o przekroczenie przepisów przez waszego kolegę, który mógł być przecież „zmęczony po nocy, kiedy oczekiwał przyjścia na świat potomka. Nie bójcie się, nic mu nie będzie, jeżeli powie nam całą prawdę. A bądźcie przekonani, że powie. Dyrektor Davidson nie dowie się o tym.

– Dziękuję panu, proszę pana… – Stary człowiek podniósł się z miejsca. – Czy mam iść, proszę pana, czy zostać do końca mojego dyżuru?

Parker spojrzał na niego uważnie.

– Czy jesteście żonaci?

– Jestem wdowcem, proszę pana.

– A macie dzieci?

– Dwie córki, proszę pana.

– Czy mieszkają z wami?

– Nie, proszę pana. Jedna i druga wyszły za mąż. Jedna jest w Szkocji, a druga aż w Australii. Jej mąż tam dostał pracę…

– Więc mieszkacie sami?

– Tak, proszę pana.

– Dobrze. Idźcie do domu, ale nie wolno wam słowa nikomu pisnąć do jutra, dopóki się tu rano nie zgłosicie. Teraz prześpijcie się trochę. Policja będzie pilnowała dziś w nocy tego teatru w waszym zastępstwie. – Uśmiechnął się. – Ale pamiętajcie, że jesteście obowiązani do milczenia.

– Tak jest, proszę pana.

– I nie fatygujcie się do Gullinsa, żeby go ostrzec o tym, że policja wie o jego nadmiernej skłonności do snu przy pracy, bo za minutę pojedzie po niego samochód i przegoni was.

Stary człowiek zatrzymał się jak wryty, a potem przez jego pomarszczoną twarz przewinął się cień uśmiechu.