Przerabianie siebie, pomyślała Eye. Całkiem możliwe. Jej się to zdarzyło. Spojrzała w stronę Reeanny i Williama, którzy gawędzili z Mirą i jej mężem.
– I powinnaś. Ja też jestem z ciebie dumna.
– Ale musisz mnie posłuchać. Chcę ci to powiedzieć – dobrze? – zanim wejdę na scenę i wszystkim pospadają z uszu te brylanty. – Mayis chrząknęła i w jednej chwili zapomniała o przygotowanej mowie. Do diabła z tym. Znam cię i naprawdę cię kocham. Naprawdę, Dallas.
– Chryste, Mavis, nie próbuj doprowadzać mnie do płaczu. Wystarczy, że Roarke wcisnął we mnie jakieś świństwo.
Bez najmniejszego wstydu „ Mayis otarła ręką nos.
– Zrobiłabyś to dla mnie gdybyś wiedziała jak. – Eye spojrzała na nią zdumiona, marszcząc brwi. Wzruszenie Mayis zmieniło się nagle w wesołość. – Cholera, Dallas, ty byś nawet nie wiedziała, jak zamówić coś bardziej skomplikowanego niż sojowe hot dogi czy wega burgery. Wszędzie tutaj znać rękę Roarkea.
„Do wszystkiego przyłożyłem rękę.” Echo słów Roarke”a za dźwięczało jej nagle w głowie, aż się wzdrygnęła.
– Masz rację.
– Poprosiłaś go, żeby to zrobił. I zrobił to dla ciebie.
Nie chcąc, by tego wieczoru miał miejsce jakikolwiek zgrzyt, pokręciła przecząco głową.
– On to zrobił dla ciebie, Mavis.
Kąciki ust Mavis powoli opadły, a jej oczy znów zaszły mgłą.
– Pewnie tak. Masz jakiegoś pieprzonego księcia, Dallas. Pieprzony książę. Teraz muszę iść się wyrzygać. Zaraz wracam.
– Jasne. – Eye wzięła od mijającego ją kelnera szklankę jakiegoś napoju z bąbelkami i podeszła do Roarke”a. – Przepraszam na chwileczkę – powiedziała i odciągnęła go od grupki ludzi. – Jesteś pieprzonym księciem – oświadczyła mu.
– Dziękuję. To chyba miłe. – Delikatnie objął ją ramieniem w talii, a drugą rękę położył na jej dłoni trzymającej szklankę. Eye ze zdumieniem stwierdziła, że zaczęli się poruszać w łagodnym tańcu. – Trzeba czasem ruszyć wyobraźnią w przypadku… stylu Mavis. Ale ten kawałek można nawet uznać za romantyczny.
Eye uniosła brew, starając się wychwycić wokal Mavis ponad hałasem sekcji dętej.
– . Tak, niemodna, sentymentalna piosenka. Kiepska ze mnie tancerka.
– To dlatego, że próbujesz prowadzić. Skoro nie chcesz siedzieć i dać odpocząć temu potłuczonemu ciału, postanowiłem służyć ci przez chwilę za podporę. – Uśmiechnął się do niej. – Znów zaczynasz utykać. Tylko troszeczkę. Ale wyglądasz na odprężoną.
– Kolano jest trochę sztywne – przyznała. – Paplanina Mayis rzeczywiście trochę mnie odprężyła. Teraz nasza bohaterka poszła rzygać.
– To cudownie.
– Po prostu nerwy. Dzięki. – Pod wpływem impulsu wspięła się na palce i pocałowała go przy wszystkich, co zdarzało się niezmiernie rzadko.
– Proszę bardzo. Za co dziękujesz?
– Za to, że nie musimy jeść sojowych bot dogów ani wega burgerów.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Przyciągnął ją bliżej. – Naprawdę jest mi przyjemnie. Widzę, że Peabody całkiem nieźle znosi swoje potłuczenia i niewielki szok – zauważył.
– Co? – Eye podążyła za jego wzrokiem i spostrzegła swoją asystentkę, która przed chwileczką weszła na taras przez szerokie, podwójne drzwi i od razu wzięła z tacy wysoki kieliszek.
– Powinna leżeć w łóżku jak niemowlę – mruknęła Eye, odsuwając się od Roarke”a. – Przepraszam, muszę iść i odesłać ją tam z powrotem.
Wolnym krokiem przeszła przez taras, utkwiwszy oczy w Peabody, która uśmiechnęła się, odsłaniając zęby.
– Niezła zabawa, poruczniku. Dzięki za zaproszenie.
– Dlaczego, do cholery, wstałaś z łóżka?
– Stuknęłam się w głowę, a oni mc tylko mi wszędzie zaglądali. Taki drobiazg jak eksplozja me mógł mnie powstrzymać od przyjścia na przyjęcie Roarke”a.
– Jesteś na jakichś lekach?
– Dali mi trochę środków przeciwbólowych i… – mina jej zrzedła, gdy Eye stanowczym ruchem wyjęła jej z dłoni kieliszek szampana.
– Chciałam to tylko potrzymać. Naprawdę.
– W takim razie potrzymasz to – zaproponowała Eye, wręczając jej szklankę wody mineralnej. – Powinnam cię zawlec z powrotem do Centrum.
– Sama tam nie poszłaś – mruknęła Peabody, po czym uniosła brodę. – Poza tym nie jestem na służbie. Nie możesz mi rozkazać, żebym wracała.
Choć podobała jej się determinacja Peabody, Eye była nieugięta.
– Żadnego alkoholu – rzuciła krótko. – I żadnych tańców.
– Ale…
– Wyciągnęłam cię dzisiaj z tamtego budynku, mogę cię wyciągnąć i stąd. A tak przy okazji – dodała – mogłabyś zrzucić parę funtów.
– Moja matka zawsze mówi to samo. – Peabody sapnęła rozdrażniona. – Żadnego alkoholu ani tańców. Jeśli skończyłaś z tymi zakazami, pójdę porozmawiać z kimś, kto mnie jeszcze nie zna.
– Dobrze. Peabody?
Obróciła ku niej pochmurną twarz.
– Słucham?
– Dobrze się dzisiaj spisałaś. Mogę już bez wahania wszędzie z tobą wchodzić.
Peabody patrzyła w ślad za oddalającą się Eye. Słowa, jakie padły przed chwilą, zostały powiedziane lekkim, niemal niedbałym tonem, lecz był to największy komplement dotyczący jej pracy, jaki kiedykolwiek słyszała.
Eve rozejrzała się po sali. Przebywanie w większym towarzystwie nie było jej ulubioną formą spędzania wolnego czasu, ale starała się, jak mogła. Nie broniła się nawet przed tańcem, kiedy nie udawało się jej umknąć przed zaproszeniem. W pewnej chwili znalazła się więc na parkiecie z Jessem, który sterował jej bezwolnym ciałem – bo na tym jej zdaniem polegał taniec.
– William to twój znajomy? – zagadnął Jess.
Bardziej znajomy Roarke”a. Nie znam go zbyt dobrze.
– W każdym razie ma ciekawe pomysły na program interaktywny, który możemy dołączyć do dysku. Żeby ludzie mogli wejść w muzykę, stanąć obok Mayis.
Eye spojrzała z powątpiewaniem na ekran. Mayis kręciła ledwie zakrytymi biodrami, wykrzykując o spalaniu się w ogniu miłości, a wokół niej tańczyły czerwone i złote płomienie.
– Myślisz, że ludzie chcieliby w to wchodzić?
Zaśmiał się i jego głos zszedł w niższe, cieplejsze tony.
– Moja droga, będą sobie deptać po piętach, żeby się dopchać. I płacić ciężkie pieniądze.
– Jeśli tak będzie – powiedziała, zwracając ku niemu twarz – tobie też przypadnie spory udział.
– Zwykła rzecz w tego typu projektach. Zapytaj męża, on ci powie.
– To Mayis cię wybrała. – Złagodniała widząc, że kilka osób wpatruje się z ciekawością w ekran. – I chyba wybrała nieźle.
– Oboje wybraliśmy. Powinno się nam udać – odrzekł. – Trzeba tylko pozwolić im poczuć smak jej występu na żywo. Gdyby dach nie był już otwarty, wysadzilibyśmy go.
– Nie denerwujesz się? – Spojrzała na niego: opanowanie, pewność siebie..- Nie, nie denerwujesz się.
– Od zbyt wielu lat zarabiam na życie graniem. To moja praca.
Uśmiechnął się, przesuwając od niechcenia rękę po jej plecach. – Ty się nie denerwujesz, tropiąc zabójców. Działasz na przyspieszonych obrotach, prawda? Zmobilizowana, ale nie zdenerwowana.
– To zależy. – Pomyślała o sprawie, którą się teraz zajmowała poczuła skurcz w żołądku.
– Nie, jesteś ze stali. Zobaczyłem to już przy naszym pierwszym spotkaniu. Nie poddajesz się, nie cofasz przed niczym. Nie załamujesz się. Dlatego twój mózg, w ogóle cała konstrukcja psychiczna, jest dla mnie wielką zagadką. Czym się kieruje Eye Dallas? Poczuciem sprawiedliwości, zemstą, obowiązkiem, moralnością? Moim zdaniem jakimś rzadkim połączeniem wszystkich tych sił, plus sprzeczność między pewnością siebie a zwątpieniem w siebie. Masz silne przekonanie o tym, co jest słuszne, a jednocześnie ciągle pytasz, kim jesteś.
Nie była pewna, czy podoba się jej nagła zmiana tematu rozmowy.
– Kim ty jesteś, muzykiem czy psychologiem?
– Ludzie, którzy tworzą, badają innych ludzi, a muzyka jest tyle nauką, co sztuką i tyle uczuciem, co nauką. – Utkwił swoje srebrzyste oczy w jej oczach, prowadząc ją slalomem między innymi parami. -Kiedy zapisuję linijkę nut, chcę, żeby działała na ludzi. Muszę rozumieć, nawet studiować naturę ludzką, jeżeli chcę uzyskać właściwą reakcję. Jak będą się zachowywać, co będą myśleć i czuć?