Выбрать главу

Zacząłem dokonywać nieśmiałych, niepokojących porównań pomiędzy Quinnem i niektórymi wielkimi politykami przeszłości — Franklinem D. Rooseveltem, Rockefellerem, Johnsonem i pierwszym z Kennedych. Wszyscy oni posiadali tę ciepłą, piękną, sprzeczną zdolność wygrywania rytuałów politycznego podboju i zarazem wskazywania swym nieco inteligentniejszym ofiarom, że nikogo się tu nie nabiera, że wszyscy wiemy, iż chodzi jedynie o rytuał, „ale czy nie uważacie, że jestem dobry w tej grze?” Już wtedy, tego pierwszego wieczoru w 1995 roku, kiedy Quinn był tylko młodym, nie znanym poza swoją dzielnicą członkiem zgromadzenia, widziałem go wkraczającego do historii obok Roosevelta i Johna F. Kennedy’ego. Później zacząłem stosować wznioślejsze porównania pomiędzy Quinnem i takimi osobistościami jak Napoleon, Aleksander Wielki, czy nawet Jezus, a jeśli zżymacie się słysząc podobne brednie, to pamiętajcie, proszę, że jestem mistrzem sztuki stochastycznej, a mój wzrok jest bystrzejszy niż wasz.

Quinn nie powiedział wtedy nic na temat swoich planów ubiegania się o wyższy urząd. Kiedy wracaliśmy do reszty gości, stwierdził po prostu: „Jeszcze za wcześnie, żebym mógł zacząć kompletować zespół współpracowników. Ale gdy to nastąpi, upomnę się o ciebie. Haig będzie z tobą w kontakcie”.

— Co o nim myślisz? — zapytał Mardikian pięć minut później.

— W 1998 roku będzie burmistrzem Nowego Jorku.

— A potem?

— Jak chcesz wiedzieć coś więcej, bracie, to skontaktuj się z moim biurem i uzgodnij termin wizyty. Zapłacisz pięćdziesiąt za godzinę i powiem ci wszystko, co widzę w szklanej kuli.

Haig trącił mnie lekko w ramię i odszedł ze śmiechem do gości.

Dziesięć minut później paliłem fajkę ze złotowłosą damą imieniem Autumn. Autumn Hawkes, nowy, osławiony sopran Metropolitan Opera. Porozumieliśmy się szybko co do reszty wieczoru jedynie wzrokiem, milczącym jeżykiem ciała. Powiedziała, że przyszła na przyjęcie z Victorem Schottem (ponurym, młodym, olbrzymim pruskim typem w upstrzonym orderami stroju wojskowym), który miał tej zimy poprowadzić jej rolę w operze Lulu, ale Schott najwyraźniej umówił się z radnym Holbrechtem, i Autumn musiała sobie radzić sama. Radziła sobie. Nie zwiodła mnie jednak w kwestii prawdziwego obiektu swojego zainteresowania, widziałem bowiem, jak przez cały pokój spogląda łakomie na Paula Quinna i jak błyszczą jej oczy. Quinn przyszedł tu w interesach i nie usidliłaby go żadna kobieta. (Ani mężczyzna!)

— Ciekawa jestem, czy umie śpiewać — powiedziała z zadumą Autumn.

— Chciałabyś wystąpić z nim w duecie?

— Być Izoldą dla jego Tristana. Turandot dla Kalafa. Aidą dla Radamesa.

— Salome dla Jana Chrzciciela[9]? — podsunąłem.

— Nie drażnij się ze mną.

— Podziwiasz jego poglądy polityczne?

— Mogłabym, gdybym je znała.

— Jest liberałem i przy zdrowych zmysłach — powiedziałem.

— A zatem podziwiam jego poglądy polityczne. Uważam ponadto, że jest obezwładniająco męski i niesłychanie przystojny.

— Politycy na dorobku nie nadają się podobno na kochanków. Wzruszyła ramionami. — Zasłyszane opinie nie robią na mnie wrażenia. Popatrzę tylko na mężczyznę — wystarczy mi jedno spojrzenie — i wiem od razu, czy się nadaje, czy nie.

— Dziękuję — powiedziałem.

— Oszczędź sobie komplementów. Czasami się mylę — powiedziała z jadowitą słodyczą. — Nie zawsze, ale czasami tak.

— Ja też się czasem mylę.

— Co do kobiet?

— Co do wszystkiego. Jestem jasnowidzem. Przyszłość jest dla mnie otwartą księgą.

— Zdaje się, że nie żartujesz — powiedziała.

— Nie. W ten sposób zarabiam na życie. Prognozami.

— Co widzisz w mojej przyszłości? — zapytała na wpół nieśmiało, na wpół szczerze.

— Najbliższej czy odległej?

— Jednej i drugiej.

— W najbliższej — powiedziałem — noc szalonych hulanek i spokojny, poranny spacer w lekkim deszczu. W odległej — triumf za triumfem, sławę, willę na Majorce, dwa rozwody i szczęście w jesieni życia.

— Więc jesteś cygańską wróżką?

Potrząsnąłem głową. — Jestem tylko technikiem stochastycznym, o pani.

Posłała spojrzenie Quinnowi. — Co widzisz w przyszłości dla niego?

— Dla niego? Zostanie prezydentem. Co najmniej prezydentem.

7

Rankiem, kiedy trzymając się za ręce spacerowaliśmy po zadrzewionych alejkach Szóstego Kanału Bezpieczeństwa, padał lekki deszcz. Tani sukces: słucham prognozy pogody, jak wszyscy. Autumn wyjechała na próby, skończyło się lato, Sundara wróciła szczęśliwa i zmęczona z Oregonu, głowę zaprzątali mi nowi klienci płacący sowite honoraria, i życie toczyło się dalej.

Moje spotkanie z Paulem Quinnem nie miało bezpośrednich następstw, ale i tak ich nie oczekiwałem. W politycznym życiu Nowego Jorku wrzało wtedy jak w kotle czarownic. Zaledwie kilka tygodni przed przyjęciem u Sarkisiana jakiś niezadowolony bezrobotny podszedł do burmistrza Gottfrieda na balu Partii Liberalnej i usunąwszy z talerza zdumionego urzędnika na wpół zjedzony grejpfrut, cisnął na jego miejsce gram Ascenseura — nowego, francuskiego, politycznego materiału wybuchowego. Wskutek jednej wspaniałej eksplozji odeszli w zaświaty: Jego Wysokość, zabójca, czterech okręgowych przewodniczących i kelner. Spowodowało to próżnie władzy w mieście. Wszyscy sądzili, że potężny burmistrz zostanie wybrany na cztery lub pięć kolejnych kadencji, bo trwała dopiero druga, aż nagle zabrakło niezwyciężonego Gottfrieda, jak gdyby Bóg umarł pewnego niedzielnego poranka, kiedy kardynał zaczynał właśnie dzielić chleb i wino. Nowy burmistrz, dawny przewodniczący Rady Miejskiej, DiLaurenzio, był kompletnym zerem: Gottfried, jak każdy prawdziwy dyktator, lubił otaczać się ugrzecznionymi, służalczymi bałwanami. Było dla wszystkich rzeczą oczywistą, że DiLaurenzio jest postacią przejściową, którą każdy przeciętnie silny kandydat usunie ze sceny w wyborach na burmistrza. A za kulisami czekał już Quinn.

Przez całą jesień nie miałem o nim ani od niego żadnych wiadomości. Trwały prace ciał ustawodawczych i Quinn siedział za biurkiem w Albany[10], wiec dla nowojorczyków mógłby równie dobrze być na Marsie. Znajomy, dziwaczny cyrk ruszył w mieście pełną parą, tym bardziej, że ze sceny została usunięta potężna, freudowska siła w osobie burmistrza Gottfrieda, Miejskiego Ojca Wszechmogącego o ciemnych brwiach i długim nosie, opiekuna słabych i kastratora niesfornych. Milicja 125 Ulicy, nowy, samozwańczy murzyński oddział, który przechwalał się od miesięcy, że kupuje czołgi w Syrii — zaprezentował na hałaśliwej konferencji prasowej trzy opancerzone potwory, i wysłał je następnie z niszczycielską misją przez Columbus Avenue na Hiszpański Manhattan, gdzie podpalono cztery kwartały ulic i pozostawiano za sobą dziesiątki zabitych. W październiku, kiedy Czarni obchodzili Dzień Marcusa Garveya[11], Portorykańczycy przypuścili na Harlem atak komandosów, dowodzonych osobiście przez dwóch z ich trzech izraelskich pułkowników. (Barrios wynajęli Izraelczyków w celu szkolenia swoich żołnierzy w 1994 roku, tuż po ratyfikacji antymurzyńskiego przymierza, zawartego pomiędzy Portorykańczykami i niedobitkami żydowskiej ludności miasta.) Komandosi w błyskawicznym ataku wzdłuż Lenox Avenue nie tylko wysadzili w powietrze warsztaty wraz ze wszystkimi trzema czołgami, lecz opróżnili także pięć sklepów monopolowych i główne centrum komputerowe, podczas gdy ich siły dywersyjne przekradły się na zachód, by zbombardować Apollo Theater.

вернуться

9

Salome dla Jana Chrzciciela — aluzja do opery Salome (R. Strauss, O. Wilde). Wilde dokonał skandalizującej interpretacji opowieści biblijnej o św. Janie Chrzcicielu: Salome domagała się ścięcia św. Jana, a głowę jego kazała przynieść sobie na tacy, bowiem św. Jan wzgardził jej zmysłową miłością.

вернуться

10

Albany — stolicą stanu Nowy Jork nie jest Nowy Jork, ale liczące 100 tys. mieszkańców miasto Albany. Tam mieszczą się władze stanowe, kontrolujące m.in. wydatki miejskie Nowego Jorku.

вернуться

11

Marcus Garvey (1887–1940) — nacjonalistyczny przywódca murzyński. Zorganizował pierwszy powszechny ruch Murzynów w USA. Został skazany na dwa lata więzienia i deportowany na Jamajkę.