Выбрать главу

Ściśle biorąc, Kserkses nie tylko nie zniszczył swej ziemi i rodu, lecz uważał, że znakomicie się swojej ojczyźnie przysłużył. Chciał dać Grekom nauczkę i dał. Na jedno się skarżył: na koszta wojny. – Każda okruszyna złota, którą wycisnąłem z Babilonii, została wydana w Grecji. Wniosek z tego jest oczywisty: nigdy nie prowadź wojny z ubogim krajem, ponieważ niezależnie od jej wyników, zawsze na tym stracisz.

Wątpię, czy Ajschylos podzielałby tę opinię, trudno jest bowiem Grekowi uświadomić sobie, że Grecja jest mała i biedna, że Persja jest wielka i bogata. Że życie jest krótkie. Krótkie.

Byłem na weselu królewicza Dariusza i córki Masistesa. Nie znałem dwóch trzecich gości. Ponieważ jednak pojawili się tam przeważnie potomkowie Sześciu, rozpoznawałem imiona, jeśli nie twarze nowego pokolenia. Ślub dostarczył mi także okazji, bym znowu zajął swe miejsce na dworze Wielkiego Króla – tym razem wśród starszyzny! Wprawdzie odnoszono się do mnie z respektem należnym przyjacielowi z dziecinnych lat niemłodego już monarchy, ale moja osoba nie budziła zainteresowania. Dwór był tak samo zapatrzony w siebie jak Wielki Król. A co ważniejsze, za długo mnie tu nie widziano. I nie miałem pieniędzy. Dziesięć lat trwało, zanim wyrwałem różne swoje posiadłości ze skarbu, a także od Lais, która nie ucieszyła się dostatecznie z powrotu jedynego syna. W ogóle zauważyłem, że rodziców częściej podnieca niż martwi perspektywa przeżycia swoich dorosłych dzieci.

Lais mieszkała w moim domu, w moich pokojach, nie obeszło się więc bez mnóstwa gorszących narzekań, kiedy przenosiła się na powrót do pomieszczeń dla kobiet. Chociaż nie zmartwiła się, że widzi mnie żywego, naturalną u matki radość utrzymywała we właściwych granicach.

– Skąd mogliśmy wiedzieć! – Żałośnie przyglądała się, jak jej kufry i łoża wyprowadzają się z mojej sypialni do raczej ciasnych komnat haremowych. – Poza tym według prawa po trzyletniej nieobecności uważa się człowieka za nieodwołalnie zmarłego.

Lais prawie wcale się nie zmieniła. Może tylko przybrała nieco na wadze, co złagodziło i odmłodziło jej twarz, która u progu wieku średniego sprawiała już wrażenie nadmiernie surowej i stanowczej.

– Miałam zaprosić na dziś wieczór gości. – Było to nazajutrz po ostatnich uroczystościach weselnych.

– Nie przeszkadzaj sobie. – Starałem się być uprzejmy; zachowywaliśmy się raczej jak starzy znajomi niż jak matka i syn. – Mogę się do was przyłączyć?

– Nie będziesz niemiły? – W jej głosie brzmiał niepokój.

– Grecy. – Pomyślałem sobie, że nikt się nigdy nie zmienia. – Wciąż jeszcze spiskujesz?

– Bardziej niż kiedykolwiek. – Lais trzymała wysoko głowę, niewątpliwie mając w pamięci boginię Atenę. – To jest moment, na który wszyscy czekaliśmy. Nigdy jeszcze nasza przyszłość nie zapowiadała się tak promiennie.

– Promiennie? O tak! Wręcz świetlanie. – Nie mogłem się powstrzymać od sarkazmu. – Straciliśmy dwa z sześciu korpusów armii, połowę floty i skarb jest pusty. Z jakiego więc powodu uważacie, że nasza przyszłość nigdy nie przedstawiała się promienniej?

Wyjaśniono mi to. Szczegółowo. Najpierw Lais. Potem Demaratos. Był to nadal przystojny mężczyzna, choć nieco nadgryziony zębem czasu. Nie czuł się już skrępowany w perskim stroju i wprawdzie miał solidne perskie buty na stopach, ale nie wątpiłem, że nauczył się je myć. Wśród obecnych na kolacji greckich emigrantów znajdował się piękny młodzieniec z wyspy Kos, imieniem Apollonides. Kserkses go sobie upodobał. Nie, Demokrycie, nie z powodu urody, lecz lekarskich zdolności. Ze względu na tę urodę musiał trzymać się z dala od haremu. Zazwyczaj lekarze to jedyni mężczyźni, którzy mogą przebywać w tej części pałacu, utarło się jednak, że muszą być bardzo starzy, jak Demokedes, lub bardzo brzydcy albo jedno i drugie. Chociaż lekarze są czujnie pilnowani przez eunuchów, wszyscy uważali, że w wypadku kogoś takiego jak Apollonides lepiej nie kusić losu.

– Mój kuzyn Pauzaniasz dał już dowód swych dobrych intencji. Odesłał z powrotem pięciu spośród prześwietnych krewnych Wielkiego Króla. – Demaratos nauczył się mówić po persku kwiecistym, ale niezbyt pięknym stylem. W gruncie rzeczy jego maniery stały się teraz bardziej perskie niż spartańskie i nie byłem pewien, czy nie wolałem jego dawnego prostactwa. Spartanie nie są przyzwyczajeni do przepychu ani do względnej wolności. Kiedy te dwie rzeczy się zbiegną, tak jak na perskim dworze, Spartanina to demoralizuje.

– Przecież Spartanie na pewno nie pozwolą Pauzaniaszowi na przymierze z nami. – Od samego początku sądziłem, że los Pauzaniasza jest przesądzony. Był arogancki, chciwy, głupi. Cechy te łatwo jednają radosne względy owych bogiń, które Grecy ze strachu zwą dobroczynnymi; w istocie są to furie.

– Nie znasz Sparty. – Dawny król Sparty odnosił się do mnie z pogodną pobłażliwością. – Pauzaniasz jest regentem. Może robić, co chce, dopóki ma w kieszeni eforów. To znaczy, dopóki za jego sprawą eforzy mają złoto w s w o i c h kieszeniach. O tak, będzie panował w całej Grecji, naturalnie, w imieniu Wielkiego Króla.

Lais była podniecona, jak zawsze. Nic tak jak greckie spiski nie zapalało młodzieńczego blasku w jej oczach. Miała po prostu bzika na punkcie polityki greckiej.

Po kolacji do spiskowców przyłączyła się jeszcze jedna naprawdę bardzo ważna osobistość. Znałem pobieżnie Megabazosa, kiedy oba byliśmy młodzi. To syn Zopyrosa, kalekiego satrapy Babilonii, którego udało nam się z Kserksesem uniknąć w czasie naszej pierwszej podróży do Babilonu. Podczas mego pobytu na wschodzie Megabazos tak się odznaczył jako wojownik, że Kserkses dał mu za żonę swoją córkę, Amystis. Nawiasem mówiąc, Megabazos z wcześniejszego małżeństwa miał syna noszącego po dziadku imię Zopyros. Ten sam Zopyros, który ostatnio w Atenach intrygował przeciw własnej ojczyźnie. Co prawda młodzieniec żywi uzasadnioną urazę do naszego królewskiego domu, nie jest to jednak powód, by postępować jak Grek.

Fizycznie Megabazos był olbrzymem, jest nadal, jak sądzę; mocno trzymał się życia. Nie tak dawno podczas królewskiego polowania uratował przed lwem Wielkiego Króla Artakserksesa. Na nieszczęście poddanemu nie wolno nic zabić, nim pierwsze zwierzę nie padnie z ręki króla. Artakserkses czuł wdzięczność do Megabazosa za ocalenie, ale jako zniewagę odczuł pogwałcenie starodawnego zwyczaju. Megabazosa skazano na śmierć. Lecz Amystis połączyła siły z królową matką Amestris i razem przekonały króla, aby zesłał Megabazosa na wygnanie. Podobno jest teraz trędowaty. Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się pod czujnym okiem Lais, wszystko to jednak było daleką przyszłością.

Podjęto zwykłą, to znaczy trwającą bez końca, dyskusję o sprawach greckich. Zauważyłem, że Megabazos zachowuje się powściągliwie. Zauważyłem też, że wciąż zerka na mnie, jakby czekając na jakiś sygnał. To mnie zaintrygowało. W końcu, kiedy Grekom wino uderzyło już do głowy, dałem mu znak, żeby przeszedł do mojej pracowni, położonej tuż za komnatą jadalną. Gdy wychodziliśmy, Lais obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem – w moim własnym domu!

– Interesuje mnie wschód – rzekł Megabazos. Nawet dźwięki orkiestry lidyjskiej nie zabrzmiałyby w moich uszach piękniej niż to jedno zdanie.