Выбрать главу

Kserkses chętnie legł na łożu.

– Babilończycy robią to nago – powiedział Mardonios nie bez złośliwości.

– Ale nie ich bogowie – odparł speszony nieco Kserkses.

– Przede wszystkim ich bogowie. Przecież jesteś pierwszym mężczyzną, a ona pierwszą kobietą. Jeszcze nie wynaleziono ubrań.

Wspomniałem już, że Persowie nie, tylko nie rozbierają się na oczach innych mężczyzn, lecz nawet żonom czy konkubinom nie pokazują się zupełnie nago. Inaczej jest z Grekami, którzy wprawdzie nie odkrywają się całkowicie przed kobietami, chyba że w czasie igrzysk, natomiast bez uczucia wstydu rozbierają się do naga wobec innych mężczyzn. To była jednak szczególna chwila. Przecież już nigdy nie mieliśmy odgrywać roli bogów Babilonu, gdzie nagość jest rzeczą nagminną niemal wszędzie, nawet na szczycie Domu Podstaw Nieba i Ziemi. Poza tym byliśmy młodzi. Kserkses się rozebrał. Uderzyło mnie niezwykłe piękno jego ciała. Odziedziczył je raczej po wspaniale zbudowanym Cyrusie niż po Dariuszu.

Kserkses bez zażenowania posiadł już całkowicie przytomną dziewczynę. Kiedy w świetle lampy wraz z Mardoniosem przyglądaliśmy się tym dwom postaciom, łatwo nam było wyobrazić sobie, że to rzeczywiście pierwsza kobieta i pierwszy mężczyzna na ziemi. Muszę ci wyznać, że rzeczywiście jest coś bardzo szczególnego w Babilonie i jego odwiecznych obyczajach.

Skończywszy, Kserkses wytarł się bawełnianym prześcieradłem, a my pomagaliśmy mu się ubrać. Następnie chwycił z rozmachem topór Bel-Marduka. Lecz zanim zdążył przemówić, dziewczyna uśmiechnęła się i powiedział najczystszą perszczyzną:

– Żegnaj Kserksesie, synu Dariusza Achemenidy.

Kserkses byłby upuścił topór. Bystry Mardonios odpowiedział jej po babilońsku:

– Dziewczyno, to jest bóg Bel-Marduk. Ja zaś jestem bogiem słońca Szamaszem, a tam stoi bóg księżyca…

– Wiem, kim jesteście. – Jak na trzynastoletnią dziewczynkę była zadziwiająco opanowana. – Ja także jestem Persjanką. A raczej pół-Persjanką. Widziałam cię w Suzie, książę. Ciebie, Mardoniosie, także. Tak samo Cyrusa Spitamę.

– Czy kapłani powiedzieli ci, kim jesteśmy? – Kserkses patrzył na nią groźnym wzrokiem.

Dziewczyna usiadła.

– Nie – odparła bynajmniej nie speszona. – Moja matka jest kapłanką bogini Isztar i w tym roku jej przypada wybieranie dziewczyn do chramu. Dziś powiedziała mi, że nadeszła moja kolej ofiarowania się Bel-Mardukowi. Dlatego znalazłam się tutaj. To czysty przypadek.

Dowiedzieliśmy się później, że matka dziewczyny jest Babilonką, a ojciec Persem. Część roku spędzali w Suzie, część w Babilonie, gdzie ojciec jej prowadził interesy z domem bankowym Egibich, co bardzo podniosło ją w oczach oszalałego na punkcie pieniędzy Mardoniosa. Matka dziewczyny była siostrzenicą ostatniego króla Babilonu, Nabonida, co nie mogło być obojętne Kserksesowi. Mnie się z kolei podobała jej inteligencja i brak przesądów.

W dziewiętnaście lat później Kserkses pojął ją za żonę. To ona jest właśnie groźną Roksaną. – Ją poślubiamy – oświadczył Kserkses w Persepolis – żeby okazać naszą miłość dla lojalnego królestwa Babilonu i dynastii Nabuchodonozora.

W istocie rzeczy Kserkses poślubił ją, ponieważ romans, w tak szczególny sposób nawiązany na szczycie ziguratu, trwał nadal w tajemnicy i ku zadowoleniu obojga aż do śmierci Dariusza. Po ślubie Kserkses przestał z nią żyć. Ale pozostali w dobrych stosunkach. Roksaną była naprawdę najbardziej czarującą z licznych żon Kserksesa. A na pewno najlepszą aktorką.

– Wiedziałam doskonale, co się stanie, jeszcze zanim wasza trójka weszła do chramu – powiedziała mi w wiele lat później w Suzie. – Kiedy Wielki Kapłan uprzedził moją matkę, że bezbożny perski książę zamierza wcielić się w Bel-Marduka, przeraziła się. Była bardzo pobożna, ale dość głupia. Na szczęście podsłuchałam ich rozmowę. Po wyjściu kapłana oznajmiłam matce, że pragnę wreszcie oddać się Bel-Mardukowi i że pójdę do chramu. „Nigdy!”, krzyknęła i kiedy dalej nalegałam, uderzyła mnie. Zagroziłam wtedy, że jeżeli mnie nie puści, to rozgłoszę wiadomość o bezbożnym czynie Kserksesa. Opowiem też wszystkim, że kapłani udają Bel-Marduka. Wtedy zgodziła się, dzięki czemu posiadł mnie Kserkses i zostałam królową Persji.

Oczywiście przesadzała. Nie była królową. Wśród żon Kserksesa zajmowała siódme miejsce. Ale Kserkses zawsze doskonale czuł się w jej towarzystwie, podobnie jak ci z nas, którzy stykali się z nią w haremie. Podtrzymywała tradycję Atossy i przyjmowała, kogo chciała, choć zawsze w obecności eunuchów i już po przekwitnięciu.

Ku powszechnemu zdumieniu królowa Amestris wcale nie nienawidziła Roksany. Kobiety są nieobliczalne.

KSIĘGA TRZECIA

Rozpoczynają się wojny greckie

1

W miarę jak dorastaliśmy, przyjaźń pomiędzy Kserksesem, Mardoniosem i mną, miast słabnąć, coraz bardziej się zacieśniała. Wielcy Królowie i ich następcy znacznie łatwiej zyskują wrogów niż przyjaciół. Dlatego zawiązane w młodości przyjaźnie trwają przez całe życie, jeżeli tylko książę nie jest szalony, a przyjaciel zawistny.

Z biegiem lat Hystaspes przebywał na dworze częściej niż w Baktrii. Miał zawsze dobry wpływ na Dariusza. Jestem przekonany, że gdyby żył o kilka lat dłużej, z pewnością udałoby mu się zneutralizować grecką koterię na dworze, co pozwoliłoby nam uniknąć owych długich i kosztownych wojen.

Kiedy miałem dwadzieścia lat, Hystaspes mianował mnie dowódcą swojego osobistego wojska w Suzie. Ponieważ poza granicami własnej satrapii nie miał żadnych oddziałów, było to czysto honorowe stanowisko. Hystaspes chciał mnie mieć przy sobie, gdyż pomagałem mu kroczyć drogą Prawdy zamiast drogą Kłamstwa. Czułem się jak oszust. Nie byłem religijny. Wszystkie sprawy związane z kultem Zoroastra pozostawiałem mojemu stryjowi, który osiadłszy w pałacu w Suzie zapalał w tajemnicy święty ogień dla samego Dariusza. Teraz, po jego śmierci, mogę powiedzieć, że miał duszę przekupnia. Ale był najstarszym synem Zoroastra, i to się liczyło.

Mimo stałego nacisku Hystaspesa, abym rozwijał intelekt i wieszcze predyspozycje, życie moje w owym czasie kształtowało się w pełni pod wpływem spraw dworu Wielkiego Króla, zajmowała mnie wyłącznie żołnierka, intrygi i podróże do odległych krajów.

W dwudziestym pierwszym roku panowania Dariusza, mniej więcej w okresie zimowego przesilenia dnia z nocą, Hystaspes wezwał mnie do swoich komnat w pałacu w Suzie.

– Udajemy się na polowanie – powiedział.

– Czy to aby właściwa pora roku, panie?

– Każda pora roku ma swoją zwierzynę. – Starzec spojrzał na mnie ponurym wzrokiem. Nie zadawałem mu więcej pytań.

Chociaż Hystaspes miał już dobrze po siedemdziesiątce i był schorowany – co na jedno wychodzi – nie pozwalał się nieść w lektyce nawet w najzimniejsze dnie. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Suzy, stał wyprostowany za woźnicą. Wolno padające płatki śniegu osiadały na jego długiej białej brodzie, posrebrzając go w bladej zimowej poświacie. Ja jechałem konno. Poza mną Hystaspes nie miał żadnej przybocznej straży, co było raczej niezwykłe. Kiedy powiedziałem coś na ten temat, odparł: – Im mniej wtajemniczonych, tym lepiej – po czym rzucił woźnicy: – Skręć na drogę do Pasargady.

Ale nie dojechaliśmy do samej Pasargady. Na krótko przed północą dotarliśmy do pałacyku myśliwskiego ukrytego w gęsto zalesionej dolinie. Zbudował go ostatni król Medów, odbudował Cyrus. Dariusz wmawiał sobie, że kiedy tam przebywa, nikt nie wie, gdzie jest. Harem jednak dokładnie wiedział, jak Wielki Król spędza każdą minutę każdego dnia i z kim. Każdego dnia, oprócz tego jednego.