Выбрать главу

— Tak — odezwał się kustosz odchrząknąwszy — ciekawe… ciekawe, jak ona ma na imię.

Piękna Semley, Semley złotowłosa, Semley z naszyjnikiem. Narzuciła swoją wolę Gliniakom a nawet Władcom Gwiazd w tym okropnym miejscu, do którego zabrali ją Gliniacy, w tym mieście na krańcu nocy. Nawet oni ustąpili i chętnie oddali ze swego skarbca jej klejnot rodzinny.

Ale wciąż jeszcze nie mogła się otrząsnąć z nastroju tych jaskiń, gdzie skały nawisały nad głową, gdzie nie wiedziało się, kto mówi, ani co się dzieje wokół, gdzie dudniły głosy i wyciągały się szare ręce… Dość tego. Zapłaciła za swój naszyjnik, bardzo dobrze. Teraz jest jej. Cena została zapłacona, co przeszło, minęło.

Jej wiatrogon wyczołgał się z jakiejś zagrody z mętnym okiem, z futrem pokrytym szronem i początkowo, kiedy już wyszli z gdemiarskich jaskiń, nie chciał wzlecieć. Teraz jakby doszedł do siebie i płynął przez jasne niebo na łagodnym południowym wietrze ku Hallan.

— Szybciej, szybciej — przynaglała go Semley zaczynając się śmiać w miarę jak wiatr oczyszczał jej umysł z ciemności. — Chcę jak najszybciej zobaczyć Durhala…

Lecieli szybko i przybyli do Hallan o zmierzchu drugiego dnia. Jaskinie Gliniaków wydawały jej się zeszłorocznym złym snem, kiedy jej wiatrogon pokonywał tysiąc stopni Hallanu i Most Nad Przepaścią, gdzie las zapadał się nagle na setki metrów. W złotym świetle wieczoru zsiadła ze swego wierzchowca na dziedzińcu i resztę schodów przeszła między sztywnymi, rzeźbionymi postaciami bohaterów i dwoma strażnikami, którzy skłonili się przed nią nie mogąc oderwać wzroku od pięknego ognistego przedmiotu na jej szyi.

W sieni zatrzymała przechodzącą dziewczynę, bardzo piękną dziewczynę, z wyglądu jedną z krewniaczek Durhala, chociaż Semley nie mogła sobie przypomnieć jej imienia.

— Czy znasz mnie, panienko? Jestem Semley, żona Durhala. Czy nie zechciałabyś pójść do pani Durossy i powiedzieć jej, że wróciłam?

Dziewczyna spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy, ale wyjąkała:

— Tak, pani — i pobiegła do wieży.

Semley stała czekając w pozłacanej zrujnowanej sali. Ani żywego ducha: czyżby wszyscy byli przy stole w Wielkiej Sali? Panowała niepokojąca cisza. Po chwili Semley ruszyła w kierunku Wieży. Naprzeciwko niej spieszyła po kamiennej posadzce stara zapłakana kobieta i wyciągając ramiona wołała:

— Semley, Semley!

Semley cofnęła się, gdyż nigdy nie widziała tej siwowłosej kobiety.

— Kim jesteś, pani? — Jestem Durossa.

Stała w milczeniu, bez ruchu, podczas gdy Durossa obejmowała ją z płaczem i pytała, czy to prawda, że Gliniacy schwytali ją i trzymali przez tyle długich lat pod zaklęciem, czy też może były to sztuczki Fiia? Potem, odsunąwszy się na krok, Durossa przestała łkać.

— Jesteś nadal młoda, Semley. Jak w dniu, kiedy odjechałaś. I masz na szyi naszyjnik…

— Przywiozłam posag mojemu mężowi Durhalowi. Gdzie on jest?

— Durhal nie żyje. Semley znieruchomiała.

— Twój mąż a mój brat Durhal, pan na Hallan, zginął w bitwie siedem lat temu. Władcy Gwiazd nie przyjeżdżają już więcej. Wdaliśmy się w wojnę ze Wschodnimi Zamkami, z Angyarami z Log i Hul-Orren. Durhal zginął w walce przeszyty włócznią średniaka, gdyż miał marną zbroję dla ciała i żadnej dla ducha. Leży pochowany na polach koło orreńskich bagien.

Semley odwróciła się.

— Pójdę zatem do niego — powiedziała dotykając ręką łańcucha ciążącego jej na szyi. — Zaniosę mu mój dar.

— Zaczekaj, Semley! To córka Durhala, twoja córka, Piękna Haldre!

Była to dziewczyna, którą zatrzymała i posłała po Durossę, lat około dziewiętnastu, z oczami ciemnoniebieskimi, jak oczy Durhala. Stała obok Durossy wpatrując się tymi oczami w kobietę, która była jej matką i rówieśniczką. Były w tym samym wieku, miały takie same złote włosy i były równie piękne. Tylko Semley była nieco wyższa i miała błękitny klejnot na piersi.

— Weź to, weź to. Przywiozłam to z krańca długiej nocy dla Durhala i dla ciebie! — krzyknęła Semley schylając głowę, żeby zdjąć ciężki łańcuch i upuściła go na kamienie z zimnym, płynnym szczękiem. — Weź go, Haldre! krzyknęła jeszcze raz, a potem z głośnym płaczem odwróciła się i wybiegła z Hallan. Przebyła most, potem długie, szerokie schody i jak uciekające dzikie stworzenie rzuciła się ku lasom porastającym zbocza gór. I znikła.

Część pierwsza

WŁADCA GWIAZD

I

Tak kończy się pierwsza część legendy; wszystko to jest prawdą. A teraz kilka również prawdziwych faktów, zaczerpniętych z „Podręcznika Strefy Galaktycznej 8”:

Numer 62: Fomalhaut II.

Typ AE — formy życia oparte na węglu. Planeta z żelaznym jądrem średnica 6600 mil, atmosfera bogata w tlen. Czas obiegu: 800 ziemskich dni 8 godz. 11 min. 42 sek. Czas obrotu: 29 godz. 51 min. 02 sek. Średnia odległość od Słońca: 3,2 JA{JA — Jednostka Astronomiczna}, odchylenie orbity niewielkie. Nachylenie ekliptyki 27°20'20'', powodujące wyraźnie zaznaczone pory roku. Grawitacja: 0,86 standardowej.

Cztery główne kontynenty: Północno-zachodni, Południowo-zachodni, Wschodni i Antarktyczny, zajmują 38% powierzchni planety. Cztery satelity (typy: Perner, Loklik, R-2 i Fobos). Gromada Fomalhaut widoczna jako superjasna gwiazda.

Najbliższa planeta Ligi: Nowa Południowa Georgia, stolica Kerguelen (7,88 lat świetln.).

Historia: Planeta odkryta przez Ekspedycję Ełiesona w 202, zbadana przez sondy bezzałogowe w 218.

Pierwsza Wyprawa Geograficzna: 235-6. Kierownik: J. Kiolaf. Główne kontynenty zostały zbadane z powietrza (patrz mapy 3114-a, b, c, 3115-a, b.). Lądowanie, badania geologiczne i biologiczne oraz kontakt z Inteligentnymi Gatunkami przeprowadzono jedynie na Wschodnim i Północno-zachodnim Kontynentach (patrz opis inteligentnych gatunków poniżej).

Misja Rozwoju Technologicznego dla Gatunku I-A 252-4. Kierownik: J. Kiolaf (tylko kontynent Północno-zachodni).

Misje Kontrolne i Podatkowe dla Gatunków I-A i II prowadzone pod auspicjami Fundacji Strefy Fomalhaut w Kerguelen, N.Pd. Georgia, w 254, 258, 262, 266, 270; w 275 planeta została obłożona interdyktem przez Wszechświatowy Zarząd d/s Inteligentnych Form Życia do czasu przeprowadzenia bardziej szczegółowych badań wszystkich inteligentnych gatunków.

Pierwsza Misja Etnograficzna: 321. Kierownik: G. Rocannon.

Wysoki słup oślepiającej bieli wystrzelił bezgłośnie w niebo spoza Południowej Grani. Strażnicy na wieżach zamku Hallan zakrzyknęli, uderzając brązem o brąz. Ich wątłe głosy i ostrzegawczy brzęk metalu pochłonął ogłuszający ryk, huraganowy podmuch wiatru, skrzypienie drzew w lesie.

Mogien z Hallan spotkał swego gościa, Władcę Gwiazd, gdy ten biegł do zamkowego lądowiska.

— Czy to twój statek był za Południową Granią, Władco Gwiazd?

Władca Gwiazd, choć bardzo blady, odpowiedział głosem spokojnym jak zawsze:

— Tak.

— Chodź ze mną.

Mogien posadził swego gościa na grzbiecie pocztowego wiatrogona, który już osiodłany czekał na lądowisku. Wiatrogon wzbił się w niebo i sfrunął ponad tysiącem stopni, ponad Mostem Otchłani, ponad zalesionymi wzgórzami Hallan niczym zielony liść unoszony wiatrem.

Kiedy przeleciał nad Południową Granią, jeźdźcy ujrzeli błękitny dym wzbijający się w górę w pierwszych, poziomych, złotych promieniach wstającego słońca. W lesie na zboczu góry ogień z sykiem przedzierał się przez wilgotne zarośla porastające łożysko strumienia.