Выбрать главу

Mia wzięła jedną z nich, sprawdziła nazwę i dawkowanie, po czym przylepiła ją do szyi, tylko po to, by sprawić mu przyjemność.

— Mogłoby się wydawać, że po tylu latach badań powinien wreszcie powstać mnemonik otwierający duszę niczym szafkę na akta. — Martin wziął fotografię stojącą na nocnym stoliku. — Wszystko na swoim miejscu, wszystko uporządkowane, wszystko skatalogowane i pełne znaczeń. A jednak ludzkiemu mózgowi nie wolno stawiać aż tak wielkich wymagań. Wspomnienia archiwizują się, zamazują, zmieniają w organiczne odpady, tracą kolor. Szczegóły znikają. Są jak kupka kompostu.

Pokazał jej zdjęcie: młoda kobieta w płaszczu z podniesionym kołnierzem, szminka na ustach, umalowane oczy, ciemne włosy rozwiane na wietrze, oczy zmrużone od słońca, wargi wygięte w uśmiechu, czujnym uśmiechu.

Tą młodą kobietą była oczywiście ona sama.

Martin wpatrywał się w zdjęcie, otulony mnemonikiem niczym psychicznym kocem, po czym spojrzał na Mię.

— Wiele pamiętasz z naszych wspólnych dni? Skończyły się dawno, dawno temu.

— Potrafię przywołać wspomnienia — odparła i była to niemal prawda. — Gdybym nie potrafiła, nie byłoby mnie tu.

— Dobrze żyłem. Lata trzydzieste, czterdzieste… dla większości ludzi były to lata straszne, mroczne i pełne cierpienia, ja jednak żyłem dobrze. Pracowałem ciężko i wiedziałem, że ta praca ma znaczenie. Spełniły się moje marzenia: zrobiłem karierę, znalazłem sobie miejsce w świecie, miałem coś do powiedzenia i okazję, żeby to powiedzieć… Być może nie byłem szczęśliwy, ale przynajmniej nie cierpiałem nudy, a to szczególnie się w życiu liczy. Pracowałem ciężko i cieszyłem się, że ciężko pracuję. — Studiował zdjęcie nieśpiesznie, z namysłem. — Ale przez siedem miesięcy, wtedy, w dwudziestym drugim, kiedy zrobiłem ci tę fotografię… Cóż, muszę przyznać, że dwa ostatnie miesiące nie należały do najprzyjemniejszych, ale pięć, tych pierwszych pięć, kiedy kochałem ciebie, a ty kochałaś mnie, kiedy byliśmy młodzi i świat olśniewał nas swymi niespodziankami… byłem w ekstazie. W najprawdziwszym sensie tego słowa przeżyłem wówczas swe najszczęśliwsze dni. Dopiero teraz w pełni to zrozumiałem.

Mia pomyślała, że najmądrzej będzie zachować teraz milczenie.

— Żeniłem się czterokrotnie. Nie były to małżeństwa gorsze niż większość małżeństw, ale żadne z nich się nie przyjęło. Prawdopodobnie nie miałem do nich serca. Małżeństwo wydaje się wspaniałym pomysłem… dzień przed ślubem.

Odłożył zdjęcie na łóżko w ten sposób, by na nie patrzeć.

— Jest mi bardzo przykro, jeśli narzuciłem ci się ze wspomnieniami — powiedział — ale uważam za swój wielki przywilej możliwość rozważenia tego, co między nami było, teraz, gdy nadszedł dla mnie kres wszystkiego. To, że mogę mieć cię przy sobie, Mio, i to w formie fizycznej, że mogłem powiedzieć ci to wszystko w twarz, bez złości, bez fałszywej dumy, bez egoistycznych pretensji, i to, że nie walczymy ze sobą, nikt nie może wygrać, nikt nie może przegrać, przyniosło mi doprawdy wielką ulgę.

— Rozumiem. — Mia przerwała. Wyciągnęła dłoń. — Mogę? — spytała.

Pozwolił jej wziąć zdjęcie. Pod szkłem papier był nowy, czysty; przedrukował je ostatnio z cyfrowego źródła, które przechowywał niewątpliwie wśród dokumentów. Tyle lat. Młoda kobieta stojąca gdzieś, przed kalifornijskim miasteczkiem uniwersyteckim, jakże kalifornijskie palmy, mokre po deszczu marmurowe balustrady. Młoda kobieta — niewinna, podniecona, ambitna i płytka.

Mia przyglądała się uważnie młodej kobiecie, czując ssącą pustkę tam, gdzie powinno być pierwotne, instynktowne uczucie identyfikacji. Ona i dziewczyna na zdjęciu miały oczy tego samego koloru, kości policzkowe mniej więcej tego samego kształtu, mniej lub bardziej podobne podbródki. Czuła się tak, jakby oglądała zdjęcie prababki.

Mnemonik zaczął działać. Nie poprawiał samopoczucia, nie zmieniał nastroju, lecz dzięki niemu życie wzbogaciło się o tajemnicze, symboliczne przeczucie czegoś wielkiego. Czuła się tak, jakby lada chwila miała wpaść w fotografię i wylądować w niej z pluskiem.

— Byłaś szczęśliwa z mężczyzną, którego poślubiłaś? — przywołał ją do rzeczywistości głos Martina.

— Tak, byłam z nim szczęśliwa. — Odkleiła od szyi pustą nalepkę płynnym ruchem starej pedantki. — To już dawno skończone, ale nasz związek przetrwał wiele lat i kiedy byłam z Danielem, prowadziłam bogate, autentyczne życie. Mieliśmy dziecko.

— Jestem szczęśliwy, że byłaś szczęśliwa. — Martin uśmiechnął się znowu i ten uśmiech udało się jej rozpoznać. — Tak dobrze wyglądasz, Mio. Nadal jesteś sobą.

— Miałam szczęście. I zawsze byłam ostrożna.

Martin spojrzał w okno. W oczach miał smutek.

— Nie miałaś szczęścia, kiedy poznałaś mnie. Miałaś rację, że przy mnie byłaś ostrożna.

— Nie powinieneś tak mówić. Nie żałuję niczego z czasów, kiedy byliśmy razem. — Zwróciła mu zdjęcie bardzo niechętnie, jakby oddawała zakładnika. — Wiem, rozstaliśmy się źle, ale przez wszystkie te lata śledziłam twoją pracę. Byłeś bardzo mądry, bardzo twórczy. Nie lękałeś się mówić, co myślisz. Nie zawsze się z tobą zgadzałam, ale zawsze czułam dumę, bo poznałam cię, nim poznał cię świat. — Mówiła prawdę. Żyła wystarczająco długo, by nadal pamiętać… jak to nazywano? Filmy. Długie wstęgi folii, zadrukowane światłem i cieniem. Wspomnienie filmu, esencji i substancji tego środka przekazu, wywołało tęsknotę, ostrą jak potłuczone szkło.

— Dobrze zrobiłaś, zrywając ze mną. — Martin Warshaw trwał przy swoim. — Dopiero później zdałem sobie sprawę, że nie chodziło ani o Europę, ani o to, jak zmienimy nasze życie. Chciałem tylko zwyciężyć w sporze. Chciałem przenieść cię na inny kontynent, by uczynić twoje życie moim życiem. — Roześmiał się. — Nie zmieniłem się i nie zmądrzałem od dwudziestego roku życia. Do diabła, nawet od piątego!

Mia otarła oczy.

— Powinieneś dać mi na to więcej czasu, Martinie.

— Przepraszam. Po prostu nie mam czasu. Twarzą w twarz z innymi stanąłem już wcześniej. Z tobą zawsze najtrudniej mi to przychodziło.

Dał jej chusteczkę, wyjętą z szuflady stojącego przy łóżku stolika. Wytarła nią oczy, a on opadł na łóżko, wgniatając poduszki piżamą w japońskie ideogramy. Piżama rozchyliła się pod szyją i Mia dostrzegła na piersi Martina sieć systemu filtracji krwi.

— Przykro mi, że jestem lepiej przygotowany do tej roli od ciebie. To nie w porządku z mojej strony, ale w głębi duszy nadal uwielbiam dramatyczne efekty. Przepraszam, jeśli wyprowadziłem cię z równowagi. Jeśli chcesz, możesz teraz odejść. Było mi bardzo miło zobaczyć cię raz jeszcze.

— Jestem stara, Martinie. — Mia odważnie uniosła głowę. — Z dziewczyny na fotografii nie pozostało nic, niezależnie od tego, jak dobrze lub jak źle ją wspominasz. Możesz ustawić scenę jak ci się podoba, a ja nie wyjdę. Nigdy nie byłam osobą pozbawioną uczuć.

— Zamierzam umrzeć dziś wieczorem.

— Rozumiem. Tak szybko?

— Tak szybko. Wszystko znalazło swój przewidziany koniec, wszystko odbędzie się bardzo cywilizowanie, bardzo politycznie.

Mia skinęła głową. Zachowała się spokojnie.

— Szanuję i podziwiam cię za tę decyzję. Często myślę o tym, by odejść w ten sam sposób.