Выбрать главу

— Ale w końcu rozpacz wzięła górę?

— Nic mi o tym nie wiadomo. Ona wciąż żyje. Więc wolę wyobrażać sobie, że gdziekolwiek wędruje duchem, nie snuje się smętnie po jakimś mrocznym pustkowiu, lecz zamiast tego kontempluje stokrotki, kwitnące pośrodku ugoru.

— Rozmigotany tłum żonkili — zacytował spontanicznie, zanim zdążył pomyśleć co mówi. Czuł się tak, jakby podczas rozmowy z siostrą Sannazzaro otworzył na oścież drzwi umysłu, przez które wszelkie, najbardziej nawet dowolne skojarzenia z tematem ich pogawędki, wypadały swobodnie na zewnątrz.

— Wordsworth — rozpoznała pielęgniarka. Przynajmniej znała źródło. — “Szedłem sam — obłok wolnym lotem, tak nieraz płynie. W pewnej chwili, oczy me nagle olśnił złotem, rozmigotany tłum żonkili”.[7] Co za idiotyczny wiersz, nie uważa pan? A myślałam, że tylko ja miałam w średniej szkole nauczycielkę od angielskiego, która kazała nam uczyć się na pamięć i recytować romantyczne poezje.

— Prawdopodobnie tak było. Ja po prostu czytam coś i niektóre rzeczy zostają mi w pamięci zupełnie na chybił trafił.

— Czy to znaczy, że czytał pan Wordswortha z własnej woli?

— Zanim się ożeniłem miałem mnóstwo czasu. Przez pewien okres próbowałem przeczytać całą biblioteczkę Pnaguina.

— Co pana przed tym powstrzymało?

— Wśród wszystkich tych powieści i poezji jest mnóstwo prawdziwego nudziarstwa, które udaje angielską literaturę.

— Zawsze myślałam o książkach, jak o ludziach — powiedziała Sannazzaro. — Nawet te najnudniejsze warte są szacunku, ale nie ma sensu szukać ich ani poświęcać im czasu.

— Ludzie jednak mają tę wadę — powiedział Quentin — że nie można włożyć do nich zakładki i odłożyć na bok do czasu, kiedy znów będzie się miało na nich ochotę.

Sannazzaro zaśmiała się krótko i hałaśliwie, a następnie uniosła jedną brew.

— Nie zgadzam się z panem — powiedziała. — Wielu ludzi robiło tak ze mną mnóstwo razy.

— Czy czuje się pani, jakby miała zbyt dużo zagiętych rogów?

— A pan?

— W obecnej chwili — powiedział Quentin — czuję się mocno sczytany.

Ku jego zdziwieniu, kobieta lekko się zarumieniła i odwróciła wzrok. Niepostrzeżenie wszystko nabrało zbyt osobistego wymiaru. Zauważył, jak znów przybiera swoją służbową minę.

— Dobrze, panie Fears…

— Mam na imię Quentin. Tak jak więzienie w Kalifornii.

— Bez“San”$

— Pani ma moje “San”. Czy to nazwisko tłumaczy się jak “Święty Nazaret”?

— Raczej “Święty Nazarejczyk”. Ale przede wszystkim oznacza dla mnie moich rodziców. Ciężko pracowali i bardzo mnie kochali, ale studia były przewidziane wyłącznie dla moich braci.

— Pani miała wyjść za mąż i rodzić dzieci? — spytał Quentin.

— Albo zniknąć. Są dla mnie mili, kiedy wracam do domu na święta, ale nikt nigdy nie pyta mnie co robię, ani nikogo to nie obchodzi, kiedy sama im opowiadam. Zaś do moich zamężnych sióstr i bratowych zawsze mają tysiące pytań. Ich pozycje w rodzinnym rankingu zależą od liczby posiadanych i oczekiwanych dzieci. Rywalizacja jest bardzo ostra.

— Dzieci to dobra rzecz — powiedział Quentin przekornie. Dzisiaj zdążył już przekonać komendanta Bolta o swojej politycznej poprawności. Czy w tej chwili miał zamiar udowodnić siostrze Sannazzaro, że jest neandertalczykiem? Czy może był zbyt zmęczony, żeby uważać na to, co mówi.

Nie, to nieprawda. Polubił siostrę Sannazzaro, dlatego też nie chciał silić się na uprzejmość. Zamiast tego wolał być z nią szczery, więc powiedział to, co myślał.

— Wiem, że dzieci to dobra rzecz — powiedziała Sannazzaro, nieco rozdrażniona, jak można było przewidzieć. — Nie mówiłem, że są złe.

— A ja nie mówiłem, że pani mówiła, że są złe — powiedział Quentin. — Po prostu pomyślałem sobie o dzieciach i o tym, że żona mnie opuściła i już nie zobaczę, jak dorastają nasi synowie i nasze córki. Zwykłe użalanie się nad sobą. Zajmuję pani czas tymi bredniami, podczas gdy pani musi się zająć przygotowaniem kąpieli. Przepraszam.

Już się podnosił, kiedy ku jego zaskoczeniu siostra Sannazzaro dała mu znak ręką, aby usiadł, a następnie sama usiadła na drugim krześle, z obitym siedzeniem i oparciem, przeznaczonym dla gości.

— Tak czy siak planu kąpieli nie zdołamy dziś wykonać. Jak tylko stąd wyjdę, salowi pomyślą, że ich popędzam i powstaną niepotrzebne napięcia. Prawdę mówiąc, wszyscy wyrabiają już nadgodziny i najchętniej poszliby do domu, więc za kilka minut mam zamiar ich zwolnić, prócz jednego, który rzeczywiście pracuje dziś na nocną zmianę.

— Na nocnej zmianie pracuje tylko jeden człowiek?

— Od kolacji do ciszy nocnej zostaje czterech, a potem dwóch, kiedy wszyscy już położą się do łóżek. Ale ja zostaję dziś na noc, więc wszystko będzie w porządku. I muszę przyznać, że nie mam nic przeciwko spędzeniu kilku minut z kimś, kto wcale się mnie nie boi.

Nie był pewny czy to prawda. — Siostra Sannazzaro rzeczywiście potrafiła wprawić rozmówcę w onieśmielenie. Ale najwyraźniej nie robiła tego celowo, ani nie czyniła specjalnych starań w tym kierunku. Była po prostu zbyt bezpośrednia, zbyt szczera i było jej absolutnie obojętne czy sprawia dobre wrażenie, czy nie, co z miejsca dawało jej przewagę nad innymi. Quentinowi bardzo się to podobało. Intrygowało go.

— Nigdy nie słyszałem o pielęgniarce, kierującej domem spokojnej starości. Czy na ogół interesu takiego nie prowadzi ktoś w rodzaju domokrążnego sprzedawcy, którego zadaniem jest omamić ludzi i wyssać z nich trochę forsy?

— To naprawdę dobrze prowadzony dom, więc nasi rezydenci to nie są naiwni poczciwcy, którzy dali się nabrać — powiedziała siostra Sannazzaro. Zanim Quentin zdążył zaprotestować, ciągnęła dalej. — Ale ma pan rację, wcześniej szefem był tu gość w typie handlowca. Pewnego razu został jednak przyłapany w pokoju pewnej rezydentki, z rękami w szufladzie nocnego stolika i z odpiętym rozporkiem — nie wiem, co bardziej oburzyło właścicieli. W każdym razie natychmiast potrzebowali dobrze wyszkolonego zastępcy. Już wtedy byłam tu przełożoną personelu medycznego. Więc od października dziewięćdziesiątego czwartego roku jestem p.o. dyrektora.

— Dlaczego nie zrobią pani pełnym dyrektorem? — spytał Quentin.

— Ponieważ nie chcę tej posady i wciąż odmawiam jej przyjęcia.

— Dlaczego więc nie rzuci jej pani na dobre i nie wróci do obowiązków pielęgniarki?

— Bo jeśli to zrobię, przyślą następnego gościa w typie handlowca do prowadzenia tego domu, a ja nie mam ochoty wracać do tamtego koszmaru.

— A więc nie obejmie pani tej posady, ani nie zamierza jej pani nikomu odstąpić — dziwił się Quentin.

Zaśmiała się.

— Mnie także wydaje się to bardzo głupie, ale co mam robić? Płacą mi tak, jak pielęgniarce, plus premie, dzięki czemu oszczędzają pieniędzy, a ja tymczasem nie mam na głowie żadnego ciołka, pragnącego obniżyć koszty, który podlizuje się rodzinom, a jednocześnie okrada pacjentów. Poza tym, jeśli pominąć fakt, że cały czas jestem zmęczona i praktycznie nie mam prywatnego życia, wszystko idzie wspaniale.

Quentin znów odezwał się pod wpływem jakiegoś impulsu.

— Na szczęście oboje wiemy, że jestem w depresji i właśnie staram się podnieść po spektakularnym rozpadzie małżeństwa, bo inaczej natychmiast zaproponowałbym, że wyrwę panią z tego błędnego koła. — Zastanowił się nad własnymi słowami. Czy był to zwykły flirt dla flirtu? A może naprawdę podświadomie chciał coś przez to powiedzieć.

вернуться

7

Pierwsze strofy wiersza Williama Wordswortha p.t. “Żonkile”. Zacytowane na podstawie przekładu St. Barańczaka.