— Jestem samotnym odludkiem. Albo ty staniesz się kobietą mojego życia, albo ja stanę się drugim Howardem Hughesem.[10] To moja ostatnia szansa. Możesz mnie ocalić, Sally.
— Czy jesteś naprawdę bardzo, bardzo bogaty, Quentinie?
— Mhm. A dzięki Madeleine mam powiązania z politykami w całym kraju.
— Chrzanić te powiązania. Lepiej po prostu wyjedźmy. Teraz, kiedy mamy za sobą wszystkie pogrzeby. Wyjedźmy do Europy. Do Ameryki Południowej. Do Afryki, Do Indii. Do Chin. Do Australii.
— Mówisz poważnie?
— Ale oddzielne pokoje, Quentin. Nie jestem taka jak inne. Ale przecież stać cię na to, prawda?
— Możemy zawsze brać pierwszą klasę.
— Zobaczmy, czy będziemy się lubić wtedy, kiedy nie robimy sałatek, nie prowadzimy domów spokojnej starości ani nie patrzymy jak porządni ludzie niszczą innych porządnych ludzi lub siebie samych.
— Zgadzam się, jeśli nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy najpierw skoczyli do Kalifornii — powiedział. — Muszę odwieźć pewną rzecz tam, gdzie jest jej miejsce.
Wiedziała o czym mówi. Pokiwała głową i odwróciła wzrok, gdyż jej oczy wypełniły się łzami.
— Masz paszport? — spytał.
— Nie. A ile warte są twoje znajomości?
— Zrób sobie zdjęcie i zobaczymy, jak szybko zadziała system powiązań.
Pochyliła się w jego stronę i chwyciła go za rękę.
— Jeśli kiedykolwiek zabierzesz mnie do swojego domu, obiecuję, że nie będę zbyt miła dla twoich rodziców.
Zaśmiał się i spojrzał na swoją salaterkę po lodach.
— A ja obiecuję, że jeśli kiedykolwiek będziesz mi przypominać moją siostrę Lizzy, nigdy ci o tym nie wspomnę.
Uśmiechnęła się.
— Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, Quentinie, i tak cieszę się, że cię poznałam.
— Kiedy raz przylepi się mężczyźnie plastikową torbę z włosami do klatki piersiowej, to nie ma już odwrotu.
Ułożyła głowę na jego ramieniu. Bardzo mu się to podobało. Miło było czuć jej ciężar. Zapach włosów. Jej dłoń w jego dłoni. Zupełnie coś innego niż z Madeleine. Bez gwałtownych emocji. Tym razem wszystko przebiegało spokojniej. Ale i lepiej. Lepiej od samego początku. Gdyby wcześniej miał okazję poznać taką kobietę jak Sally, być może nie dałby się tak oszukać.
A może znowu go nabierano? W końcu Madeleine została stworzona przez jedenastoletnią dziewczynkę, wyjątkowo zdolną, co prawda, ale wszystko co wiedziała o seksie pochodziło z książek albo z głowy samego Quentina. Dorosła wiedźma, z bagażem prawdziwych doświadczeń, mogła okazać się jeszcze lepsza, czyż nie?
Przez chwilę z całą mocą starał się zwątpić w istnienie Sally Sannazzaro. Udawać, że dotyk jej ręki, ciężar jej głowy przytulonej do jego ramienia są zwykłą iluzją. Że jej silny charakter i miłe usposobienie były zwykłą projekcją jego pragnień. Że jej temperament i surowość zostały stworzone tylko po to, aby wydała mu się bardziej prawdopodobna po doświadczeniach z Madeleine.
Ale kiedy otworzył oczy, wciąż była przy nim, wpatrując się w niego uważnie.
— Co ty robisz? — spytała.
— Staram się sprawić, żebyś zniknęła.
Przez chwilę zastanowiła się nad tym, co powiedział.
— Nie zadziała — orzekła.
— To dobrze — odparł. A potem pocałował ją. Nie był to doskonały pocałunek. Zderzyli się nosami. Wybuchnęli śmiechem.
— Jeśli jesteś złudzeniem — powiedział — nigdy mi o tym nie mów.
I tak mieli trwać, osobno lub razem, zdani na wyroki miłości, losu i czasu, na zawsze otoczeni przez cichych, ukochanych zmarłych, odpowiadając na ich ciszę krzykiem życia. To właśnie była niewidzialna szkatułka, którą Quentin dostał dawno temu, ale dopiero teraz znalazł i otworzył. W środku była moc, ten rodzaj mocy, która znika, kiedy weźmie się ją tylko dla siebie, a rośnie szybko jak dzieci, kiedy dzieli się ją z drugą osobą.
10