Выбрать главу

Z tego jednak nie zdawał sobie sprawy.

Kiedy silne ramiona rozluźniły uścisk, wycieńczony opadł na ziemię i leżał tak, dopóki pod jego opaską biodrową znowu się wszystko nie uspokoiło.

Nawet nie próbował zrozumieć tego, co się stało. Bo tak naprawdę to były piękne chwile, przeżył prawdziwą rozkosz.

Postanowił jednak nikomu nic nie mówić. Towarzysze z pewnością by mu nie uwierzyli. A jeśli już, to wcale nie wiadomo, czy by go nie pobili z zazdrości.

Shira i Mar wrócili na łąkę.

Tam zobaczyli, że Oko Nocy klęczy na trawie i wpatruje się z uwagą w ziemię przed sporym krzewem.

– Co ty robisz? – zapytał Mar, podczas gdy Shira pospiesznie zmierzała do zagłębienia w skale, żeby wylać swoją obrzydliwą zdobycz. Wróciła bardzo szybko, starannie wytarła ręce w mokrą trawę i przyłączyła się do mężczyzn.

– Co ty robisz? – zapytała tymi samymi słowy co Mar.

– Oko Nocy już mi wytłumaczył – powiedział Mar z uśmiechem. – Muszę przyznać, że wpadł na niegłupi pomysł. Przydaje mu się jego wiedza o naturze. Kiedy zobaczył tutaj mrówki, pomyślał, że na pewno w pobliżu są też mszyce.

– Nic z tego nie rozumiem.

Oko Nocy, który bardzo ostrożnie zgarniał coś palcami z gałązek krzewu, nie odwracając głowy podjął dalsze wyjaśnienia:

– Mam szanse znaleźć dziewicę, Shiro, nie wiem tylko, jak zdołam zdobyć jej mleko. Jedyną kobietą na tych górskich, zapomnianych przez Boga pustkowiach, jesteś ty. Ale ty, niestety, nie jesteś dziewicą.

– Nie jestem. Poza tym ode mnie mleka byś nie dostał, podróż do źródeł pozbawiła mnie bowiem możliwości posiadania dzieci.

Oko Nocy popatrzył na nią z przerażeniem i o mało nie wypuścił tego, co trzymał w rękach.

Shira uspokajała go:

– To były specjalne okoliczności, Oko Nocy. Ciebie to z pewnością nie dotyczy.

– To dobrze, bo ja bardzo bym chciał mieć potomstwo. Dla Indianina jest to bardzo ważna sprawa, zwłaszcza dla takiego, który kiedyś ma zostać wodzem. Ale chciałbym ci wyjaśnić… Moje zachowanie rzeczywiście może wyglądać dziwnie… ale to jedyne wyjście, jakie znalazłem… zwłaszcza że mamy tak mało czasu…

– Opowiedz!

– Wiadomo, że mrówki i pszczoły „doją” mszyce. To nie do końca tak jest, bo mszyce wydzielają sok podobny do miodu, który mrówki bardzo lubią. Ale mówi się właśnie tak, że mszyce są dojone. Tego się uczepiłem. Kiedy więc zobaczyłem pod krzewem mrówki, natychmiast zacząłem szukać mszyc. I znalazłem. Mnóstwo!

Shira musiała się roześmiać, rozbawiona jego pomysłowością.

– Problem polega tylko na tym – wtrącił Mar – jak poznać, które z nich są dziewicami.

Oko Nocy zwrócił się ku niemu z uśmiechem.

– Och, to akurat najłatwiejsze! Mszyce rozmnażają się drogą dzieworództwa. Nie wcześniej niż jesienią pojawia się kilku słabowitych przedstawicieli płci męskiej. Wszystkie osobniki, które tu widzimy, to dziewice.

– Bardzo praktyczne – mruknęła Shira. – Ale co ty z nimi robisz? Mam nadzieję, że ich nie zabijasz!

– Nie, oczywiście, że nie, co też ci przyszło do głowy? Kradnę im tylko ten ich miodowy syrop, choć w istocie są to ekskrementy. Ta lepka masa, którą widzicie na gałęziach. Zbieram ją, a dla wszelkiej pewności trochę przyciskam mszyce, żeby wydobyć jak najwięcej „mleczka”. Można więc powiedzieć, że je doję.

Wstał.

– No to już. Jestem gotów. Chyba nie można lepiej wykonać zadania, czyli zdobyć „mleka dziewicy”, na tych odludnych pustkowiach.

Z dumą pokazywał im swoją srebrną czarkę. Żeby zobaczyć na jej dnie kroplę mazi, musieli bardzo wytrzeszczać oczy, ale coś tam jednak było.

– Wspaniale! – zawołał Mar. – Idź i wylej to do wspólnej misy!.

Poszli tam wszyscy razem, Mar i Shira opowiedzieli o swojej przygodzie. Oko Nocy, bardzo poważny młody człowiek, słuchając ich rumienił się, ale nie potrafił powstrzymać śmiechu.

– Ciekawe, jak sobie radzi Marco – zmartwił się Mar. – On rzeczywiście podjął się najtrudniejszego zadania. „Krew ze szkieletu”, a nawet gorzej: z kościotrupa! Szkielet może przecież być świeży, ale kościotrup… To wskazuje na coś strasznego, zleżałego, wysuszonego… Jak, na Boga, coś takiego można znaleźć w tej okolicy?

Marco też tak uważał. Bardzo potrzebował kogoś, z kim mógłby się naradzić. Tylko kto by to mógł być? Na dodatek czas naglił.

Pomyślał chwilę i uznał, że trzeba działać.

Kościotrup? Gdzie szukać czegoś takiego?

Nieustannie dręczyła go ponura myśl. Starał się od niej uwolnić, ale w miarę upływu czasu stwierdzał, że to chyba najpewniejsze wyjście.

I prawdopodobnie jedyne.

By jednak podążać tym tropem, musi otrzymać informacje od kogoś, kto jest duchem.

Nie dostarczą mu ich ani Shira, ani Mar, oni zbyt mało wiedzą o tym, co się w ostatnich dniach działo w świecie ich towarzyszy. Heike i Sol opuścili Góry Czarne.

Pozostaje więc tylko jedna istota.

Co to powiedział Cień? Opowiadał o ciężkich walkach ze złymi niewolnikami, prowadzonych częściowo w Ciemności – ale to zbyt daleko stąd – a po części w pobliżu pojazdów, chociaż tam ludzie Farona już posprzątali.

Musi znaleźć takie miejsce, w którym czerwonoocy sami zajmowali się swymi poległymi towarzyszami. Ponieważ czerwonoocy są kanibalami, a poza tym są nieustannie wygłodzeni.

Czas mijał, trzeba działać w największym pośpiechu.

Gdzie? Gdzie oni mieli…?

Och, tak! Na szczycie innej góry, tam gdzie hordy zaatakowały J2!

Nie, nic z tego. Sam Marco nalegał przecież, aby nie doszło do przelania choćby kropli krwi.

Ale chwileczkę! Co to opowiadał Cień? O dwóch niewolnikach, którzy przeszli na stronę przeciwnika akurat wtedy, kiedy mieli być uwolnieni. I o tym, że zostali zabici przez swoich i porzuceni.

Tak, tam może coś znaleźć. Nadzorcy niewolników i wojownicy z pewnością weszli rano do sypialni i znaleźli trupy. Wygłodniali wojownicy. Kanibale…

Marca przeniknął dreszcz grozy. Ale mimo wszystko musiał sprawdzić. Musiał spróbować raz jeszcze nawiązać kontakt z Cieniem.

Tylko jak? Sieć komunikacyjna tutaj przecież nie działa.

Czas, czas…

Marco usiadł, podciągnął kolana w górę i oparł na nich głowę. Starał się przesłać Cieniowi telepatyczną wiadomość. Próbował wywołać obraz siebie i swojej sytuacji i przesłać go do przyjaciela.

Tylko czy odległość nie jest zbyt wielka?

6

Cień prowadził ożywioną rozmowę z Dolgiem, Ramem i Tichem, w pewnej chwili odczuł telepatyczne sygnały.

– Ciii – szepnął do towarzyszy. – Ktoś mnie wzywa.

Wszyscy natychmiast umilkli i w napięciu oczekiwali, co się stanie.

– To Marco – wyjaśnił Cień. – Potrzebuje pomocy, nie, rady.

Rady, to znacznie lepiej brzmi, uznali zebrani nieco uspokojeni.

– On próbuje przesłać mi swoją sprawę bezpośrednio tutaj. Gdyby zaś mu się nie udało, prosi, bym, tak jak ostatnio, wszedł z telefonem na szczyt ponad doliną. Ale na razie rozumiem, co mówi. Marco, wszystko słyszę!

Cień zamilkł i słuchał. Jego skupiona twarz wyrażała coraz większe zdumienie. Potem odpowiedział Marcowi bardzo cicho. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że książę Czarnych Sal usłyszy jego myśli:

– Nie, Marco, nie ma potrzeby wchodzenia do złej doliny. To, o co pytasz, mam tutaj, na zewnątrz J2, kawałek stąd na polu walki widziałem coś takiego. Chcesz cały szkielet, czy tylko…? Ach, tak, wystarczy jedna kość, taka duża, ze szpikiem. Rozumiem. Tylko jak ją odbierzesz? Wtedy, kiedy znalazłem się na skalnym występie, chciałem podejść do was bliżej, ale natrafiłem tam na niewidzialną ścianę, przez którą nie mogłem się przedostać.