Выбрать главу

– Niestety, nie. Nie wspominał mi o panu, panie Grant.

– Musiał zapomnieć. To on dał mi twój numer telefonu. Jestem agentem do spraw specjalnych Stowarzyszenia Ochrony Bankierów. Mam cię na oku, odkąd przeczytałem artykuł o tym, jak kupiłeś kufer Guliwera Wielkiego. I…

– Tak? – odezwał się Jupiter, zdezorientowany przedłużającą się przerwą.

– Czy wiecie, chłopcy, że trzy największe zbiry Kalifornii obserwują was dzień i noc?

Rozdział 13. Niepokojąca wiadomość

– O-o-obserwują nas? – głos Jupitera lekko zadrżał, a Pete i Bob wstrzymali oddech.

– Nie da się ukryć. Obserwują was i śledzą. Nazywają się Munger Trzy Palce, Benson Słodka Buzia i Leo Nożownik. Siedzieli w więzieniu ze Spike'em Neelym i teraz mają nadzieję, że trafią za wami do jego pieniędzy.

– My-my nie zauważyliśmy, aby nas ktoś śledził, panie Grant.

– Oczywiście, że nie. Ci faceci to profesjonaliści. Wynajęli dom przy drodze dojazdowej do składu złomu i obserwują was przez lornetki. Kiedy gdzieś jedziecie, śledzą was.

– Musimy zawiadomić policję – stwierdził Jupiter poruszony, a Bob i Pete, słuchający rozmowy przez głośnik, przytaknęli.

– Mówiłem już o tym inspektorowi Reynoldsowi – powiedział pan Grant. – Policja mogłaby ich stąd wykurzyć, ale nic więcej. Do aresztowania nie ma podstaw. Samo obserwowanie kogoś nie jest przestępstwem. A oni oprócz tego niczego innego nie zrobili… jak na razie.

– Inspektor Reynolds właśnie się obawiał, że bandyci pomyślą, iż wiemy, gdzie są ukryte pieniądze. Dlatego pilnują nas na wypadek, gdybyśmy się po nie wybrali.

– Nawet nie próbujcie. Kto wie, co Trzy Palce i reszta mogliby wam zrobić. Jeśli macie jakieś wskazówki, idźcie z tym na policję. Dobrze wam radzę.

– Nie mieliśmy ich… jak dotąd.

– Ale teraz macie?

– No cóż… tak – przyznał się Jupiter. – Chyba właśnie trafiliśmy na coś ważnego.

– Dobra robota! – ucieszył się pan Grant. – Jedźcie z tym zaraz do inspektora Reynoldsa. Odbędziemy sobie wspólną pogawęd… Ach, niestety. Zapomniałem, że inspektora nie ma dziś w mieście.

– No właśnie. Próbowaliśmy się do niego dodzwonić. Zastępuje go porucznik Carter, ale on o niczym nie chciał słyszeć.

– A teraz, gdybyście przekazali mu tę informację, zasługę przypisałby sobie i zgarnąłby całą nagrodę.

– Nagrodę? – powtórzył Jupiter, a Bob i Pete spojrzeli na siebie z ożywieniem.

– Stowarzyszenie Ochrony Bankierów oferuje dziesięć procent wartości skradzionych pieniędzy temu, kto je znajdzie. Należałoby się wam pięć tysięcy dolarów. Oczywiście, o ile wasza informacja okazałaby się prawdziwa.

– Pięć tysięcy dolarów! – szepnął Pete do Jupitera. – No, to mi się podoba! Zapytaj go, co musimy zrobić, żeby je dostać.

– Mam pewien pomysł – ciągnął dalej Grant. – Jeśli powierzycie waszą informację Stowarzyszeniu Ochrony Bankierów, my przekażemy ją dalej policji i nagroda wasza. W dokumentach zaznaczymy, że pieniądze znaleziono dzięki wam. Mógłbym do was podjechać i… Nie, to nie jest dobry pomysł.

Te zbiry pewnie by mnie rozpoznały i kto wie, na co mogłyby się ważyć. A może ty wymknąłbyś się niepostrzeżenie i spotkalibyśmy się niedługo na mieście?

– Nie mogę zostawić składu – odparł Jupiter, marszcząc brwi. – Odpowiadam za niego aż do powrotu wuja i ciotki. Mają być za godzinę lub dwie.

– Hmm… Rozumiem. A czy mógłbyś się wymknąć wieczorem, już po zamknięciu składu? Chętnie spotkałbym się z całą waszą trójką. Ale musielibyście wyjść tak, by Trzy Palce i reszta was nie zauważyli.

– To by się chyba dało załatwić, proszę pana – zgodził się Jupiter.

– Bob z Pete'em i tak muszą zaraz wracać do domu na kolację. Jak pan sądzi, czy będą śledzeni?

– Wątpię. Złodzieje są głównie zainteresowani tobą. Jesteś pewien, że uda ci się wymknąć niepostrzeżenie?

– Tak, proszę pana. Jestem pewien – odparł Jupiter, myśląc o Czerwonej Furtce Pirata, potajemnym wyjściu w płocie na tyłach składu.

– Ale byłbym dość późno, ponieważ dziś jest sobota i skład zamykamy dopiero o siódmej.

– Świetnie. Czy ósma ci odpowiada?

– Sądzę, że tak, panie Grant.

– To może spotkajmy się w parku Oceanview. Będę siedział na ławce przy wschodnim wejściu i czytał gazetę. Ubrany będę w brązową marynarkę i kapelusz z rondem. Niech każdy z was przyjdzie osobno i upewnijcie się, czy nikt was nie śledzi. Zrozumiałeś?

– Tak jest.

– I nikomu ani słowa o naszym spotkaniu, aż usłyszę, co macie do powiedzenia. Jasne?

– Wszystko jasne, panie Grant.

– A zatem, do zobaczenia o ósmej.

Kiedy Jupiter odłożył słuchawkę, Pete wydał z siebie długo tłumiony okrzyk:

– O, rany! Pięć tysięcy dolarów nagrody! Co jest, Jupe? Co ci tak mina z rzedła?

– Przecież jeszcze nie znaleźliśmy pieniędzy Spike'a Neely'ego – odparł Jupiter.

– Ale znajdziemy. Lub znajdzie je policja, kiedy pan Grant przekaże im nasze wskazówki. Może nawet pozwolą nam uczestniczyć w poszukiwaniach.

– Nie licz na to, jeśli porucznik Carter będzie miał coś do powiedzenia – skwitował Bob.

– Szkoda, że inspektor Reynolds musiał dziś wyjechać – powiedział Jupiter. – Chciałbym mu osobiście przekazać te informacje. No, ale skoro zna pana Granta…

Przerwało mu nawoływanie dochodzące z dziedzińca.

– Jupe! Trzeba wydać resztę klientom!

– To Konrad. Lepiej wrócę do pracy. W końcu odpowiadam za cały interes. Czy możecie spakować kufer i schować Sokratesa?

– Ojej! – Bob popatrzył na zegarek. – Jupe, muszę zdążyć do biblioteki przed zamknięciem. Zostawiłem tam kurtkę. A potem muszę się pokazać w domu.

– W porządku. Ja spakuję kufer – powiedział Pete. – A potem też zmywam się do domu. Spotykamy się w parku o ósmej. Zgadza się?

– Zgadza – potwierdził Jupiter.

Po wyjściu z Kwatery Głównej rozstali się. Pete bez entuzjazmu ruszył w stronę kufra i Sokratesa.

– No i co? – przemówił wyzywającym tonem do czaszki. – I co teraz powiesz, kiedy już odnaleźliśmy trop?

Sokrates uśmiechnął się do niego bez słowa.

Rozdział 14. Bombowe odkrycie Boba

Z głową pełną nowych informacji Bob pedałował z całych sił zaułkami Rocky Beach, zmierzając okrężną drogą na miejsce spotkania w parku. Był już trochę spóźniony. Po kolacji zajął się przeglądaniem starych gazet w garażu. Znalazł to, czego szukał, i teraz starał się nadrobić stracony czas. Kiedy dotarł do wschodniego wejścia do parku, zobaczył, że Pete i Jupiter byli już na miejscu. Siedzieli na ławce obok młodego eleganckiego mężczyzny i prowadzili z nim ożywioną rozmowę. Na odgłos pisku hamulców roweru Boba podnieśli głowy.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział Bob, ciężko dysząc. – Prowadziłem ważne poszukiwania.