Выбрать главу

– To moja wina – przyznał Jupiter żałośnie. – Powinienem być bardziej podejrzliwy.

– Nie przejmuj się tym aż tak bardzo. Swego czasu nawet najlepszych wyprowadzałem w pole.

Leżeli dalej w ciszy, którą mąciły jedynie odgłosy z zaplecza domu, gdzie pracował Munger Trzy Palce i jego kolesie. Nagle wszyscy czterej zesztywnieli.

Drzwi frontowe lekko zaskrzypiały!

Słuchali w napięciu. Dostrzegli małą niewyraźną sylwetkę wślizgującą się do środka.

– Kto tam? – zapytał Smooth szeptem.

– Cicho! – odpowiedział mu szept. – Przychodzimy pomóc. Uważajcie, żeby się tamci nie zorientowali.

Do środka wszedł następny mężczyzna, a za nim jeszcze kilku. Poruszali się sprawnie i bezszelestnie.

– Trzymajcie się blisko ścian i drzwi – powiedział pierwszy z wchodzących. – Kiedy wyjdą, narzućcie im worki na głowy i zwiążcie ich. Żadnych noży! Jak się da, nie róbcie im krzywdy.

Odpowiedział mu cichy pomruk zgody.

Jupiter, Bob i Pete, oszołomieni, z rosnącą nadzieją czekali na rozwój wydarzeń. Kim byli przybysze? Nie byli z policji, bo wtedy wpadliby tu z reflektorami i bronią. Czy aby na pewno byli przyjaciółmi? A może to inny gang szukający pieniędzy?

Z tylnych pokoi dobiegły gniewne głosy ludzi Mungera, którzy najwyraźniej znów niczego nie znaleźli. Odgłosy ich kroków stawały się coraz bliższe. Trzy Palce wszedł pierwszy, świecąc latarką po podłodze.

– No, dobra, grubasie! – warknął na Jupitera. – Koniec zabawy. Gadaj, gdzie jest forsa, albo…

Rozdział 17. Walka w ciemnościach

Nagle kilka ciemnych postaci rzuciło się na Mungera. Inni chwycili jego pomocnika. Trzeci mężczyzna próbował uciekać, lecz rozległ się tupot nóg, a po chwili gniewne okrzyki wskazujące, że ucieczka się nie powiodła.

Tymczasem w saloniku rozgorzała walka. Trzy Palce upuścił latarkę, która co rusz przez kogoś kopana, oświetlała sceny bijatyki.

Trzej Detektywi zauważyli, że Mungerowi nałożono na głowę worek. Wytężając wszystkie siły, zdołał strząsnąć z siebie kilku napastników, lecz zaraz rzucali się na niego następni. Wreszcie runął z hałasem na podłogę, a jego kompan zwalił się na niego. Rzucali się i kopali na wszystkie strony.

– Szybko! Zwiążcie im ręce i nogi. I zakneblujcie ich! – rozkazał głos.

Jeszcze przez chwilę toczyła się zażarta walka. W końcu Trzy Palce i reszta bandy zostali pokonani i związani. Trzy Palce zaczął się odgrażać, ale wsadzony w usta knebel uciszył go. Wszyscy trzej leżeli na podłodze obezwładnieni. Słychać było jedynie ciężkie oddechy mężczyzn, którzy ich pokonali.

– Bardzo dobrze – rozległ się znajomy głos. – Poczekajcie na zewnątrz, a ja odwiążę chłopców.

Mężczyźni wyszli bezszelestnie. W domu został tylko jeden. Włączył latarkę i na moment oświetlił chłopców.

– Świetnie – uśmiechnął się. – Żaden nie upadł na was i nie zostaliście zgnieceni. Zaraz was uwolnię.

Położył latarkę na podłodze tak, by oświetlała chłopców, ale żeby ich nie oślepiała. Podszedł do nich z długim nożem. Bob i Pete zobaczyli krępego mężczyznę z dużymi wąsami, którego nigdy wcześniej nie spotkali. Ale Jupiter rozpoznał go od razu.

– Lonzo! – krzyknął. – Cygan z domu Zeldy!

Lonzo roześmiał się i przeciął sznurki, którymi związano chłopców.

– Zgadza się. Znów się spotykamy.

– Ale… ale skąd się tu wzięliście? – spytał Jupiter oszołomiony, podnosząc się z podłogi i masując nadgarstki.

– Nie ma teraz czasu na rozmowy – powiedział Cygan. – A gdzie jest ten człowiek?

Oświetlił latarką miejsce, w którym leżał Smooth Simpson, ale Smootha nie było. Na podłodze zostały tylko resztki sznurka.

– Uciekł! – krzyknął Bob. – Pewnie przez cały czas rozluźniał sobie sznurki na rękach, a kiedy wybuchła bójka, wymknął się ukradkiem!

– Jest już daleko stąd – skwitował Lonzo. – To nieważne. Mamy trzech dla policji. A teraz wyjdźcie na zewnątrz. Zelda chce z wami mówić.

Zelda! Cygańska wróżka! Jupiter wyszedł na dwór. Bob i Pete deptali mu po piętach. Przy krawężniku parkowały trzy stare samochody. Dwa tylne pełne były pasażerów – Cyganów. W pierwszym siedziała tylko jedna kobieta, Zelda. Nie była w cygańskim stroju. Pewnie nie chciała zwracać na siebie uwagi.

– Nic im się nie stało, Zeldo – zameldował Lonzo. – W środku mamy trzech związanych. Czwarty uciekł.

– Nieważne – powiedziała Zelda cicho. – Wsiadajcie do wozu, chłopcy. Musimy porozmawiać.

Wszyscy trzej wcisnęli się na siedzenie obok Zeldy. Lonzo został na straży.

– A więc, Jupiterze, nasze drogi znów się skrzyżowały. Tak było zapisane w gwiazdach i w kryształowej kuli. Cieszę się, że zdążyliśmy na czas.

– Czy nas śledziliście? – zapytał Jupiter i powoli zaczęło mu się przejaśniać w głowie.

– Tak – przyznała Zelda. – Lonzo i kilku innych mieli was na oku od czasu twojej wizyty u mnie. Kryształowa kula pokazała niebezpieczeństwo i chcieliśmy cię przed nim uchronić. Lonzo śledził tych, którzy śledzili ciebie. I kiedy zjawili się tu dziś wieczorem, sprowadził naszych ludzi na pomoc. No, ale do rzeczy. Czy znaleźliście pieniądze?

– Nie – westchnął Jupiter. – Najwyraźniej nie ma ich tutaj. A byłem taki pewien, że Spike ukrył je w domu swojej siostry. W liście mówi o tym niemal wprost. To jedyne logiczne rozwiązanie, jakie mi przychodzi do głowy.

– Guliwer był przekonany, że list Spike'a zawiera wskazówkę, jak odnaleźć pieniądze, ale nie potrafił jej znaleźć – powiedziała Zelda.

– Znała pani Guliwera? – zapytał Jupiter.

– Jesteśmy spokrewnieni. W dość niezwykły sposób. Zależy mi na oczyszczeniu jego imienia i miałam nadzieję, że dzięki swojej roztropności rozwiążesz tę zagadkę. Gdzie szukaliście pieniędzy?

– Pod tapetą – Nikt przed nami na to nie wpadł. Niestety, nie było ich tam.

– A skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – spytała Zelda.

– Spike wiedział, że nie może zbyt wiele wyjawić w liście – wyjaśnił Jupiter. – Wiedział, że będzie cenzurowany. Wpadł więc na bardzo sprytny pomysł.

– Na jaki pomysł, chłopcze? – dopytywała się Zelda niecierpliwie.

– No, opowiadaj.

Tym razem odpowiedział jej Bob:

– Zrobił coś niezwykłego ze znaczkami na kopercie. Przykleił dwa znaczki: jeden za cztery centy, a drugi za dwa. Pod czterocentowy z uciętym rogiem przykleił też znaczek za centa. Znaczek ten był zielony, jak dolary. Doszliśmy do wniosku, że chciał…

– Bob, zaczekaj! – krzyknął Jupiter.

Bob zamrugał oczami.

– Co się stało, Pierwszy? – zapytał.

– Powtórz to, co przed chwilą powiedziałeś.

– Powiedziałem tylko, że przykleił jednocentowy znaczek pod czterocentowym z uciętym rogiem i…

– To jest to! – krzyknął Jupiter. – To jest wskazówka!