Выбрать главу

Guliwer nie wszedł już nawet do swojego pokoju. Zostawił w nim cały dobytek i wszelki ślad po nim zaginął. Jego kufer wstawiono do hotelowej przechowalni, a później został kupiony na aukcji. Przeze mnie.

– A więc Guliwer nie umarł? – zapytał pan Hitchcock. – Przecież Cyganka Zelda powiedziała, że zniknął ze świata ludzi.

– No, właśnie – uśmiechnął się Jupiter. – Musiał się zabezpieczyć, by Munger i jego ludzie go nie znaleźli. Kupił perukę i przebrał się za kobietę. Tak więc Guliwer Wielki zniknął ze świata ludzi, a jego miejsce zajęła kobieta.

– Ależ naturalnie! – wykrzyknął pan Hitchcock. – Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść! Czyżby Cyganka Zelda była naszym Guliwerem Wielkim?

Pete i Bob zachichotali. Jupiter skinął głową.

– Wydedukował pan prawidłowo – pochwalił pana Hitchcocka. – Cyganie byli starymi przyjaciółmi Guliwera. Zresztą, jego matka była Cyganką. Zgodzili się, by u nich zamieszkał, i nikomu nie pisnęli o tym ani słowa.

Teraz pan Hitchcock też się uśmiechnął.

– No cóż, i mamy rozwiązanie całej zagadki – stwierdził. – Guliwer zrzucił nadmiar kilogramów. Wiedział, że nikt nie skojarzy chudej Cyganki z zaginionym grubym magikiem. Ciekawe, jakie ma teraz plany?

– Kiedy tylko Munger Trzy Palce i jego banda trafią za kratki, przestanie być Zeldą. Do magii nie zamierza jednak wracać. Cyganie powierzyli mu prowadzenie swoich interesów i chce się dalej tym zajmować.

– Jeszcze tylko jedna sprawa – wtrącił pan Hitchcock, spoglądając w notatki Boba. – Kiedy kupiłeś kufer, Jupiterze, pojawiła się jakaś staruszka i bardzo zdenerwowana też chciała go kupić, ale było za późno. Czy nie był to przypadkiem…

– Tak, to był Guliwer, w innej peruce, przebrany za staruszkę. Chodził na większość podobnych aukcji. Dowiedział się, że kufer będzie wystawiony tego dnia, ale niestety pomylił godziny i przyjechał za późno. Pewnie nie zrezygnowałby tak łatwo z odkupienia ode mnie kufra, ale pojawił się ten reporter z aparatem i Guliwer nie chciał zwracać na siebie uwagi. Z artykułu dowiedział się, kim jesteśmy i gdzie nas szukać.

– Podobnie, jak Munger Trzy Palce – dodał Pete ponuro.

– Owszem – zgodził się Jupiter. – To Trzy Palce i jego ludzie próbowali ukraść kufer ze składu. Powiodło im się dopiero, gdy pojechali za Maksymilianem Mistycznym i zepchnęli go do rowu. Długo nie cieszyli się kufrem. Widzi pan, Cyganie – jak nam powiedziała Zelda – mieli nas na oku. Kiedy ona, to znaczy, kiedy Guliwer dowiedział się, że udało nam się rozwiązać już kilka trudnych zagadek, pomyślał, że może odnajdziemy też ukryte pieniądze, zawiadomimy o nich policję, a wtedy on będzie mógł się ujawnić. Dlatego spotkał się ze mną jako Zelda i starał się przedstawić całą sprawę w jak najbardziej tajemniczym świetle, aby pobudzić moją ciekawość. Później Cyganie zauważyli, że jesteśmy śledzeni przez Mungera i jego ludzi. Po wypadku Maksymiliana pojechali za napastnikami aż do ich kryjówki i zanim tamci zdążyli się zorientować, zabrali kufer i odjechali.

Zelda, to znaczy Guliwer odesłał mi kufer w nadziei, że odnajdę pieniądze. Właściwie wiedział, że będę do tego zmuszony, aby pozbyć się Mungera i jego bandy. Nakazał Cyganom nie spuszczać nas z oczu i w razie potrzeby przyjść nam z pomocą.

W tamten sobotni wieczór, kiedy oszukani przez Smootha Simpsona pomagaliśmy mu odnaleźć stary dom pani Miller, Cyganie obserwowali Mungera Trzy Palce. O istnieniu Smootha w ogóle nie wiedzieli. Pojechali za Mungerem i kiedy zobaczyli, co się stało w domku, wezwali posiłki. Zdążyli w samą porę, by nas uratować i pojmać Mungera i jego bandę. A potem… zresztą, zna już pan dalszą historię.

Pan Hitchcock przytaknął. Podrapał się w głowę, spojrzał w okno i powiedział:

– Jeszcze tylko jedna rzecz mnie intryguje. Czy Sokrates – gadająca czaszka – rzeczywiście do was przemówił? A jeśli tak, to w jaki sposób? Na czym polegał ten sekret? Czyżby siły nadprzyrodzone?

– Nie – odparł Jupiter. – Nie było w tym żadnych sił nadprzyrodzonych. Praca magika polega w gruncie rzeczy na sztuczkach. Sokrates jest jedną z takich sztuczek. Guliwer był dobrym brzuchomówcą. Początkowo właśnie w ten sposób użyczał głosu Sokratesowi. Później ludzie zaczęli coś podejrzewać, więc znalazł sposób, by kierować Sokratesem na odległość. Kupił maleńkie urządzenie nadawczo-odbiorcze. Wie pan, jak małe potrafią teraz być te cacka…

– I wmontował je w czaszkę? – zapytał pan Hitchcock. – Ależ, Jupiterze, jakoś trudno mi uwierzyć, abyś nic nie zauważył. Przecież oglądałeś czaszkę kilkakrotnie.

– No, właśnie. Obejrzałem Sokratesa bardzo dokładnie. I tutaj Guliwer wykazał wielką pomysłowość. Wmontował bowiem urządzenie w podstawkę z kości słoniowej tak, by było niewidoczne.

– Coś podobnego! Bystry gość z tego Guliwera! Ale mów dalej – poprosił pan Hitchcock.

– Nadajnik działał jak mikrofon. To znaczy, kiedy stawialiśmy Sokratesa na podstawce, Guliwer słyszał wszystkie odgłosy w zasięgu pięciuset stóp. Przebrany za kobietę – ale nie za Cygankę – często kręcił się po składzie, odkąd ustalił, że znajduje się tam kufer. W uchu miał mały odbiornik ukryty pod peruką, a w ozdobnej broszy przypiętej do sukienki – mikrofon… Słyszał większość naszych rozmów. Początkowo nie zamierzał do nas mówić, ale raz zdarzyło mu się niespodziewanie kichnąć. Wtedy wzięliśmy to za kichnięcie Sokratesa.

Owej nocy, kiedy zabrałem Sokratesa do mojego pokoju, Guliwer schował się w pobliżu domu. Odczekał, aż zgaszę światło, i przemówił przez Sokratesa. Wtedy to przekazał mi tajemniczą wiadomość, abym poszedł pod wskazany adres, gdzie spotkałem Zeldę.

Następnego dnia, kiedy ciotka Matylda sprzątała mój pokój i wygarnęła Sokratesowi, co o nim myśli, Guliwer, który wszystko słyszał, nie mógł się powstrzymać, by nie powiedzieć “buuu!”.

– A więc to cała tajemnica – powiedział pan Hitchcock. – Za wszystkim stał Guliwer i mechaniczne urządzenie, a nie czarna magia.

– Zgadza się – potwierdził Jupiter. – Ponieważ podczas naszych rozmów przeważnie mieliśmy Sokratesa przy sobie, Guliwer znał nasze dokonania i plany. Znał niemal każdy nasz krok. Dzięki temu mógł przyjść nam z pomocą, kiedy jej potrzebowaliśmy.

– No, cóż. To była trudna sprawa. Z przyjemnością napiszę do niej wstęp – powiedział reżyser. – A może macie już coś nowego na oku?

– Jeszcze nie – odparł Jupiter, wstając. – Ale oczy mamy szeroko otwarte. Będziemy z panem w kontakcie.

Kiedy chłopcy wyszli, pan Hitchcock uśmiechnął się do siebie. Gadająca czaszka! Ciekawe, z czym przyjdą następnym razem!