Выбрать главу

– Ej! To waży chyba z pół tony! – poskarżył się mężczyzna niosący ciężki ładunek.

– A czego się spodziewałeś? – odezwał się Shelby. – Jak myślisz, dlaczego wynająłem takich dwóch osiłków jak wy? Tylko dlatego, że bracia Morganowie są właścicielami zgrabnej łódki? Do tej roboty potrzebne były niezłe muskuły. Chyba przekonaliście się o tym przy drążeniu tej dziury do piwnicy. Zadaniem twoim i twojego brata było dostanie się tam i przetransportowanie ładunku na statek.

– Tak, tak – mruknął mężczyzna. – Nie mam zamiaru się skarżyć. Ile może ważyć jedna taka cegiełka?

– Około trzydziestu pięciu kilogramów – odparł Shelby. – Ułóżcie je tu, koło smoka, jedną na drugiej. Jak już wyniesiecie całe trzy setki, załadujemy je do środka, a potem nasz smoczek poniesie nas do oceanu.

Krzepki osiłek złożył ciężar na ziemi i skierował się znowu ku ciemnemu wydrążeniu. Ukazał się w nim jego brat, dyszący ciężko z wysiłku.

– Nie załamuj się, Jack – powiedział. – Mamy z głowy następne trzy sztuki.

Złożywszy sztaby na miejscu wskazanym przez Shelby'ego, odwrócił się i zniknął w dziurze.

Jupiter opuścił pokrywę luku.

– Pan Shelby powiedział, że każda z tych sztab waży około trzydziestu pięciu funtów – szepnął. – A bracia Morganowie wspomnieli wcześniej o milionie dolców. Zdaje mi się, że wiem, z czego są te sztaby. Ze złota!

– Ze złota? – wykrzyknął Bob. – Skąd oni je wynoszą?

– Standardowe, duże sztaby złota wytwarzane przez rząd ważą około trzydziestu pięciu kilogramów! Mniejsze mają ciężar około dziesięciu kilogramów i każda z nich ma wartość dziewięciu tysięcy sześciuset dolarów! Zdaje mi się, że Shelby i bracia Morganowie obrabiają właśnie Federalny Bank Rezerw!

– O rany! – wykrzyknął cicho Bob. – A ile jest warta każda z tych dużych sztab?

Jupe zmarszczył brwi, starając się policzyć jak najprędzej.

– W przybliżeniu będzie to dziewięćset sześćdziesiąt dolarów za kilogram razy trzydzieści pięć… czyli… – Jupe gwizdnął cichutko -… ponad trzydzieści tysięcy dolarów, a dokładnie trzydzieści trzy tysiące sześćset!

– Hooolender! – wykrzyknął znowu Bob. – A Shelby powiedział, że tych sztab ma być trzysta!

– Czyli w sumie dziesięć milionów osiemset tysięcy dolarów – obliczył szybko Jupe. – Nieźle się obłowią!

– Jesteśmy więc świadkami całkiem poważnego rabunku – szepnął – Jeżeli nam życie miłe, powinniśmy wiać stąd jak najprędzej!

Jupe kiwnął potakująco głową.

Problem w tym, jak to zrobić – szepnął ochrypłym głosem z podniecenia. – Shelby stoi za blisko smoka!

W zamyśleniu zrobił parę kroków w kierunku przedniej części smoka. A potem nagle skoczył przed siebie.

Bob pobiegł za nim, pewny, że Jupe znalazł jakąś lepszą kryjówkę.

Jupe zatrzymał się tak nagle, że Bob wpadł na niego z rozpędu.

– Przepraszam – mruknął – nie przypuszczałem, że…

Jego towarzysz położył palec na ustach. A potem pochylił się do przodu, wpatrując się błyszczącymi z podniecenia oczami w tablice rozdzielczą.

– Hurra! – syknął triumfalnym szeptem.

– Zostawili kluczyk w stacyjce!

Bob rozdziawił usta ze zdumienia.

– Jak to? Masz zamiar… uruchomić go? Będziesz umiał go poprowadzić? Nic nie widząc? Tu nie ma żadnej szyby!

Jupe wzruszył ramionami.

– Warto spróbować. Jestem pewien, że ten smok jeździ jak zwykły samochód, a ja się na tym znam. Wiem, jak działa nożne sprzęgło, hamulec, skrzynia biegów i pedał gazu. Aż do wylotu tunelu będziemy jechać po torach.

Zwinnie wskoczył na małe siedzenie.

– Ruszamy – rzucił krótko i przekręcił kluczyk.

Silnik obrócił się z przeraźliwym zgrzytem. A potem jeszcze raz. Wreszcie kichnął parę razy, zakasłał i zatrzymał się.

– Jupe, on kaszle! – krzyknął Bob. – To nie Shelby kastet przedtem.

Jupe kiwnął głową i zagryzł wargi.

– Tak, dławi się – powiedział z odcieniem zawodu w głosie, a potem jeszcze raz przekręcił kluczyk, tym razem przytrzymując go dłużej.

Silnik obrócił się znowu parę razy. Wreszcie zagrzmiał równym, donośnym warkotem.

Jupe westchnął z ulgą. Włączył pierwszy bieg i powoli zwolnił pedał sprzęgła.

Smok rzucił się konwulsyjnym skokiem do przodu. A potem doszedł ich jeszcze bardziej złowieszczy odgłos.

Usłyszeli, że ktoś otwiera pokrywę luku.

– Powinniśmy byli ją zamknąć! – szepnął Bob.

Jupe kiwnął głową. W jego oczach pojawił się strach.

– Wiem. Przepraszam. Nie pomyślałem o tym.

Rozdział 19. Rozpaczliwe położenie

Pete zatrząsł się ze strachu. Oparł się mocno o skalną ścianę, gotów do zadania ciosu trzymaną w ręku ciężką latarką. Zdawał sobie sprawę, że jest w stanie unieszkodliwić jedno z włochatych stworzeń, ale nie będzie mógł podjąć walki ze wszystkimi. Było ich za wiele.

Także pan Carter, nawet gdyby zgubił w ciemności swoją strzelbę, był zbyt mocnym przeciwnikiem.

Na szczęście Carter leżał teraz na ziemi, potknąwszy się o kłębiące się we wnętrzu pieczary zwinne zwierzaki. Pete ze zgrozą zobaczył, że rzucają się na niego. A potem zamrugał ze zdumieniem oczami.

To nie był atak. Czarne cienie przemknęły nad rozciągniętym na ziemi ciałem pana Cartera i pognały do szerokiej szczeliny, powstałej po odsunięciu deski.

Zaintrygowany tym widokiem Pete przykucnął, gotów do skoku. Usłyszał jeszcze jedno dziwne jęknięcie i odwrócił się ku przejściu do wielkiej groty. Do pieczary wpadł jeszcze jeden zwierzak świecąc dziko oczami i zanim Pete zdążył zrobić jakikolwiek ruch, przemknął ocierając się o jego wystające kolana. Zwinnie ominął leżącego mężczyznę i popędził za innymi przez dziurę w desce.

Pete nie wahał się ani chwili. Przypuszczał, że Carterowi nic się nie stało, może tylko stracił przytomność. Za chwilę mógł znowu stanąć na nogi z tą przerażającą strzelbą w garści.

Jupe polecił mu wprawdzie, aby siedział tu gotów do wyświetlenia filmu. Ale nie przewidział chyba, że Pete może znaleźć się na celowniku strzelby pana Cartera. Pete pomyślał, że znajdzie jakiś inny sposób na wypełnienie swego zadania.

Skoczył do otwartego wciąż wejścia do groty, chwycił projektor i pchając go przed sobą, przepełznął na drugą stronę. Usiadł i zaczął nasłuchiwać. Doszło go ciężkie sapanie pana Cartera.

Nie było czasu na zmaganie się z zaklinowaną przez Jupe'a kamienną płytą. Pete skoczył na nogi, chwycił projektor i bez namysłu popędził w głąb groty.

Jego oczom ukazało się nagle w świetle latarki otwarcie w ogromnej, szarej ścianie. Instynktownie przemknął przez nie na drugą stronę.

W tym momencie usłyszał za sobą jakiś dziwny szmer. Obejrzał się i poczuł, że zimny pot spływa mu po plecach.

Wielka, szara ściana zamykała się za nim!

Rzucił się, aby przeskoczyć z powrotem, lecz było już za późno. Dwie połówki ściany zetknęły się ze sobą.