Выбрать главу

W końcu uspokoiła się, usiadła, po czym trzymając się za głowę i patrząc gdzieś przed siebie powiedziała:

– Taki więc jesteś! Postanowiłam już odejść od ciebie! Powinnam zostawić cię dla własnego szczęścia. Ale ze względu na Jezusa Nazarejskiego nie mogę tego uczynić, nie mogę cię porzucić, skoro on mi ciebie powierzył. Przecież jesteś jak owieczka w gromadzie wilków i nie potrafisz się sam obronić. Ani się obejrzysz, a już przepadniesz. Nie cierpię patrzeć, jak cmokasz wspominając Tulię i swoje dawne rozpustne życie. Zdejm natychmiast z palucha ten złoty pierścień i wsadź do sakiewki! – Powąchała mnie i wrzasnęła:

– Śmierdzisz jak aleksandryjski bałamut! Stokroć wolałabym, byś miał głowę pełną rzepów, a nie tych misternych loków! Naprawdę odeszłabym od ciebie, gdybym nie przemierzyła razem z tobą ścieżek Galilei i nie widziała, jak łykasz pył i ocierasz pot z czoła, nie skarżąc się na umęczone nogi.

Tak właśnie do mnie mówiła, aż jej to obrzydło. Nie raczyłem jej odpowiadać. Nie chciałem też patrzeć jej w oczy, bo powiedziała o mnie dużo prawdy. Nie chce mi się nawet pisać wszystkiego, co wygadywała, ponieważ moją słabość najlepiej widać w tym tekście, chociaż pisząc go nie wiedziałem tego.

– Zastanów się – powiedziała na ostatek – czy prawdą jest to, co mówię, czy też przesadzam? Nie mam ochoty dalej mieszkać z tobą w jednym pokoju.

Wyszła i tak trzasnęła drzwiami, aż cały dom zadrżał. Za jakiś czas przyszła zdumiona służba i zabrała jej rzeczy, ale ja się tym nie przejąłem. Wiedziałem dobrze, że właściciel zajazdu da jej inny pokój, skoro była przyjmowana przez Klaudię Prokulę. Bardzo sposępniałem, zastanawiając się nad tym wszystkim, co o mnie mówiła, i od razu zacząłem to spisywać. Starałem się pisać o Myrinie możliwie jak najsprawiedliwiej i usiłowałem nie łączyć tych notatek z własną goryczą. Pracowałem w swoim pokoju przez wiele dni pod rząd i nawet posiłki kazałem sobie przynosić. Raz Myrina weszła do środka i oświadczyła, że idzie do miasta, by zamówić kamień nagrobny dla swojego brata. Później znowu przyszła, powiedziała, że Natan przyszedł z osiołkami i szuka mnie. Ale się zaciąłem i nie rzekłem ani słowa. Pokazałem tylko, że nie chcę, aby mi przeszkadzano w pisaniu. Od tej chwili już nie przychodziła w ogóle. Dopiero później dowiedziałem się, że kilkakrotnie opuszczała kąpielisko; odwiedzała Marię Magdalenę i była w Kafarnaum, dokąd zaprowadził ją Natan.

Nie liczyłem dni. Czas mi się poplątał, bo pisywałem również w nocy, jeśli nie mogłem zasnąć. W końcu gorycz rozeszła się gdzieś po kościach. Myślałem o Myrinie i o tym, co o mnie powiedziała, zarówno rano, jak i w nocy. Chyba była już najwyższa pora, aby mi ktoś wyłożył kawę na ławę. Wprawdzie od czasu do czasu bywałem cichy i pokornego serca, ale zaraz potem wybuchałem, stawałem się butny, przekonany o własnej wyjątkowości i wyższości.

Pewnego ranka przez sen usłyszałem, że Myrina wchodzi do pokoju. Byłem pewien, że patrzy na mnie, sądząc, że śpię. Potem poczułem, jak ostrożnie gładzi moje włosy. Od samego dotknięcia wróciła do mnie radość i zrobiło mi się wstyd, że tak długo trwałem w zaciętości, byłem też ciekaw, jak się zachowa wobec mnie, więc przewróciłem się w łożu, jakbym się powoli budził. Otworzyłem oczy, a Myrina odskoczyła i ze złością rzekła:

– To bardzo dobrze, żeś ślubował milczenie, Marku. W ten sposób nie gadasz głupot i nikomu nie zaszkodzisz, bezcelowo przelewając atrament na te zwoje. Ale teraz wstawaj! Czterdzieści dni już dawno minęło i musimy natychmiast jechać do Jeruzalem. Natan czeka z osłami na dole, więc zbierz manatki, zapłać rachunek i chodź ze mną. W drodze będziesz mógł dalej dąsać się równie dobrze jak tu, w zamkniętym pokoju.

– Myrino – prosiłem – ponieważ jestem taki, jaki jestem, przebacz mi wszystkie głupoty, jakie myślałem o tobie… Ale co ja będę robił w Jeruzalem? Nie wiem, czy wyraziłem zgodę na to, byś decydowała, dokąd mam iść.

– O tym będziemy mogli porozmawiać w czasie podróży – rzekła Myrina. – Wkrótce będzie żydowskie święto i do Jeruzalem idzie wielu pielgrzymów. Nie grzeb się.

W istocie jej propozycja mnie nie zaskoczyła. Już w trakcie pisania dojrzewała we mnie chęć przekonania się, na co czekają apostołowie Jezusa w Jeruzalem. Nagły wyjazd też był mi na rękę, bo już mnie znużyło pisanie, a także milczenie. Patrzyłem na Myrinę i nie mogłem ukryć radości; chwyciłem ją w ramiona, uściskałem, wycałowałem w oba policzki i zawołałem:

– Jeśli chcesz, możesz mi prawić nie wiem jakie przykrości. I tak wiem, że pragniesz mego dobra. Byłem szczęśliwy, gdy przed chwilą myśląc, że jeszcze śpię, gładziłaś moje włosy.

Myrina najpierw próbowała zaprzeczyć i mówiła, że to mi się tylko przyśniło, lecz później rozczuliła się, wycałowała mnie i rzekła:

– Mówiłam wtedy ze złością, ale w końcu musiałam powiedzieć ci prawdę. Kocham cię takiego, jaki jesteś, i nie udawaj nikogo innego. Innego bym nie chciała i nigdy bym tak ostro nie mówiła, gdybym cię nie kochała. Zdecyduj, czego chcesz, jeśli masz zamiar jechać ze mną do Jeruzalem.

– Pałam chęcią dotarcia do Jeruzalem – stwierdziłem pospiesznie. – Od dawna tliła się we mnie iskra nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. A dokąd miałbym jechać? Nie ma miejsca na ziemi, które nazywam swoim domem, więc jak pielgrzym krążę po tym świecie i wszystkie kraje są mi jednakowo bliskie.

– Ja też jestem pielgrzymem na tej ziemi. – Myrina dotknęła ręką mego czoła i piersi. – Jego Królestwo jest moim jedynym domem, choć tak mało wiem o nim. On mi ciebie powierzył. Dlatego chcę być twoją opoką, przyjacielem, siostrą i czym tylko chcesz, również domem, na dobre i na złe.

Ja też dotknąłem jej czoła i piersi i jeszcze raz ją pocałowałem. Potem szybko spakowaliśmy rzeczy i ubrałem się do podróży. Dopiero przy płaceniu rachunku okazało się, jak drogo sobie właściciel wycenił nasz pobyt. Musiałbym wyciągnąć wszystkie pieniądze z kieszeni i z sakiewki i jeszcze by nie wystarczyło. Na szczęście Myrina przyszła z pomocą i wykazała jego pomyłki. Ucieszyłem się, gdy na dziedzińcu zobaczyłem Natana i znajome osiołki. Ruszyliśmy w drogę bez zbędnego gadania.

O samej podróży opowiadać nie będę. Wędrowaliśmy przez Samarię, omijając rozpaloną dolinę Jordanu i pielgrzymów z Galilei spieszących na święto Pięćdziesiątnicy i nowego chleba. Jeszcze przed świętem dojechaliśmy przez Sykanie do Jeruzalem. Znowu zobaczyłem Świątynię, miasto i wzgórze ukrzyżowania; dostałem takich dreszczy, że omal nie spadłem z grzbietu osła. Zeszedłem na ziemię, całym ciałem dygotałem tak mocno, jakby mnie chwycił atak febry. W oczach mi pociemniało, szczękałem zębami, mówiłem jąkając się i zdawało mi się, że nade mną rozciąga się ogromna chmura gradowa. Ale niebo było przeczyste.

Ten atak szybko minął i nawet nie miałem rozpalonej głowy, kiedy Myrina dotknęła czoła ręką. Bałem się jednak wsiąść z powrotem na osła. Wolałem iść pieszo. Weszliśmy do miasta przez Bramę Rybną i nikt nas nie zatrzymywał, bo legioniści widzieli miecz za moim pasem; zresztą powiedziałem, że jestem obywatelem Rzymu. Tłumy waliły do miasta, więc nawet nie byli w stanie wszystkich sprawdzać.