Выбрать главу

– Dzięki Bogu nic wam się nie stało! – pan Grear biegł do nich, ściskając w rękach papierową torbę z pieczonymi kurczakami.

– Hej, panie, proszę się cofnąć! – krzyknął strażak.

Pan Grear wtopił się w tłum, który zebrał się po drugiej stronie ulicy.

Chłopcy podeszli do niego.

– Nie chcieli mnie do was puścić. Powiedziałem im, że tam jesteście, ale mnie nie puścili – mówił w oszołomieniu.

– Nic nie szkodzi, proszę pana. Uratowano nas – powiedział Jupiter.

Wziął z rąk starszego pana torbę z kurczakami i pomógł mu usiąść na niskim murku przed małym centrum handlowym.

– Panie Grear! Panie Grear!

Chłopcy się obejrzeli. Klucząc i przeciskając się spiesznie między gapiami, zmierzał do nich pan Thomas.

– Panie Grear, co się stało? Zobaczyłem dym. Jadłem w pobliżu obiad i w pewnej chwili zobaczyłem ciemną chmurę. Jak doszło do tego pożaru? Nim pan Grear zdołał zrozumieć, o co Thomas go pyta, zza rogu wyszedł spiesznym krokiem Beefy Tremayne. Po piętach deptał mu jego wuj, a pochód zamykała pani Paulson.

– Panie Grear! – wołał Beefy. – Nic się panu nie stało? Cześć, chłopcy, wszystko w porządku?

– W porządku – zapewnił go Pete.

Beefy przykucnął obok pana Greara.

– Zatelefonowałbym do pana, ale zbyt się martwiłem o chłopców – powiedział Grear.

– Zobaczyliśmy dym z mieszkania i zaraz przybiegliśmy – odrzekł Beefy.

Po drugiej stronie ulicy podniósł się krzyk. Strażacy uciekali spod budynku na łeb na szyję. Po chwili dach się zawalił z hukiem. W niebo strzeliły płomienie. Grube mury starego domu wciąż stały, ale strażacy nie zajmowali się już nimi. Skierowali sikawki na dachy i ściany budynków po obu stronach płonącego gmachu.

Jupe spojrzał na panią Paulson i zobaczył, że płacze.

– Proszę nie płakać – mówił Beefy. – Nie trzeba, to przecież tylko budynek.

– To wydawnictwo pańskiego ojca! – łkała pani Paulson. – Był taki z niego dumny!

– Wiem, ale to tylko dom. Dopóki nikt nie jest ranny… – Beefy urwał i spojrzał pytająco na chłopców.

– Myśmy wyszli ostatni – odpowiedział Bob. – Nikomu nic się nie stało.

– To najważniejsze – Beefy uśmiechnął się z trudem i zwrócił się do pani Paulson. – To nie jest koniec Amigos Press. Daleko do tego. Nasze książki są bezpieczne w magazynie, a klisze zachowane w składzie. Mamy nawet rękopis Bainbridge.

– Doprawdy? – zapytała pani Paulson.

– Tak. Schowałem go do teczki i zabrałem ze sobą do domu. Nie jest więc tak źle i…

Beefy urwał. Ulicą nadchodził mężczyzna z ręczną kamerą.

– Och, telewizja robi reportaż z pożaru. Poszukam lepiej telefonu.

– Po co? – zapytał William Tremayne.

– Chcę zatelefonować do Marvina Graya, żeby mu powiedzieć, iż rękopis panny Bainbridge jest zabezpieczony. Jeśli ogląda wiadomości, może pomyśleć, że manuskrypt spłonął wraz z Amigos Press.

Beefy odszedł na stację benzynową na rogu ulicy. W tym momencie Jupiter zauważył nadchodzącego z naprzeciwka człowieka. Jego twarz była biała jak płótno. Na głowie miał silnie krwawiącą ranę.

– O Boże! – wykrzyknął Pete.

Wzdłuż policzka mężczyzny ciekła krew i wsiąkała w przód jego koszuli.

– Co to, na litość boską… – powiedział William Tremayne.

Jupe podbiegł do mężczyzny, który osunął się na ziemię. Z pomocą przyszli też strażak i dwaj policjanci. Odwrócili rannego ostrożnie na plecy, a jeden z nich oglądał ranę na głowie.

– Ależ ja go znam! – Tęga kobieta przepchnęła się przez tłum i podeszła do policjantów.

– On tam pracuje – wskazała laboratorium filmowe, masywny, ceglany budynek, sąsiadujący z ruiną Amigos Press. – Często go widziałam, jak tam wchodził i wychodził.

Jeden z policjantów podniósł się.

– Wezwę pogotowie – powiedział. – Potem sprawdzimy lepiej to laboratorium filmowe. Nie wygląda na to, żeby ten człowiek mógł nam coś powiedzieć. Może przez dłuższy czas nie odzyskać przytomności!

Rozdział 3. Nieszczęścia chodzą parami

Tego wieczoru w ostatnim dzienniku telewizyjnym nadano krótki reportaż o pożarze. Jupiter oglądał go wraz z wujostwem, ciocią Matyldą i wujkiem Tytusem, z którymi mieszkał.

Następnego rana wstał wcześniej, żeby obejrzeć kronikę aktualności “Dzisiaj w Los Angeles”.

– Czy nie dość ci było samego pożaru? – zapytała ciocia Matylda, gdy ustawił w kuchni przenośny telewizor. – Mogłeś tam zginąć!

Jupe wstał i zaczął popijać swój sok pomarańczowy.

– Może powiedzą coś o tym człowieku?

– Tym, co upadł nieprzytomny na ulicy? – ciocia Matylda usiadła obok Jupe'a, a wujek Tytus nalał sobie drugą filiżankę kawy.

Na ekranie telewizyjnym ukazał się reporter Fred Stone z bardzo poważną miną.

– Wczoraj w Santa Monica miały miejsce dwa tragiczne wypadki – mówił. – Około szóstej po południu wybuchł pożar w zabytkowym domu Amigos przy alei Pacyfiku. Mieściły się tam biura Amigos Press, ale w budynku nie było nikogo, poza trzema młodymi pracownikami. Ogień odciął im drogę wyjścia, ale zostali uratowani przez strażaków i nie odnieśli żadnych obrażeń.

Twarz Stone'a znikła z ekranu. W jej miejsce pojawiły się dymiące ruiny Amigos Press. Słone kontynuował komentarz spoza ekranu.

– Budynek został całkowicie zniszczony. Szkody oszacowano na pół miliona dolarów. W trakcie pożaru, jak odkryła policja, doszło do rabunku w laboratorium filmowym, sąsiadującym bezpośrednio z Amigos Press. Laboratorium specjalizuje się w konserwacji taśm starzejących się filmów fabularnych. Między piątą a szóstą po południu wtargnęli tum złodzieje, którzy zbiegli, wynosząc z sobą ponad setkę szpul filmowych, zawierających negatywy filmów aktorki Madeline Bainbridge sprzed przeszło trzydziestu lat. Panna Bainbridge, niegdyś wielka gwiazda filmowa, sprzedała właśnie swoje filmy firmie Wideo, do której należy niniejsza stacja telewizyjna KLMC i stacje z nią związane.

Stone ukazał się ponownie na ekranie.

– Prawdopodobnie świadkiem tej niezwykłej kradzieży był John Hughes, który pracował wczoraj w laboratorium w godzinach nadliczbowych. Został on dotkliwie pobity przez złodziei. Zdołał się wydostać na ulicę, gdzie upadł zemdlony. Hughes odzyskał dziś rano przytomność w szpitalu w Santa Monica i złoży zapewne zeznanie detektywowi policji.

Na ganku frontowym zadudniły kroki i dzwonek rozbrzmiał alarmująco. Jupe pospieszył do drzwi, wpuścił Pete'a i Boba.

– Oglądasz wiadomości? – zapytał Pete. – Widziałem wcześniejsze wydanie. Ten, kto rąbnął tego faceta w głowę, zwinął całą masę filmów z laboratorium w Santa Monica!

– I to wszystko były filmy Madeline Bainbridge – dodał Bob. – Czyżby zbieg okoliczności?

– Bardzo to podejrzany zbieg okoliczności – powiedział Jupiter.