Выбрать главу

– Nie mogę tego zrobić – powiedział Beefy. – Na pewno zawalę sprawę. Gray od razu się domyśli, że coś jest nie w porządku.

– Weź ze sobą Jupe'a – zaproponował Pete. – Jest mistrzem w wyciąganiu informacji z ludzi. Nawet nie wiedzą, kiedy mu ich udzielają.

Beefy popatrzył na Jupitera.

– Potrafisz to zrobić?

– Zazwyczaj mi się udaje.

– Świetnie – Beefy wyjął z kieszeni notesik i podszedł do telefonu.

– Nie dzwonisz chyba do Marvina Graya? – zapytał go wuj.

– Oczywiście, że dzwonię. Jupe i ja zamierzamy się z nim zobaczyć dzisiejszego popołudnia.

Rozdział 5. Lasek, w którym straszy

– Worthington powiedział mi, że działacie zespołowo – mówił Beefy Tremayne, gdy jechali z Jupe'em na północ autostradą Nadbrzeżną. – Bob jest podobno dobry w zbieraniu odpowiednich materiałów; Pete jest siłaczem, a ty jesteś mistrzem w wyszukiwaniu poszlak i odgadywaniu ich znaczenia. Mówił też, że jesteś kopalnią wszelkich informacji.

– Lubię czytać i na szczęście pamiętam większość tego, co przeczytałem – odparł Jupiter.

– To bardzo dobrze. Trudno o bardziej przydatne zdolności.

Samochód zwolnił i tuż za nadmorską miejscowością Malibu zjechali na boczną szosę. Beefy milczał, gdy samochód pokonywał kolejne wzgórza. Po pięciu minutach skręcili z wijącej się górskiej szosy na wąską, żwirowaną drogę. Niecały kilometr dalej wóz zatrzymał się przed wiejską bramą. Napis na niej głosił, że przybyli na ranczo Półksiężyc.

– Nie wiem, czego właściwie oczekiwałem, ale zapewne nie tego – powiedział Beefy.

– Rzeczywiście wygląda bardzo pospolicie – zgodził się Jupe. – Można się było spodziewać, że stroniąca od świata słynna gwiazda filmowa mieszka w pałacowej rezydencji albo że chociaż jej posiadłość otacza wysoki mur. A ta tutaj brama nie ma nawet zamka.

Wysiadł z samochodu i przytrzymał skrzydło bramy, żeby auto mogło wjechać do środka. Wsiadł z powrotem i ruszyli drogą dojazdową, biegnącą wśród gaju cytrynowego.

– Dziwne, że kiedy Gray przyniósł wczoraj rękopis, nie wspomniał nic o sprzedaży filmów panny Bainbridge – powiedział Jupe.

– Bardzo dziwne – przyznał Beefy. – To ma duży wpływ na możliwości sprzedaży książki.

– Czy to Gray wybrał twoje wydawnictwo?

– Nie jestem pewien. Zatelefonował jakieś sześć tygodni temu i powiedział, że panna Bainbridge pragnie opublikować swoje wspomnienia. Wiadomo powszechnie, że się zajmuje jej sprawami i jak się zdaje, robi to dobrze. Nie pytałem go, dlaczego wybrał Amigos Press. Teraz się zastanawiam, czy jest rzeczywiście tak dobrym plenipotentem swej pracodawczyni. Powinien był mi powiedzieć o sprzedaży filmów.

Samochód wyjechał z gaju cytrynowego i ich oczom ukazał się biały, drewniany dom wiejski. Był duży i prosty, weranda rozciągała się wzdłuż frontowej ściany. Na stopniach werandy stał Marvin Gray, mrużąc oczy w słońcu.

– Dzień dobry – powiedział, gdy Beefy wysiadł z samochodu. – Zobaczyłem tuman kurzu, który się wzbijał za autem, kiedy pan przejeżdżał przez gaj.

Na widok Jupe'a zmarszczył lekko brwi.

– A to kto? – zapytał.

– Mój kuzyn, Jupiter Jones – Beefy poczerwieniał, recytując przygotowane wyjaśnienie. Wyraźnie nie przywykł kłamać nawet w najdrobniejszych sprawach. – Widział go pan wczoraj. Odbywa praktykę w wydawnictwie. A także uczęszcza na szkolny kurs historii kina. Sądziłem, że nie będzie miał pan nic przeciwko temu, żeby zobaczył dom Madeline Bainbridge.

– Oczywiście, że nie, ale dziwię się, że przyjechał pan tutaj dzisiaj, nazajutrz po pożarze. Sądziłem, że ma pan ważniejsze sprawy na głowie.

– Gdybym nie przyjechał tutaj, siedziałbym w domu, bolejąc nad moim spalonym wydawnictwem.

Gray skinął głową. Odwrócił się i wszedł na werandę. Następnie zamiast wprowadzić swych gości do domu, usiadł na jednym ze stojących na werandzie wiklinowych foteli i wskazał im pozostałe.

Beefy zajął miejsce.

– Proszę pana, obawiam się, że nastąpi pewna zwłoka w dostarczeniu panu czeku z zaliczką. Przejrzałem wspomnienia panny Bainbridge i znalazłem kilka anegdot, które mogą spowodować problemy prawne. W jednej, na przykład, mówi się, że pewien reżyser hollywoodzki był czarnoksiężnikiem. Wiem, że ten reżyser może zaskarżyć wydawnictwo o pomówienie. Tak więc poprosiłem mego prawnika o przejrzenie rękopisu. Tymczasem panna Bainbridge zechce nam podać nazwiska osób, które mogą potwierdzić jej opinie. I oczywiście ich adresy.

– Adresy nie wchodzą w grę – odparł Gray. – Panna Bainbridge z nikim z dawnego otoczenia nie utrzymuje stosunków.

– Więc może pan wie, jak możemy się skontaktować z niektórymi osobami? – zapytał Beefy znękanym głosem. – Jestem pewien, że czytał pan ten tekst, więc…

– Nie, nie czytałem – przerwał Gray – panna Bainbridge wręczyła mi go dopiero wczoraj po południu. Poza tym i tak nie mógłbym panu pomóc. Nigdy się nie przyjaźniłem z żadnym z tych ludzi. Jak pan wie, byłem tylko szoferem.

– Może będzie mogła nam dopomóc sekretarka panny Bainbridge? – podsunął Beefy z nadzieją.

– Klara Adams? – zdziwił się Gray. – Ona się stąd nie oddala od lat.

Beefy zdawał się przyciśnięty do muru, więc Jupe pospieszył z odsieczą. Rozejrzał się wokół i zapytał:

– Czy nie dostąpimy zaszczytu poznania panny Bainbridge? – w jego głosie było tyleż naiwności co zaciekawienia.

– Panna Bainbridge nie widuje nikogo, poza mną i Klarą – odparł Marvin Gray. – Jeśliby nawet przyjmowała gości, to z pewnością nie dzisiaj. Jest przygnębiona kradzieżą jej filmów. Odpoczywa na górze w towarzystwie Klary. Byłbym wdzięczny, gdybyś mówił cicho.

– Przepraszam – Jupe wciąż rozglądał się z zaciekawieniem. – Prawdziwy odludek z panny Bainbridge, co? Czy nikt tu więcej nie mieszka poza nią, panem i Klarą Adams? Nie macie żadnej służby?

– Prowadzimy bardzo proste życie. Nie potrzebujemy służących.

– Widziałem pana rano w telewizji. Czy to prawda, że panna Bainbridge jej nie ogląda?

– Prawda. Ja oglądam i przekazuję jej wiadomości, które uważam za ważne dla niej.

– Ach, więc tak wygląda jej samotne życie! Czy nie widuje absolutnie nikogo? A pan? To znaczy, czy nie męczy pana stałe przebywanie tutaj? A Klara Adams? Czy jej to nie męczy?

– Nie sądzę. Dobrze się czuję we własnym towarzystwie, a Klara Adams jest całkowicie oddana pannie Bainbridge. Ja oczywiście też. Jestem jej bezwzględnie oddany.

Jupiter odwrócił się do Beefy'ego.

– Widzisz? Nie masz powodu się martwić.

Gray również spojrzał na Beefy'ego pytająco.

– A o co pan się martwił?

– Och, to nic poważnego. Kiedy tu jechaliśmy, Beefy mówił, że się trochę denerwuje – odpowiedział Jupe. – Pomyślał, że jeśliby ktoś się dowiedział, gdzie jest rękopis, mógłby go ukraść i żądać okupu. Gdyby pan komuś powiedział…