Выбрать главу

Jupe wskazał miejsce koło biura.

– Tam je ułożymy.

Pete mruknął coś i wycofał się ze swym ładunkiem. Następnie Jupe i Bob podawali Pete'owi kolejne sztaby i pręty. Praca szybko posuwała się naprzód i wkrótce na ciężarówce został tylko jeden gruby pręt.

Pete podszedł, rozcierając dłonie.

– Dobra, Jupe, dawaj ten ostatni.

Jupe pochylił się, by podać pręt, ale zawahał się. Zważył pręt w dłoniach.

– Odłóżmy go lepiej. Akurat takiego szukałem.

Bob spojrzał na niego zaciekawiony.

– Do czego? Zakładasz własny skład złomu?

– Ten pręt jest krótszy od innych. Można go użyć do zabezpieczenia drzwi naszej Kwatery Głównej.

– Zabezpieczenia?

Jupe poczerwieniał.

– Zaczyna mnie nudzić czołganie się przez tunel, ile razy chcę się dostać do Kwatery Głównej. Trzeba ułatwiać sobie życie. Myślałem o odblokowaniu drzwi.

Bob i Pete uśmiechnęli się do siebie na to wykrętne wyjaśnienie. Prawda była taka, że Jupe był nieco za gruby, żeby mogło go bawić korzystanie z sekretnego tunelu.

Jupe zeskoczył z ciężarówki i skierował się w stronę stert złomu okalających przyczepę.

– Pewnie wujek Tytus nie będzie tego prętu potrzebował, zresztą możemy mu to odpracować.

Pete otarł pot z czoła.

– Myślę, że już odpracowaliśmy. Mów co chcesz, ale odwaliliśmy w godzinę pracę na cały dzień.

– Co teraz, Jupe… – zaczął Bob, lecz w tym momencie dostrzegli, że nad prasą drukarską zamigotało czerwone światełko.

– Telefon! – zawołał Pete. – Może ktoś chce, żebyśmy pomogli rozwiązać jakąś tajemnicę.

– Oby! – powiedział Jupe z ożywieniem. – Od dawna nie rozwiązywaliśmy żadnej dziwnej sprawy.

Spiesznie odsunęli żelazną kratę za prasą drukarską. Skrywała ona wejście do Tunelu Drugiego, który stanowiła duża, karbowana rura. Prowadziła wprost do klapy w podłodze ukrytej przyczepy kempingowej. Mimo tuszy Jupe'a i jego narzekań, wszyscy trzej przeczołgali się błyskawicznie przez tunel i wynurzyli się z niego w małym biurze Kwatery Głównej.

Jupiter pierwszy złapał słuchawkę dzwoniącego wciąż telefonu.

– Jupiter Jones, słucham.

– Jupe, co u ciebie? – popłynął serdeczny głos z podłączonego do słuchawki głośnika.

Chłopcy popatrzyli na siebie, zdziwieni i uszczęśliwieni zarazem. Poznali głos Alfreda Hitchcocka, znanego reżysera, twórcy wielu wspaniałych dreszczowców, ich przyjaciela i mistrza. Pan Hitchcock zawierzał im często jakieś zagadkowe sprawy do rozwikłania,

– Mam nadzieję, że nie jesteście, ty i twoi przyjaciele, zbyt zajęci – mówił reżyser. – Mój przyjaciel znalazł się w kłopotach. Pomyślałem, że tylko wy możecie mu pomóc.

– Zrobimy, co w naszej mocy – odpowiedział Jupiter. – Może nam pan powiedzieć mniej więcej, o co chodzi?

– Oczywiście. Jeśli zechcecie przyjść do mnie jutro rano, wyczerpująco przedstawię wam całą sprawę.

ROZDZIAŁ 2. Sprawa lwa

Jakiś czas temu Jupiter wygrał konkurs, w którym pierwszą nagrodą była możność korzystania przez trzydzieści dni z autentycznego rolls-royce'a, wraz z szoferem. Dni te minęły już. Jednakże pewien wdzięczny klient, któremu chłopcy pomogli uzyskać olbrzymi spadek, postarał się, by rolls był do ich dyspozycji, kiedy tylko zajdzie potrzeba. Okazało się to bezcennym ułatwieniem w ich pracy detektywów. Czasami też wyprawiali się limuzyną w odwiedziny do pana Hitchcocka.

Reżyser mieszkał w górach Santa Monica, w domu, który był niegdyś restauracją U Charliego. Nowy właściciel przerobił wielki budynek i dostosował go do swoich potrzeb. Kiedy rolls skręcił na podjazd, chłopcom mignęła na moment rurka neonu wzdłuż okapu dachu – pozostałość po przeszłości.

Jupiter pochylił się do przodu i dotknął ramienia szofera, wysokiego Anglika, Worthingtona.

– Jesteśmy na miejscu. Proszę na nas zaczekać. Nie zabawimy długo.

– Doskonale – odparł Worthington. Delikatnie zatrzymał stary samochód i wysiadł, by otworzyć chłopcom tylne drzwi. – Ufam, że pan Hitchcock ma dla was interesującą misję, młodzieńcy.

– Mamy nadzieję – powiedział Bob. – Było dość nudno ostatnio. Przydałoby się trochę emocji.

Pan Hitchcock przywitał chłopców serdecznie i poprowadził do swego przestronnego gabinetu. Jedną jego ścianę stanowiło olbrzymie, panoramiczne okno, przez które rozpościerał się imponujący widok na ocean. Zasiedli wokół stołu i reżyser zapytał:

– Czy czujecie się dobrze z dzikimi zwierzętami?

Jupiter, Pete i Bob spojrzeli na niego zaskoczeni. Jupe odchrząknął.

– To zależy od rodzaju zwierząt i od odległości. Powiedziałbym, że przy zachowaniu rozsądnego dystansu i odpowiednich środków ostrożności czujemy się z nimi swobodnie i interesują nas ich zwyczaje i zachowanie.

– Jupe chce powiedzieć, że je lubimy – wyjaśnił Pete. – Powiedzieć coś po prostu, jest wbrew jego naturze.

– Ale dlaczego pan pyta? – zainteresował się Bob. – Czy to ma związek z tajemniczą sprawą?

– Być może – odparł pan Hitchcock zagadkowo. – Sprawa może nic jest tajemnicza, ale wymaga zbadania. Zachodzą bowiem pewne dziwne wypadki w miejscu, gdzie znajdują się dzikie zwierzęta. Czy słyszeliście o parku-dżungli?

– Tak, jest w dolinie koło Chatwick – odpowiedział Bob. – To rodzaj farmy dzikich zwierząt. Lwy i inne zwierzęta biegają tam luzem. Taka atrakcja dla turystów.

– Zgadza się – przytaknął pan Hitchcock. – Właściciel parku-dżungli, Jim Hall, jest moim przyjacielem. Opowiadał mi ostatnio o swoich kłopotach i pomyślałem sobie o was i o waszych talentach detektywistycznych.

– Jakiego rodzaju kłopoty ma pan Hall? – zapytał Jupiter.

– Wygląda na to, że Jim ma nerwowego lwa.

Chłopcy wytrzeszczyli oczy.

– Pozwólcie, że podam wam więcej szczegółów – mówił pan Hitchcock. – Park-dżungla jest rodzajem wesołego miasteczka. Jim wynajmuje go także różnym wytwórniom filmowym. Niezwykła roślinność parku stanowi doskonały plener dla filmów, których akcja toczy się w Afryce lub na Dalekim Wschodzie. Często wynajmowane są też zwierzęta. Niektóre są zupełnie dzikie, ale kilka zostało przez Jima oswojonych i wytresowanych. Ulubiony lew Jima jest doskonałym przykładem jego talentów treserskich. Lew występował w wielu filmach i reklamach telewizyjnych. Stanowił zawsze wielką atrakcję dla turystów, a także przynosił Jimowi niezły dochód.