Выбрать главу

– Można się było spodziewać, że zwierzęta będą wydawały jakieś odgłosy – powiedział Jupe. – To zupełnie naturalne. W każdym razie, cokolwiek krzyczało, zamilkło teraz. Chodźmy do tej chaty, może się czegoś dowiemy.

Wolno, ostrożnie powrócił na drogę. Pete i Bob waHall się chwilę dłużej, w końcu przyłączyli się do niego.

– W każdym razie to, co krzyczało, jest gdzieś przed nami – mruknął Pete.

– Dzikie zwierzęta są na pewno dobrze zamknięte – powiedział Bob. – Mam nadzieję.

– Chodźcie – ponaglał Jupe. – Jesteśmy prawie na miejscu.

Drewniany domek był stary i zaniedbany. Farba obłaziła z desek. Wokół leżały rozrzucone bezładnie cebry i koryta, a ziemia była głęboko poorana kołami licznych pojazdów. Płot zagrody pochylił się. Dom stał cichy, jakby ich oczekiwał.

– Co teraz? – zapytał Pete niemal szeptem.

Jupe, ze zdecydowaną miną, wszedł na niski, zbity z desek ganek.

– Zapukamy do drzwi i powiemy panu Hallowi, że jesteśmy. Zapukał ostro, ale nikt nie odpowiedział.

– Panie Hall! – zawołał.

Bob podrapał się w głowę.

– Chyba nie ma go w domu.

Pete podniósł rękę ostrzegawczym gestem.

– Czekajcie! Coś słyszę.

Teraz usłyszeli wszyscy. Zza domu dobiegł skrzekliwy dźwięk, wznosząc się i opadając. Zbliżał się do nich. Słyszeli już chrobot żwiru. Wycofali się przerażeni, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w narożnik domu.

Nagle ukazał się. Biegł po nierównej linii, rzucając wściekle głową. Żółte nogi wpierał zapamiętale w ziemię.

Trzej Detektywi wytrzeszczyli oczy.

ROZDZIAŁ 4. Podchodzić lwa

Jupiter pierwszy odzyskał głos.

– Baczność! Kryć się przed atakiem szalonego koguta!

– Och, nie! – Pete był zakłopotany. – To tylko kogut?

Bob odetchnął z ulgą.

– Nie do wiary.

Patrzył na rozsierdzone czarne ptaszysko, którego gdakanie jeszcze przed chwilą brzmiało tak złowieszczo, i wybuchnął śmiechem.

– Sio! – zawołał, machając rękami.

Wystraszony kogut rozpostarł czarne skrzydła. Gdacząc gniewnie i potrząsając czerwonym grzebieniem, czmychnął w poprzek drogi.

Chłopcy śmiali się serdecznie.

– Oto przykład, jak mogą cię zwieść zmysły – powiedział Jupe. Przestraszyła nas dżungla i głosy dzikich zwierząt i nastawiliśmy się, ze wyskoczy na nas coś niebezpiecznego. – Wszedł ponownie na ganek.

– Hej, Jupe! – zawołał Bob. – Tam! Zobacz!

Popatrzyli na gęste zarośla. Coś poruszało się wśród nich. Wreszcie ukazał się mężczyzna w ubraniu khaki.

– Pan Hall! – zawołał Jupe.

Wszyscy trzej podbiegli do mężczyzny.

– Dzień dobry – powiedział Pete. – Szukaliśmy pana.

Mężczyzna patrzył na nich pytająco. Był przysadzisty, o szerokiej piersi. Niebieskie oczy kontrastowały żywo z głęboką opalenizną twarzy. Miał długi nos, skrzywiony w bok. Wyblakła koszula safari była rozpięta pod szyją. Na głowie miał stary wojskowy kapelusz z szerokim rondem, odgiętym nad jednym uchem.

Coś zamigotało, gdy machnął niecierpliwie ręką. Dostrzegli długą maczetę o szerokim ostrzu. Trzymał ją niedbale w opuszczonej dłoni.

Jesteśmy detektywami, proszę pana – powiedział szybko Jupiter. – Czy pan Hitchcock nie uprzedził pana o naszej wizycie?

Mężczyzna zdawał się być zaskoczony. Zamrugał powiekami.

– Ach tak, Hitchcock, Mówicie, że jesteście detektywami?

– Tak, panie Hall – Jupiter sięgnął do kieszeni po ich kartę wizytowa. Wyglądała następująco:

TRZEJ DETEKTYWI

Badamy wszystko

???

Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones

Drugi Detektyw… Pete Crenshaw

Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews

– Ja jestem Jupiter Jones, a to moi partnerzy, Pete Crenshaw i Bob Andrews.

– Miło was poznać – mężczyzna wziął kartę od Jupitera i przeczytał ją. – Te znaki zapytania to po co?

– Oznaczają rzeczy nieznane – wyjaśnił Jupe. – Pytania bez odpowiedzi, zagadki i tajemnice. Naszym zadaniem jest wyjaśnienie ich. Dlatego tu jesteśmy. Pan Hitchcock mówił nam o pańskich kłopotach z nerwowym lwem.

– Tak?

– Wspomniał tylko, że lew stał się nerwowy. Zapewne oczekiwał, że pan osobiście zapozna nas ze szczegółami sprawy.

Przysadzisty mężczyzna skinął głową. Schował ich kartę do kieszeni koszuli i zmarszczył czoło. Zapatrzył się gdzieś w dal. Ponownie dał się słyszeć głos trąbki i niemal natychmiast odpowiedział mu ryk.

– Dobrze – powiedział z uśmiechem – jak chcecie, możemy pójść zobaczyć lwa.

– Po to tu jesteśmy.

– Świetnie, idziemy.

Zawrócił na pięcie, okrążył drewniany budynek i wszedł na niewyraźny trakt, wiodący przez dżunglę. Chłopcy postępowali jego śladom.

– Może zechce nam pan udzielić po drodze wyjaśnień – odezwał się Jupiter, zmagając się z pokręconymi pnączami.

Długa maczeta zalśniła w powietrzu. Gęstwina pędów rozstąpiła się, jakby była z papieru.

– Co chcesz wiedzieć? – zapytał mężczyzna, idąc naprzód długimi krokami.

Jupiter z trudem usiłował dotrzymać mu kroku.

– No więc… wiemy tylko, że lew jest nerwowy. To… to raczej niezwykle u lwa, prawda?

Mężczyzna skinął głową. Szedł szybko, siekąc zarastającą ścieżkę roślinność.

– Zupełnie niezwykłe. Wiecie coś o lwach?

Jupiter przełknął ślinę.

– Nie, proszę pana. Dlatego chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś… To dziwne, prawda? Mam na myśli nowy obrót rzeczy.

– Aha – odburknął mężczyzna i dał znak, by zachowali ciszę. Najpierw słyszeli tylko świergot, ale potem zagrzmiał ryk. Mężczyzna uśmiechnął się.

– Wprost przed nami. To on – zerknął na Jupitera. – No, co powiesz? Brzmi nerwowo?

– Ja… ja nie wiem. Brzmi jak… no, jak normalny ryk lwa – Jupe starał się za wszelką cenę nie dać poznać, jak bardzo sam jest zdenerwowany.

– Racja – przytaknął mężczyzna. Zatrzymali się i siekł maczeta wysoką trawę wokół nich. – Widzicie, lew wcale nie jest nerwowym zwierzęciem.

– Ale… – zaczął Jupe z zakłopotaniem.

Mężczyzna skinął głową.

– Chyba że ktoś albo coś go zdenerwuje. Prawda?

Chłopcy skinęli potakująco.

– Oczywiście, ale co? – zapytał Bob.