Выбрать главу

– Powiedział, że to tylko wyrzucanie pieniędzy – mówił Burnside. – Wyraził w końcu zgodę, bo jego córka wierciła mu dziurę w brzuchu. Doszedł do wniosku, że tępiej już urządzić tę całą hecę, wynająć nawet orkiestrę taneczną, i mieć na jakiś czas spokój. Zamierza nakłonić córkę do zerwania zaręczyn i tym samym zapewnić sobie chwilę oddechu, nim przyjdzie czas na jej zamążpójście. Wtedy znajdzie jej jakąś grubą rybę z Wall Street albo wprowadzi ją w swoje interesy. Czuję, że tego by chciał najbardziej.

Jupiter roznosił herbatniczki serowe wśród rozgadanych gości i zastanawiał się, który z panów może być Pilcherem. Większość stanowili mężczyźni w średnim wieku. Jupe wiedział, że Pilcher jest stary, ma co najmniej siedemdziesiąt lat. Większość panów była też dobrze ubrana. Widać było, że są bywalcami kosztownych salonów fryzjerskich i szykownych klubów sportowych. To nie pokrywało się z wyobrażeniem Jupe'a o Pilcherże.

Natomiast każdą z roześmianych, przekrzykujących orkiestrę, dziewcząt mogła być Marityn Pilcher. Może jest nią rudowłosa w białej sukni? A może brunetka w różowej? Albo blondynka, która gawędzi z wyblakłą kobietą w szarych jedwabiach? Kobieta owa wyglądała na strapioną. Kiedy blondynka odwróciła na chwilę głowę do gładkiego młodzieńca u swego boku, jej rozmówczyni popatrzyła na sufit i podniosła rękę do ust.

Jupe poszedł za wzrokiem kobiety. W rogu sufitu wisiała pajęczyna. Niżej, na ścianie ktoś niedawno rozgniótł robaka.

Pani w szarej sukni skrzywiła się z niesmakiem i szybko odwróciła wzrok. Jupiter stłumił uśmiech. Praca kelnera była poniekąd trudniejsza od pracy detektywa, ale miała swoje zabawne strony.

Nagle, właśnie w momencie, gdy orkiestra zakończyła serię melodii, jedna z młodych kelnerek w ogrodzie upuściła szklankę. Szkło rozbito się z brzękiem na kamiennej ścieżce.

Jupe dowiedział się natychmiast, który z panów jest Pilcherem. Wysoki, bardzo chudy mężczyzna ze zmierzwionymi, siwymi włosami i w czarnym, wyświechtanym ze starości ubraniu wybiegł z kąta i z okrzykiem złości ruszył do ogrodu. Przez moment Jupe myślał, że Pilcher złapie kelnerkę i zacznie nią trząść. W ostatniej chwili powstrzymał się jednak.

– Uważaj, co robisz, ty mała…

Nie skończył zdania i tylko popatrzył na dziewczynę. Następnie odwrócił się i przemaszerował między swymi gośćmi do kuchni.

– Tato, nie przejmuj się tak, co? – blondynka w niebieskiej sukni biegła za Pilcherem.

– Marilyn – pani w szarych jedwabiach wyciągnęła rękę, jakby chciała powstrzymać dziewczynę. Zaniechała jednak tego zamiaru i ręka jej opadła. Popatrzyła na gładkolicego młodzieńca. – Jim, doprawdy! Ten człowiek…

Jim podreptał za dziewczyną.

– Marilyn, poczekaj. Panie Pilcher, ona nie upuściła tego umyślnie. Proszę pana! Gdyby zechciał pan tylko…

Pilcher nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Pchnął drzwi kuchenne na oścież i stanął w progu. Jupe, który w milczeniu obserwował całą scenę, miał wrażenie, że tamten nabiera tchu, żeby wreszcie wyładować całą furię na niezręczną kelnerkę.

Harry Burnside biegał od pieca kuchennego do stołu, nakładając w pośpiechu jedzenie na półmiski. Przy zlewie czarnowłosy przybłęda zanurzał talerze w mydlinach.

– Burnside, zabieraj tę niewydarzoną dziewczynę z mego domu! – krzyczał Pilcher, wyraźnie nie licząc się z tym, że go któryś z gości usłyszy. – Jeśli myślisz, że zapłacę za szklankę, którą rozbiła, jesteś w błędzie. Nie zapłacę!

– Tato, może byś ochłonął, co? – prosiła Marilyn. – Szkodzisz swojemu sercu i psujesz mi przyjęcie. Dajże spokój, tato! Proszę!

Ujęta go za ramię i starała się odciągnąć od kuchni. Ale Jeremy Pilcher nie przestał krzyczeć i nie dał sobie przerwać.

Pomywacz odwrócił głowę i spojrzał na Pilchera. Zmarszczył brwi, jakby zirytowany wrzaskami. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Wtem z ręki pomywacza wyśliznął się talerz i rozbił w kawałki na podłodze.

Goście nie starali się już podtrzymywać rozmowy. Stali zakłopotani, udając, że nie słyszą wybuchu wściekłości Pilchera. W ciszy trzask rozbitego talerza zabrzmiał jak eksplozja.

Pilcher wciągnął ze świstem powietrze.

– Tato, postaraj się opanować, nie wściekaj się o byle co! – wołała Marilyn. – Jakież to ma znaczenie, jeśli… jeśli… Tato?

Pilcher zgiął się nagle wpół i zacisnął ręce na piersi.

– Och, mówiłam ci! – zawodziła jego córka. – Ostrzegałam cię! Ray! Ray, chodź tu szybko! On mdleje!

Objęła starego pana w pasie, ale był zbyt ciężki, by zdołała go utrzymać. Kolana ugięły się pod nim i opadł na podłogę.

ROZDZIAŁ 2. Pod kluczem

Z salonu przybiegł ciemnowłosy, młody człowiek. Wraz z Harrym Bumside'em dźwignęli Pilchera z podłogi. Usadzili go na krześle przyniesionym z jadalni przez Marilyn.

– Och, tato, mówiłam ci, że do tego dojdzie! Dziewczyna była bliska płaczu ze złości i niepokoju.

– Kto jest jego lekarzem? – Do skupionych wokół Pilchera ludzi podeszła tęga kobieta i z miną osoby kompetentnej przyłożyła palce do nadgarstka chorego. – Gdzie jest telefon? Trzeba wezwać lekarza.

– Nie – wystękał Jeremy Pilcher. – Nie chcę tu żadnych lekarzy! Nie trzeba!

Ciemnowłosy, młody człowiek pochylił się nad nim.

– Panie Pilcher, staramy się tylko…

– Powiedziałem, że nie potrzebuję lekarza, ty meksykański durniu! – zaskrzeczał Pilcher.

Młodzieniec nie zareagował na zniewagę. Zdawał się jej w ogóle nie słyszeć. Patrząc z boku, Jupiter zastanawiał się, czy ubliżanie przyjaciołom należy do zwyczajów Pilchera. Potem usłyszał, jak jeden z gości szeptem wyjaśnia drugiemu:

– Ten młody człowiek to Ray Sanchez. Jest osobistym sekretarzem starego.

– Musi być trudno o pracę w dzisiejszych czasach – odpowiedział drugi zgryźliwie.

– Zaprowadzisz mnie na górę! – zakomenderował Pilcher. – Chcę odpocząć. Przejdzie mi za parę minut.