Выбрать главу

Przez tylną szybę samochodu chłopcy zobaczyli, jak Burnside wchodzi do budynku. Po kilku minutach ukazał się w towarzystwie ładnej dziewczyny o długich, ciemnych włosach. Wsiedli do ciężarówki i zawrócili na szosę.

– Nie wybiera się do stoczni – stwierdził Bob. – W każdym razie nie dzisiaj.

Nie mylił się. Burnside pojechał na południe do przystani del Rey, gdzie wysiedli z dziewczyną i poszli do restauracji.

– Widzicie? – powiedział Ray. – Po prostu zaprosił swoją dziewczynę na kolację. Nie jestem tym zaskoczony. To nie jest przestępca. Gdyby pojechał do tej stoczni, dostałbym chyba ataku serca!

W tym czasie Burnside zatrzymał się przy wejściu do restauracji i przytrzymał drzwi wchodzącej w nie dziewczynie. Był zwrócony tyłem do chłopców obserwujących go z samochodu i nagle Jupe przypomniał sobie Jeremy'ego Pilchera, stojącego na progu swojej kuchni. Przez moment oczyma wyobraźni znowu ujrzał twarz pomywacza Ramona, odwracającego głowę i patrzącego na Pilchera. W myślach dźwięczały mu słowa Estavy – atak serca.

– Och! – Jupe pacnął się pięścią w czoło. – Co za dureń ze mnie! Oczywiste, że to nie Burnside! To nie może być on. Teraz sobie przypominam. Pilcher wszedł do kuchni, żeby urządzić awanturę o rozbitą szklankę i w tym momencie wszystko się zaczęło!

Urwał i zamknął oczy dla lepszej koncentracji.

– Harry Burnside był wtedy w kuchni. Nakładał jedzenie na półmiski, a ten cały Ramon stał przy zlewie z rękami w mydlinach. Do tej chwili nie istniał żaden plan porwania. Mogę za to dać głowę. Pilcher był absolutnie bezpieczny i… nagle znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Co więcej, sam dobrze o tym wiedział. Widziałem, jak to się stało, a nie zrozumiałem, co się właściwie dzieje.

Bob pochylił się ku niemu.

– Czego nie zrozumiałeś? Co się stało?

– Pamiętasz, jaki Pilcher był wściekły? Pokrzykiwał, a Marilyn starała się go uspokoić. Potem Ramon popatrzył na niego i wypuścił talerz z ręki. Pilcher mato nie dostał ataku serca.

– Nic w tym niezwykłego – powiedział Ray. – Stłuczenie czegokolwiek niemal zabijało starego sknerę. Zwłaszcza kiedy musiał zapłacić za szkodę.

– Nie to było jednak powodem tego szoku – podjął Jupe. – W momencie, gdy talerz się roztrzaskał, Pilcher po raz pierwszy naprawdę zobaczył Ramona. Ramon na niego patrzył. Pilcher stał do mnie tyłem i nie widziałem jego twarzy, ale widziałem twarz Ramona. Pomyślałem wtedy, że Ramon zląkł się Pilchera. Myliłem się. To nie strach widziałem w jego twarzy. To była nienawiść. Patrzył na Pilchera jak na robaka, którego chciał rozdeptać! Bo go rozpoznał. Oni się znali przedtem. I Pilcher rozpoznał Ramona. Dlatego dostał ataku!

Bob otworzył szeroko oczy.

– Więc Ramon to… Navarro!

– Zupełnie możliwe – skinął głową Jupe – że jest to człowiek, przed którym Pilcher ostrzegł Marilyn. Albo się grubo mylę, albo Ramon jest teraz na przystani i szuka “Bonnie Betsy”. Przyszedł do Burnside'a na czas, żeby usłyszeć, jak mówiłem o jachcie.

– Jedźmy tam więc co prędzej! – Estava wrzucił bieg, nacisnął na gaz i pomknęli w stronę Bowsprit.

Kiedy dojeżdżali do przystani, było już prawie ciemno. Pete obawiał się, że strażnik nie wpuści ich do środka.

– Nie będziemy musieli wchodzić – powiedział Jupe. – Patrzcie! Światła reflektorów samochodu objęły sylwetkę niecnego pomywacza. Wspinał się po siatce ogrodzenia stoczni.

– Niech się pan nie zatrzymuje! – krzyknął Bob. – Nie powinien wiedzieć, że go widzimy. Chyba że chcecie go zgarnąć i zmusić do powiedzenia, gdzie jest Pilcher?

– Lepiej będzie go jeszcze śledzić – zdecydował Jupe.

Estava pojechał dalej, a chłopcy obserwowali Ramona przez tylną szybę samochodu. Zobaczyli, że zeskoczył z ogrodzenia na ulicę i pobiegł w stronę szosy.

Estava ostro zawrócił. Zgasił długie światła i mijał Ramona na postojowych. Ramon już nie biegł. Podniósł kciuk w nadziei, że go podwiozą.

– Zabrać go? – zapytał Estava.

– Nie, rozpozna nas – odpowiedział Jupe.

Estava skręcił na szosę i przejechał kilkanaście metrów w kierunku południowym. Następnie zjechał na najbliższy parking przed restauracją rybną. Chłopcy przylgnęli do tylnej szyby. Na szosie przystanęła duża, kryta ciężarówka i zabrała idącego poboczem Ramona.

– Ciemna ciężarówka chevrolett – powiedział Jupe.

– Mam ją – skinął głową Estava.

Całą drogę do Santa Monica pozostawali o dwa samochody w tyle za ciężarówką. Przy zjeździe na bulwar Lincolna ciężarówka skręciła i zatrzymała się, i Ramon wysiadł.

Estava wyprzedził pomywacza, nie patrząc na niego, skręcił na najbliższym rogu i zatrzymał się. Ramon szedł przygarbiony, z pochyloną głową.

Estava zawrócił, znów wyminął Ramona, zatrzymał się, odczekał, aż ten ich wyprzedzi i znowu jechał za nim. Ramon zdawał się nie podejrzewać, że go śledzą. Ani razu nawet nie spojrzał na szary samochód.

Minęli kilka przecznic i znaleźli się w opustoszałej okolicy. Nagi teren wyglądał, jakby ktoś przeciągnął po nim gigantyczną brzytwę.

– Wyburzono stare budynki – powiedział Estava. – Prawdopodobnie założą tu park. Z pewnością nie postawią domów mieszkalnych. Autostrada jest tuż obok i hałas byłby zbyt duży.

Ramon wyglądał już jak cień, przesuwający się po nagim terenie w stronę majaczących w oddali ciemnych brył budynków. Były to puste, zrujnowane domy i Ramon znikł w końcu między dwoma z nich.

– Lepiej będzie pójść za nim na piechotę – powiedział Jupe, otwierając drzwi samochodu.

Wysiedli wszyscy czterej i podeszli możliwie najciszej do punktu, gdzie znikł im z oczu pomywacz.

– Gdzie on wlazł? – szepnął Pete, gdy weszli w ciemności między domami.

– Cii! – syknął Jupe. – Patrz.

W jednym z opuszczonych budynków cieniutka linia światła rozsiewała nikłą poświatę. Detektywi skradali się bliżej, stąpając ostrożnie krok po kroku. Zobaczyli wreszcie, że światło dochodziło z okna przesłoniętego roletą z wyłamanymi listwami.

Hałaśliwa autostrada przebiegała bardzo blisko za budynkiem. Właśnie przetaczała się ciężarówka i chłopcy aż podskoczyli na ryk klaksonu.