Выбрать главу

Farrier zrobił krok w jego kierunku.

– Co ty… – zaczął, ale zmitygował się i rozkazał: – Walizki! Zanieś je z powrotem do domu.

Eloise Dobson uklękła na ziemi i zgarnęła listy do pudełka.

Chłopcy wyjęli walizki z bagażnika. Potem pod strażą pana Farriera i jego pistoletu wszyscy wrócili do domu.

W holu z całą bezczelnością Farrier zmusił chłopców do otworzenia walizek i wysypania ich zawartości. Pani Dobson gotowała się z gniewu.

– Więc nie znaleźliście tego – powiedział w końcu. – Kiedy zobaczyłem to pudełko, byłem pewien…

– Co, na litość Boską, mieliśmy znaleźć? – przerwała mu pani Dobson.

– Ach, więc pani nie wie? – Farrier zmienił ton i był znowu ugrzeczniony. – Nie, pani naprawdę nie wie. To dobrze. Droga, urocza pani, to właściwie lepiej, żeby się pani nigdy nie dowiedziała… A teraz wszyscy do piwnicy!

– W żadnym razie tam nie pójdę! – krzyknęła Eloise Dobson.

– Tak, pani Dobson, pójdzie pani. Pójdzie pani. Piwnicę już przeszukałem. Ściany są ceglane, a podłoga cementowa i nikt niczego nie ruszał od dziesięcioleci. Doskonałe miejsce na odpoczynek, póki nie skończę tu swojej sprawy. Widzi pani, w piwnicy nie ma okien.

– To pan przeszukiwał biuro w sobotę – powiedział Jupiter.

– Niestety, nie miałem dość czasu – odparł Farrier. – Udało mi się znaleźć przy tej okazji tylko jeden skarb. Wyjął z kieszeni wielki pęk kluczy.

– Klucze pana Pottera – powiedział Jupiter.

– Zapasowe, jak przypuszczam. – Farrier uśmiechnął się złośliwie. – Jak to ładnie z jego strony, że zostawił je w biurku. No, wystarczy, ruszajcie się!

Dobsonowie i detektywi poszli przez kuchnię do drzwi prowadzących do piwnicy.

Pani Dobson zatrzymała się u szczytu schodów, żeby włączyć światło, i zeszła na dół.

– Nie powinno wam być zbyt niewygodnie – zawołał za nimi z góry Farrier. – Po pewnym czasie ktoś na pewno spostrzeże waszą nieobecność i przyjdzie was szukać.

Po tych słowach zamknął drzwi, przekręcił klucz w zamku i wyjął go. Zgrzytnęła zasuwa.

– Wolałbym, żeby dziadek nie był takim fanatykiem zamków – mruczał Tom.

– Och, czy ja wiem? – Jupiter usiadł na schodach i rozglądał się po piwnicy. – Może to nie jest idealne miejsce na spędzenie dłuższego czasu, ale jest nam znacznie lepiej, niż gdybyśmy leżeli gdzieś związani. Teraz jestem pewien, że nasze domysły były słuszne i człowiek, który się podaje za Farriera, właśnie przeszukuje dokładnie dom. To pudełko z listami go sprowokowało. Kiedy je zobaczył, był pewien, że znaleźliśmy to, czego on szuka. Nnsza pułapka zadziałała.

– O, tak – powiedział Pete gorzko. – Tylko że my sami się w nią złapaliśmy.

Rozdział 17. Nowe niebezpieczeństwo

Dobsonowie i Trzej Detektywi usadowili się możliwie najwygodniej na schodach i słuchali, jak nad ich głowami rzekomy rybak przeszukuje dom garncarza.

Z kuchni dobiegał zgrzyt szuflad i trzask drzwiczek kredensu. Spieszne kroki zatupały w stronę spiżarni i po podłodze potoczyły się puszki. Potem dało się słyszeć opukiwanie ścian.

Farrier przeszedł następnie do biura i rozległ się łomot, aż kurz posypał im się na głowy.

– Przewrócił szafkę – powiedział Pete.

Po drewnianej podłodze przesunęło się z piskiem staroświeckie biurko garncarza. Potem znów usłyszeli opukiwanie ścian.

– Czy policjanci znaleźli skrytkę? – zapytał Jupiter Toma.

– Nie, nie znaleźli.

– Wciąż ukrywacie coś przede mną, chłopcy – powiedziała pani Dobson. – Co to za skrytka?

– Nic wielkiego, mamo – odpowiedział Tom. – Za płytą z orłem w twojej sypialni dziadek trzyma trochę starych gazet.

– Po co ukrywać stare gazety? – zdziwiła się pani Dobson.

– Żeby dać szukającemu coś do znalezienia – powiedział Jupiter.

Coś się rozbiło nad ich głowami.

– Och! – wykrzyknęła pani Dobson. – To musiał być ten duży wazon w holu.

– Szkoda! – powiedział Jupiter.

Kroki Farriera rozległy się w holu, potem zadudniły ciężko na schodach prowadzących na piętro.

– To z nim wiążą się te wszystkie płonące ślady! – stwierdziła pani Dobson.

– Bez wątpienia – przytaknął Jupiter. – Miał klucze i mógł wchodzić i wychodzić, kiedy chciał. Na pewno kuchennymi drzwiami, bo na frontowych jest zasuwa.

– A te ślady… – zaczął Tom, ale Jupiter dał mu znak ręką, żeby zamilkł.

– Słuchajcie.

Siedzieli w milczeniu. Po chwili Tom szepnął:

– Nic nie słyszę.

– Ktoś wszedł na kuchenny ganek – powiedział Jupiter. – Próbował otworzyć drzwi i odszedł.

– Och, to dobrze! – ucieszyła się pani Dobson. – Zacznijmy krzyczeć!

– Nie, proszę, nie – powstrzymał ją Bob szybko. – Widzi pani, Farrier nie jest tutaj jedynym opryszkiem. Dwa naprawdę wredne typy przebywają w Domu na Wzgórzu.

– Ci podglądacze?

– Obawiam się, że mają bardziej niebezpieczne zamiary niż podglądanie – odpowiedział Jupiter. – Wynajęli Dom na Wzgórzu tylko dlatego, żeby stamtąd obserwować ten dom.

Umilkł i podniósł rękę, nakazując ciszę.

W holu nad nimi rozległy się kroki.

– Farrier zapomniał zamknąć drzwi frontowe – szepnął Pete.

– Robi się interesująco – Jupiter wstał, wszedł na szczyt schodów i przyłożył ucho do drzwi. Usłyszał ledwie uchwytny szmer głosów. Podniósł dwa palce, pokazując, że przybyły jeszcze dwie osoby.

Kroki dwóch mężczyzn przecięły hol, skierowały się w stronę kuchni i zawróciły. Z kolei zadudniły kroki na schodach prowadzących na piętro, rozległ się krzyk i ostry huk.

– To był wystrzał! – powiedział Jupiter.

Nastąpiły dalsze krzyki, ale docierały do piwnicy zbyt przygłuszone, aby można było rozróżnić poszczególne słowa. Usłyszeli ponownie tupot na schodach. Ktoś się potknął. Wreszcie kroki rozległy się w kuchni i skrzypnęło krzesło.

– Siedzieć i nie ruszać się – dobiegł ich głos generała Kaluka.

Jupiter cofnął się od drzwi i zszedł o dwa stopnie niżej.

Drzwi otworzyły się i framugę wypełniła masywna postać lapatyjskiego generała.

– Aha – powiedział – mój młody przyjaciel Jones. A, i panicz Andrews. Proszę, wejdźcie na górę, wszyscy.

Wyszli do kuchni. Paliło się górne światło i pani Dobson aż się zachłysnęła na widok Farriera. Dziarski rybak siedział na krześle, przyciskając chusteczkę do prawego nadgarstka. Czerwone rozpryski plamiły jego elegancką kurtkę.

– Widok krwi panią przeraża, madame? – zapytał Kaluk. – Proszę się nie lękać, ten człowiek nie jest poważnie ranny.