Выбрать главу

– Cicho! – zgromił go książę Stefan.

Chłopcy wyciągnęli szyje w stronę drzwi. Wchodził w nie stary człowiek w eskorcie dwóch gwardzistów. Był wysoki, a raczej byłby, gdyby nie pochylał się nisko, wsparty o laskę. Nosił kolorowe łachmany, miał w uszach złote krążki, a jego policzki były tak zapadnięte, że przywodziły na myśl trupią czaszkę. Błękitne oczy, płonące w tej twarzy, na jej ciemnym tle wydawały się jeszcze jaśniejsze.

Szedł kuśtykając i zatrzymał się przed księciem Stefanem.

– Jam jest stary Anton – powiedział tonem osoby uważającej się za wiele ważniejszą od swego rozmówcy.

– Potrzebuję twych tajemnych sił – powiedział książę Stefan. – Ci chłopcy wiedzą coś, czego nie chcą wyjawić. Musisz wydobyć z nich dla mnie tę wiadomość.

Trupią twarz sędziwego Cygana przeciął ironiczny uśmiech.

– Staremu Antonowi się nie rozkazuje – rzekł. – Dobranoc, książę Stefanie.

Księciu Stefanowi twarz pociemniała wobec tej bezczelności Cygana. Opanował jednak złość i wyjął z kieszeni kilka sztuk złota.

– Nie chciałem ci rozkazywać, Anton. Błagam cię o pomoc. Dobrze zapłacę. Oto złoto.

Cygan zatrzymał się. Sięgnął szponiastą dłonią po złoto i schował je pod łachmanami.

– Anton pomoże osobie tak hojnej – powiedział i zabrzmiało to, jakby naigrawał się z księcia. – Jakiej wiedzy szukasz, książę Stefanie?

– Te młode diabliki wiedzą, gdzie się znajduje srebrny pająk Waranii. Ukryli go i nie chcą powiedzieć gdzie. Mógłbym łatwo dowiedzieć się wszystkiego – wskazał ręką narzędzia tortur – ale jestem miłosierny. Twoje moce są wielkie i bezbolesne. Przesłuchaj ich.

– Stary Anton jest posłuszny – zarechotał Cygan. Stanął twarzą do chłopców. Spomiędzy łachmanów wyciągnął miedziany kubek i woreczek. Wziął z woreczka kilka szczypt czegoś o wyglądzie nasion i wsypał do kubka. Następnie, ku zdziwieniu wszystkich, wydobył nowoczesną zapalniczkę i podpalił nią nasiona. Ciężki, błękitny dym uniósł się w powietrze.

– Wdychajcie, malcy – nucił jękliwie, wodząc kubkiem tam i z powrotem przed nosami chłopców. – Wdychajcie głęboko. Anton każe wam wdychać dym prawdy.

Starali się odwrócić głowę i wstrzymać oddech, lecz nie mogli. Dym wkręcał im się w nozdrza. Wdychali go wbrew woli. Był gryzący, ale nie był niemiły. Poczuli się odprężeni, a ich myśli stawały się przyjemnie senne.

– Teraz patrzcie na mnie – powiedział stary Anton. – Patrzcie na mnie, malcy. Patrzcie mi w oczy.

Chcieli się temu oprzeć, ale ich twarze same zwróciły się ku Cyganowi. Spojrzeli w świetliste, niebieskie oczy i wydało im się, że są to dwa rozległe, głębokie jeziora, w które się zanurzają.

– A teraz mówcie! – rozkazał Anton. – Srebrny pająk! Gdzie jest?

– Nie wiem – odpowiedział Rudi, mimo że usiłował zachować milczenie.

Bob i Jupiter powtórzyli za nim jak echo:

– Nie wiem…

– Nie wiem…

– Ach! – mruknął Anton. – Wdychajcie jeszcze. Wdychajcie głęboko. Ponownie przesuwał im przed twarzami kubek. Bob czuł się tak, jakby szybował gdzieś wysoko na bardzo wygodnym obłoku.

Cygan położył lekko palec na czole Rudiego, pochylił się i patrzył mu z bliska w oczy, bez mrugnięcia powiek. Rudi czuł, że nawet za cenę życia nie byłby w stanie odwrócić wzroku.

– Nie mów nic teraz – szepnął stary Anton. – Myśl o srebrnym pająku. Myśl, gdzie jest… ach!

Po długiej chwili odjął palec od czoła Rudiego i powtórzył ten sam zabieg z Jupiterem. Znowu mruknął “ach!” i przeszedł do Boba. Pod dotknięciem jego palców Bob poczuł mrowienie, jakby lekkie porażenie prądem. Widział jedynie oczy Antona. Niebieskie, przenikliwe, zdawały się czytać myśli. Bob stwierdził, że myśli o srebrnym pająku. Zobaczył go na swej dłoni. Nagle pająk znikł. Bob nie miał pojęcia, gdzie się podział. Nie mógł sobie tego przypomnieć. Jakby chmura zasłoniła mu myśli.

Sędziwy Cygan zdawał się być zaskoczony. Zwlekał, powtarzając:

“Myśl, myśl!” Wreszcie westchnął i odwrócił się. Bob zamrugał powiekami. Czuł się, jakby go uwolniono z zaklęcia.

Stary Anton kiwnął głową i zwrócił się do księcia Stefana:

– Ten pierwszy nie widział srebrnego pająka i nie wie, gdzie on jest. Ten gruby widział pająka, ale go nie trzymał. Nie wie, gdzie jest. Ten mały miał pająka w ręce, a potem…

– Tak? – powiedział książę Stefan nagląco. – Mów!

– Chmura zasnuła jego myśli. Srebrny pająk znikł w tej chmurze. Nigdy dotąd nie spotkałem takiego przypadku. Był czas, że wiedział, gdzie podział się srebrny pająk, ale pustka wypełniła mu umysł i zapomniał. Dopóki sobie nie przypomni, nic więcej nie mogę zrobić.

– Do stu piorunów! – fuknął książę Stefan. Jego palce znów zaczęły bębnić w poręcz fotela.

– Powiedz no mi, Cyganie… – zaczął, ale zmienił ton: – Stary Antonie, doceniam twoje wysiłki. Nie twoja wina, że chłopcy nie potrafią powiedzieć, gdzie jest srebrny pająk. Lecz, być może, ty się domyślasz? Wszyscy wiemy, że posiadasz liczne zdolności. Co stało się z pająkiem i… – dodał z hamowaną pożądliwością – czy uda mi się przejąć tron w Waranii, by głupi i słaby chłopiec na nim nie zasiadł?

Przebiegły uśmiech pojawił się na twarzy starego Antona.

– Co do srebrnego pająka – powiedział – choć srebrny, to tylko pająk. Co do tronu w Waranii, usłyszysz dzwon bijący na zwycięstwo. A teraz dobranoc. Starzec taki jak ja potrzebuje snu. – Zachichotał gardłowo i skierował się do wyjścia.

Książę Stefan skinął na gwardzistów.

– Odprowadźcie go do domu. Słyszałeś?! – zwrócił się do księcia Rojasa. – Srebrny pająk to tylko pająk, czyli, że nie ma znaczenia i możemy go zignorować. I Anton powiedział, że odniosę zwycięstwo. Wiemy, że Anton się nie myli w takich sprawach. Nie będziemy czekać dłużej. Rano przepchniemy proklamację. Książę Djaro jest aresztowany, a ja pozostaję regentem do następnego obwieszczenia. Wystąp z oskarżeniem Stanów Zjednoczonych o próbę ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy. Ogłoś aresztowanie tych dwóch szpiegów i złodziei. Ogłoś nagrodę za znalezienie trzeciego. Zgarnij wszystkich członków rodziny Rudolfa i wszystkich tak zwanych Bardów, jakich tylko uda ci się wyłuskać. Oskarż ich o zdradę stanu. Do jutra będę miał Waranie mocno w garści. Zdecydujemy potem, czy wytoczyć publiczny proces tym tu łotrzykom, czy tylko wypędzić ich z kraju. Straż. Wziąć ich z powrotem do celi. Niech sobie tam pomedytują.