Выбрать главу

Wypadli za róg ulicy i tu wyrósł o jedną przecznicę przed nimi majestatyczny kościół. Lecz przy nim, również w odległości jednej przecznicy, stali gwardziści i patrzyli w ich stronę.

Nie dotrą do bram kościoła!

Ale Dmitri nie zamierzał się tam dostać. Przeciął w poprzek ulicę i biegł ku małym drzwiom na tyłach katedry. Wpadli do środka i zdążyli się zaryglować w momencie, gdy ich prześladowcy znaleźli się przed drzwiami Wściekłe uderzenia pięści zabębniły w masywne drewno.

Bob ogarnął szybkim spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znaleźli. Był to kwadratowy pokój, który zdawał się nie mieć sufitu. Ściany wznosiły się w górę i w górę, jak daleko sięgał wzrok. Po jednej stronie biegły schody, obudowane ciężką żelazną kratą. Osiem grubych lin zwisało z góry, a ich końce przewleczone były przez żelazne obręcze, przytwierdzone do kamiennej ściany.

Tyle zdążył zauważyć Bob.

– Zejdziemy teraz do katakumb – mówił Dmitri. – Wiecie, co to są katakumby? To miejsce na groby w podziemiach kościoła. Grzebano tam zmarłych w pradawnych czasach. Mają wiele poziomów i korytarzy. Tam możemy się ukryć…

– Co za sens dalej się ukrywać? – przerwał mu niespodziewanie Jupiter. – Złapią nas prędzej czy później.

Wszyscy wpili w niego wzrok.

– Masz coś na myśli, Jupe! – wykrzyknął Pete, – Jestem pewien. Ale co?

– Te liny – wskazał Jupe – uruchamiają dzwon księcia Paula?

– Dzwon księcia Paula? – Rudi patrzył na niego chmurnie, starając się zrozumieć, do czego zmierza. – Nie, zwykłe kościelne dzwony. Dzwon księcia Paula jest w innej dzwonnicy, po drugiej stronie kościoła. Tam jest ten jeden dzwon i uruchamia się go tylko w święta państwowe.

– Wiem – mówił szybko Jupiter – ale książę Djaro powiedział nam, że przed wiekami książę Paul bił w ten dzwon, by zawiadomić swoich zwolenników, że żyje i wzywa ich, i w ten sposób zdławił rebelię.

Wpatrywali się w niego uważnie. Dmitri tarł brodę.

– Tak – powiedział – każdy uczeń to wie. To część naszej historii. Ale co masz na myśli?

– To, że być może, gdy uderzymy w dzwon, ludzie powstaną i przyjdą z odsieczą księciu Djaro! – wykrzyknął Rudi. – Nigdy o tym nie pomyśleliśmy. Była to dla nas tylko stara opowieść o zdarzeniach sprzed wieków.

Rozważaliśmy tylko, jak użyć gazet lub radia, lub telewizji. Ale przypuśćmy, że dziś…

– Dzwon zacznie bić! – wpadła mu w słowa niezwykle ożywiona Elena. – I to po tych wszystkich komunikatach radiowych o mającym nastąpić obwieszczeniu. Ludzie kochają księcia Djaro. Gdyby tylko wiedzieli, że znalazł się w trudnej sytuacji i potrzebuje ich pomocy, ruszyliby tłumnie.

– Ale jeśli… – zaczął Dmitri.

– Nie ma czasu na “jeśli”! – krzyknął Rudi. – Słyszysz, jak walą w drzwi? Zostały nam sekundy.

– Dobrze – Dmitri nie wahał się dłużej. Gwardziści pędzili pewnie także do głównego wejścia. – Prowadź ich, Rudi. My z Eleną zejdziemy do katakumb. Jeśli pójdą za nami, zyskacie czas. Elena, trzeba zostawić coś, co naprowadzi ich na nasz trop. Daj twój pantofel.

– Zgubię go uciekając, niczym Kopciuszek – powiedziała Elena zdejmując pantofel i zdobyła się nawet na uśmiech. – Idź już, Rudi, spieszcie się!

– Tędy! – zawołał Rudi. – Za mną!

Biegł przez kościół do dzwonnicy po drugiej stronie. Bob, Pete i Jupiter za nim. Elena i Dmitri szli spiesznie ku drzwiom w głębi kościoła, prowadzącym do katakumb.

Bob zaczął kuleć i został w tyle. Z przemęczenia rozbolała go noga, na której do niedawna nosił aparat usztywniający, po fatalnym złamaniu. Ale pozostali zatrzymali się i Bob, kulejąc z każdym krokiem coraz bardziej, dogonił ich. Weszli do pomieszczenia podobnego do tego, które opuścili. Tu również nie było sufitu. Z góry zwieszała się tylko jedna gruba lina, zabezpieczona uchwytem w ścianie. Na górę wiodły podobne schody, obudowane żelazną kratą.

Rudi uwolnił linę z uchwytu i wbiegł na schody.

– Chodźcie! – wołał. – Szybko! Na górę.

Pete wziął Boba pod ramię i tak rozpoczęli szaloną wspinaczkę.

Rozdział 15. Dzwon księcia Paula

Bob pokonywał z wysiłkiem strome schody. Rudi spostrzegł, jak mu ciężko. Przystanął i podał mu koniec sznura z koca ze słowami:

– Trzymaj się tego. Pomogę ci.

Teraz, gdy Rudi ciągnął go, uczepionego sznura, Bobowi szło się znacznie lżej. Przeszli jedno piętro, drugie. Gwardzistów wciąż jeszcze nie było na ich tropie. U szczytu trzeciego piętra zatarasowała im przejście potężna furta. Pchnęli ją i otworzyła się opornie, ze zgrzytem. Gdy przez nią przeszli, Rudi zasunął gruby żelazny skobel.

– To ich zatrzyma – powiedział. – W dawnych czasach nawet kościół bywał szturmowany przez wojska. Księża chronili się wówczas na dzwonnicy, zamykając za sobą furty. Są jeszcze dwie.

Zamykali właśnie drugą furtę, gdy na dole do dzwonnicy wtargnęli gwardziści. Dostrzegli uciekinierów i wbiegli za nimi na schody. Ale musieli się zatrzymać przy pierwszej furcie. Potrząsali nią bezskutecznie i wykrzykiwali rozkazy, by przyniesiono narzędzia do cięcia żelaza.

– Nieprędko się przebiją – dyszał Jupiter, gdy spiesznie pięli się w górę. – Ale tak czy inaczej, niewiele mamy czasu.

Byli już powyżej kopuły. Widzieli ulicę w dole i poruszające się na niej miniaturowe figurki ludzi i malutkie samochody. Wszystko tam wyglądało zwyczajnie, lecz tu na dzwonnicy toczyła się walka. Tu był wróg, którego musieli pokonać.

Dotarli wreszcie do otwartej galerii na szczycie dzwonnicy, gdzie na potężnej belce pod spiczastym dachem zawieszony był dzwon księcia Paula. U wejścia na galerię była trzecia furta. Zatrzasnęli ją i zaryglowali. Stado gołębi, wystraszonych hałasem, sfrunęło z balustrady.

Chłopcy stanęli, łapiąc oddech. Na dole gwardziści atakowali pierwszą furtę z hukiem i zamieszaniem, ale bez skutku.

– Zaraz poślą po specjalistę – powiedział Rudi. – Lepiej zaczynajmy. Pomyślmy, jak uruchomić ten dzwon. Och, przede wszystkim trzeba wciągnąć na górę linę. Może im przyjść do głowy, żeby ją zamocować na dole.

W podłodze galerii była spora dziura, przez którą przechodziła lina. Rudi stanął pod dzwonem, chwycił linę i zaczął ją ciągnąć. Pete i Jupiter pospieszyli z pomocą i wkrótce leżała na górze w wielkich zwojach, jak włochaty wąż. Gdy lina sunęła w górę, gwardziści na dole podnieśli krzyk, ale spostrzegli się za późno i nie zdołali pochwycić jej dyndającego końca.