Выбрать главу

Mając linę na górze, chłopcy zabrali się do dokładnych oględzin dzwonu. Miał rozmiary imponujące. Wokół krawędzi biegł łaciński napis. Lina przechodziła przez koło umieszczone na boku dzwonu. Obrót koła powodował rozkołysanie dzwonu, wtedy wewnętrzne ściany uderzały w jego potężne serce. To skonsternowało chłopców. Zetknęli się dotąd tylko z małymi dzwonami, które biły przez rozhuśtanie samego serca.

– O rany – powiedział Pete, szacując wzrokiem rozmiary dzwonu – jak nam się uda to uruchomić?

– Stąd, na górze, nie da się tego zrobić zwykłym sposobem – odrzekł Jupiter z namysłem. – Musimy odchylić w bok sam dzwon, a potem będziemy ciągnąć serce tak, żeby w niego uderzało. To powinno się udać.

Wszyscy czterej złapali linę dzwonu. Na sygnał Jupitera zaczęli ciągnąć. Powoli koło obróciło się i ciężki dzwon przechylał się, aż zawisł przekrzywiony tak, że jego serce znalazło się o centymetry od klosza.

Rudi owinął linę wokół jednego z ozdobnych filarów galerii. Zamocował ją dość silnie, by utrzymywała dzwon w tej niezwykłej pozycji. Dokonawszy tego, odpoczęli przez chwilę.

Słońce wyszło zza chmur i przez otwartą galerię dzwonnicy powiało świeżością. Gołębie zataczały koła z trzepotem skrzydeł, przysiadały na balustradzie i znów odtruwały z głośnym świergotem.

– Która godzina? – zapytał Jupiter.

Rudi spojrzał na zegarek.

– Za dwadzieścia ósma. Dwadzieścia minut do mowy premiera w radiu i telewizji. Musimy się spieszyć.

– Co za szczęście, że wciąż mamy nasz sznur z koca – powiedział Jupiter po namyśle. – Trzeba go zawiązać wokół serca, a potem je rozkołysać.

Zarzucenie pętli sznura na gruszkowate serce dzwonu zajęło im zaledwie minutę. Zaciągnęli ją dobrze i Rudi z Pete'em, jako najsilniejsi, cofnęli się i pociągnęli sznur. Serce zakołysało się i uderzyło w dzwon.

Głęboki, donośny dźwięk niemal ich ogłuszył. Bob wyjrzał w dół. Ludzie na ulicy obracali głowy i patrzyli w górę ze zdziwieniem.

– Uszy nam popękają! – krzyknął Jupiter. – Szkoda, że nie mamy waty, żeby je zatkać! Bob, Pete, macie chusteczki?

Wygrzebali chusteczki z kieszeni i podarli je w małe kwadraty. Każdy kawałek zwinęli w kulkę i wetknęli do uszu. Tak zabezpieczeni zdwoili wysiłki, by bił legendarny dzwon księcia Paula.

Pete i Rudi wykonywali większość zadania. Odciągając w bok serce dzwonu, a potem puszczając, wprawiali je w ruch wahadłowy i uzyskiwali serię głębokich tonów o wiele szybciej, niż gdyby się biło w dzwon normalnym sposobem. Po minucie bicie ustawało, po czym wielki dzwon dźwięczał znowu, tak głośno, że zdawało się, iż słychać go w całym księstwie Waranii. Przez samą nieregularność uderzeń, dzwon zdawał się wołać: “alarm! alarm!”

Nie słyszeli gwardzistów na dole. Mimo zatkanych uszu, ogłuszeni byli biciem dzwonu. Bob przykucnął przy balustradzie i patrzył w dół.

Na ulicy gromadził się tłum. Wciąż przybywało ludzi. Biegli, spoglądając na wieżę dzwonnicy, gdzie wielki dzwon wybijał swe gromkie przesłanie. Czy domyśla się, że książę Djaro jest w niebezpieczeństwie i potrzebuje pomocy?

Jupiter podszedł do Boba. Wskazał mu coś. W tłumie powstało zamieszanie. Kilku mężczyzn zdawało się krzyczeć, wyciągając ręce w stronę odległego pałacu. Zawrzało w ludzkiej masie, z której niczym potok zaczął się wylewać pochód ku pałacowi.

Gwardziści, dobrze widoczni w swych czerwonych mundurach, starali się wedrzeć w tłum, lecz zostali odepchnięci. Tłum rósł, mimo że mnóstwo ludzi szło w kierunku pałacu.

Wyglądało to tak, jakby zrozumiano przesłanie, odebrano wołanie o pomoc.

Dzwon raptownie przestał bić. Pete i Rudi podeszli, by popatrzeć w dół. Rudi trzymał włączone radio, ale nic nie słyszeli. Nagle przypomnieli sobie o zatyczkach w uszach. Wyciągnęli je. Z radia buchnął piskliwy głos. Rudi tłumaczył:

– To premier. Mówi, że został wykryty groźny spisek przeciw Waranii. Koronacja została odłożona bezterminowo. Książę Stefan przejmuje rządy i sprowadzi przestępców, czyli was, przed sąd. Książę Djaro jest w areszcie domowym. Apeluje się do wszystkich Waranian o utrzymanie prawa i ładu.

– O rany, to brzmi fatalnie! – powiedział Pete. – To brzmi tak jakoś wiarygodnie, chociaż to wszystko kłamstwo.

– Ale nikt tego nie słucha! – krzyczał radośnie Rudi. – W całym mieście usłyszano dzwon i wszyscy wyszli na ulice dowiedzieć się, dlaczego bije. Patrzcie, jaki tłum. I cała masa idzie w stronę pałacu. Chciałbym zobaczyć, co tam się dzieje.

– Patrzcie! – krzyknął Jupiter. – Gwardziści rozbili furty. Idą na górę!

Wszyscy rzucili się ku schodom. Gwardziści w szkarłatnych mundurach istotnie biegli w górę. Byli już pod ostatnią furtą, u progu galerii dzwonnicy i potrząsali nią groźnie.

– Otwierać w imieniu regenta – krzyknął oficer. – Jesteście aresztowani!

– No to nas aresztuj! – odpowiedział mu Rudi wyzywająco. – Chodź, Pete, póki nie sforsują furty, możemy bić w dzwon.

Chwycili znowu sznur i rozbujali ciężkie serce dzwonu. Ponownie dzwon rozbrzmiał nad miastem, wybijając swe wołanie na alarm, zdając się naglić każdego Warańczyka do czynu. A tuż obok gwardziści wyważali furtę młotem kowalskim i łomami.

Przez pięć minut jeszcze chłopcy bili w dzwon księcia Paula. Potem furta upadła z brzękiem, gwardziści wtargnęli na galerię i ich obezwładnili.

– A teraz – ryknął dowodzący oficer – dostaniecie to, na co zasłużyliście.

Rozdział 16. Na tropie pająka

Chłopcy bez oporu dali się sprowadzić w dół. U podnóża schodów gwardziści uformowali ciasny pierścień wokół aresztowanych i wyprowadzili ich bocznym wyjściem z kościoła. Na ulicy wciąż było sporo ludzi, choć tłum nie był już tak liczny. Patrzyli na nich ciekawie i schodzili z ociąganiem z drogi na krzyki gwardzistów.

Chłopców odprowadzono do pobliskiego starego budynku z kamienia. W środku przekazano ich dwóm oficerom w niebieskich mundurach policji.

– Przestępcy polityczni! – rzucił sucho oficer gwardzistów. – Zamknijcie ich w celi, dopóki książę Stefan nie przyśle dalszych rozkazów.

Policjanci zawahali się.