Выбрать главу

– Porozmawiam z waszymi rodzicami – powiedział. – Myślę, że uda mi się przekonać ich, że będziecie pod dobrą opieką. Po pierwsze, ja sam tam będę i zajmę się wami. Będziecie gośćmi księcia. Po drugie, rząd wyda wam paszporty, opłaci przelot i zaopatrzy w pieniądze na drobne wydatki. Chcemy, byście się zachowywali jak typowi amerykańscy turyści lub powiedzmy tak, jak ich sobie wyobrażają Waranianie. To znaczy będziecie sobie kupowali pamiątki, robili zdjęcia…

Bob i Pete byli zbyt uradowani, by mieć jakieś wątpliwości. Jupiter jednak zmarszczył czoło.

– Dlaczego rząd miałby dla nas zrobić to wszystko? Przecież nie ze wspaniałomyślności. Rządy nie bywają tak hojne.

– Alfred Hitchcock powiedział, że jesteś inteligentny – zaśmiał się Bert Young. – Z przyjemnością stwierdzam, że ma rację. Prawda jest taka, że rząd chce was zatrudnić jako tajnych agentów w Waranii.

– Chce pan powiedzieć, że mamy szpiegować księcia Djaro? – zapytał z oburzeniem Pete.

Bert Young potrząsnął głową.

– Absolutnie nie. Ale miejcie oczy otwarte i jeśli tylko zobaczycie lub usłyszycie coś podejrzanego, dajcie mi natychmiast znać.

– Wydaje mi się to dziwne – powiedział Jupiter poważnie. – Myślałem, że rząd ma swoje źródła informacji, które…

– Jesteśmy tylko ludźmi – przerwał mu Bert Young. – Zdobywanie informacji w Waranii jest trudne. Widzisz, Waranianie to bardzo dumni ludzie. Nie godzą się na wyświadczanie usług obcokrajowcom i czują się dotknięci, gdy im się coś takiego proponuje. Cenią sobie wysoko swoją neutralność. Tym niemniej doszły nas słuchy, że szykuje się tam coś niedobrego. Proszę was, byście trzymali to w głębokiej tajemnicy. – Popatrzył uważnie na każdego z chłopców.

Kiwnęli z powagą głowami.

– Dobrze. Podzielę się z wami naszymi podejrzeniami. Odnosimy wrażenie, że regent, książę Stefan, jest nieuczciwy. Ma sprawować rządy do chwili koronacji księcia Djaro i możliwe, że nie zechce do tej koronacji dopuścić. Książę Stefan, premier i cała Rada Najwyższa, odpowiednik naszego Kongresu, postępują bardzo przebiegle. Wydaje nam się jednak, że mogą uniemożliwić Djaro objęcie władzy.

– Jest to właściwie – kontynuował Young – wewnętrzna sprawa państwa i nie powinniśmy się wtrącać. Krążą jednak pogłoski, że zamiary księcia Stefana idą znacznie dalej. Na tym urywają się nasze informacje. Musimy wiedzieć, do czego zmierza książę Stefan. Jeśli zamieszkacie na miejscu, w pałacu, kto wie, może uda wam się uzyskać jakieś wiadomości. Nikt z nas nie jest w stanie zbliżyć się z Waranianami na tyle, żeby dowiedzieć się prawdy. Być może Djaro coś wie, jest zbyt dumny, by prosić o pomoc, ale zwierzy się wam. Być może ktoś z jego otoczenia, traktując was jak zwykłe dzieciaki, powie coś nieostrożnie. Czy podejmiecie się tego zadania?

Bob i Pete pozostawili podjęcie decyzji Jupe'owi, jako głowie ich zespołu. Jupe zastanawiał się chwilę, wreszcie skinął potakująco.

– Jeśli to, czego od nas wymagacie, pomoże Djaro, podejmujemy się. Oczywiście, jeśli nasze rodziny się zgodzą. Daliśmy Djaro słowo, że będziemy jego przyjaciółmi, i zrobimy wszystko, żeby go nie zawieść.

– Oto co chciałem usłyszeć! – ucieszył się Bert Young. – Tylko jedna rada. Nie mówcie Djaro o naszych podejrzeniach. Starajcie się w miarę możności, żeby on sam wam jak najwięcej powiedział. Nie dopuśćcie też, by ktokolwiek domyślił się, po co tam jesteście. Niemal wszyscy Waranianie są lojalni wobec Djaro. Uwielbiali jego ojca, który osiem lat temu zginął w wypadku na polowaniu. Książę Stefan jest nielubiany. Lecz jeśli Waranianie zwietrzą, że szpiegujecie, nawet w dobrych intencjach, podniosą straszną wrzawę. Tak więc, miejcie oczy i uszy otwarte, ale usta zamknięte. Rozumiecie? Świetnie, koledzy, do roboty!

Rozdział 3. Srebrny pająk

Warania! Bob stał na kamiennym balkonie i spoglądał na dachy starego miasta Denzo. W porannym słońcu miasto było morzem falujących drzew, wśród których czerwieniły się kryte dachówką dachy i sterczały wieże budynków biurowych. O niecały kilometr dalej, na niewielkim wzgórzu wznosiła się złota kopuła wielkiego kościoła. Tuż pod balkonem, na brukowanym kamieniami dziedzińcu, uwijały się kobiety z wiadrami i szczotkami. Szorowały każdy kamień.

Kamienny pałac liczył pięć kondygnacji. Za nim płynęła szeroka i bystra rzeka Denzo, zataczając łuk wokół miasta. Po jej wodach posuwały się wolno małe statki wycieczkowe. Widok był bardzo malowniczy. Bob mógł się nim w pełni nacieszyć z balkonu ich narożnego pokoju na trzecim piętrze.

– Całkiem inaczej niż w Kalifornii – powiedział Pete, wychodząc na balkon. – Od razu widać, że to miasto jest stare.

– Zostało założone w 1335 roku – przytaknął Bob. Przeczytał oczywiście o Waranii i jej historii w ciągu gorączkowych dni poprzedzających tę emocjonującą podróż. – Było kilkakrotnie napadane i niszczone, ale zawsze je odbudowywano. W 1675 roku książę Paul rozgromił rebeliantów i stał się bohaterem narodowym jak nasz George Washington. Odtąd panuje tu pokój. Wszystko, co stąd widzimy, ma około trzystu lat. Jest także nowoczesna część miasta, ale stąd jej nie widać.

– Pięknie – powiedział Pete z zachwytem. – Jak daleko rozciąga się kraj poza tym miastem?

– Obejmuje w sumie tylko około stu kilometrów kwadratowych. To naprawdę mały kraj. Widzisz te wzgórza w oddali? Ich szczyty wytyczają granicę Waranii. Kraj rozciąga się wzdłuż rzeki Denzo, około czternastu kilometrów w górę jej biegu. Zajmują się tu uprawą winogron, produkcją tekstylną i turystyką. Malownicze widoki ściągają wielu turystów. Żeby stworzyć im odpowiednią atmosferę, obsługa wielu sklepów nosi starodawne stroje.

Jupiter zjawił się na balkonie. Zapinał guziki jasnej, sportowej koszuli, obejmując pełnym zachwytu spojrzeniem roztaczający się przed nim widok.

– Zupełnie jak sceneria filmu, tyle że to jest prawdziwe – powiedział. – Co to za kościół tam, Bob?

– To pewnie kościół Świętego Dominika. Jest największy. Jedyny, który ma złotą kopułę i dwie dzwonnice. Widzisz ich strzeliste dachy? W tej po lewej jest osiem dzwonów, które dzwonią na msze i w święta narodowe, a w tej po prawej znajduje się jeden olbrzymi dzwon, zwany dzwonem księcia Paula. Podczas buntu w 1675 roku książę bił w ten dzwon, by zawiadomić swych stronników, że nie zginął i potrzebuje ich pomocy. Ściągnęli zewsząd i przepędzili rebeliantów. Od tego czasu bije tylko dla rodziny książęcej. Gdy panujący jest koronowany, dzwon bije sto razy, bardzo powoli. Gdy rodzi się nowy członek rodziny książęcej, dzwon bije pięćdziesiąt razy. Na wesele – siedemdziesiąt pięć razy. Jego ton jest bardzo głęboki, głębszy niż któregokolwiek dzwonu w mieście i słychać go na odległość wielu kilometrów.