Выбрать главу

– Ależ, Malcolmie, o kim ty mówisz, na miłość boską, o Elsbeth?

– Oczywiście, a myślałaś, że o kim? Kiedy ojciec umierał, przysiągłem mu, że pozwolę jej tu zostać, ze względu na Tamarę. Wówczas jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy, że z nią jest tak źle…

Catharina, wstrząśnięta do głębi, tylko pokręciła głową.

– My też nie mogliśmy w to uwierzyć – powiedział Malcolm cicho. – Ale Inez, która jest jej opiekunką i pielęgniarką, zresztą bardzo oddaną, była świadkiem niejednego. Nie pozostaje więc nawet cień wątpliwości. Za każdym razem, gdy uczyni coś złego, zwala całą winę na ducha Agnety.

– Tak, słyszałam – wyjąkała Catharina.

– Ale czy potrafisz zrozumieć Tamarę, że mimo wszystko nie ma serca odesłać swego dziecka do zakładu?

– Rozumiem aż nazbyt dobrze. Kiedyś odwiedziłam taki zakład i nie zapomnę do końca życia tych biednych ludzi… Nie, nie obwiniam za to Tamary.

– Rozumiesz więc także, dlaczego nie mogłem cię tu sprowadzić. Gdyby Elsbeth wiedziała, kim jesteś, nie cieszyłabyś się długo życiem. Musiałem ukryć w tym tajemniczym schowku najdroższe memu sercu przedmioty i listy i postraszyć trochę dziewczynkę, że czasami wychodzi tędy duch Agnety. Wszystko to zakrawa na groteskę. Catharino! Nie wyjeżdżaj jutro – prosił w przypływie rozpaczy.

– Przecież to ty kazałeś mi wyjechać – przypomniała mu cicho.

– Ale teraz, po tym co razem przeżyliśmy, nie zniosę myśli o rozstaniu. Jutro wieczorem porozmawiam z Tamarą. Uświadomię jej, ile osób cierpi dlatego, że ona chce zatrzymać we dworze chorą córkę. Nie może oczekiwać ode mnie więcej wyrzeczeń. Chyba wolno mi trochę pomyśleć o dobru innych i o sobie samym.

Catharina nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Serce krajało się jej na myśl o biednej matce, choć rozumiała reakcję Malcolma.

Kilkunastoletnia Elsbeth zamknięta na resztę życia w zakładzie dla obłąkanych… Catharinie nie chciało się wierzyć, by to, co usłyszała, było prawdą. Nadal bardziej skłaniała się ku wersji o strasznej Agnecie, która czaiła się gdzieś w pałacowych zakamarkach, gotowa zniszczyć każdego, kto nie znajdzie u niej łaski.

ROZDZIAŁ IX

Malcolm odprowadził ją na górę. Przemknęli na palcach przez korytarz na schody prowadzące na poddasze. Dom trwał pogrążony w martwej ciszy. Catharina otworzyła drzwi swego pokoju i razem weszli do środka. Malcolm był trochę onieśmielony, nie zdarzyło mu się bowiem nigdy dotąd przekroczyć progu kobiecej sypialni. Bez słowa przytulił narzeczoną na dobranoc.

– Wiesz – szepnął po chwili z rozbawieniem w głosie. – Muszę przyznać, że doskonale sobie radziłaś w roli służącej, aczkolwiek od początku wydało mi się podejrzane, że Karin odznacza się taką kulturą i klasą.

Catharina, którą przepełniało uczucie szczęścia, zachichotała leciutko.

– Mam ci tak wiele do powiedzenia – ciągnął Malcolm. – Najchętniej w ogóle bym się z tobą nie rozstawał, ale niestety nie mogę tu zostać dłużej. Wiesz co? Jutro weźmiesz małego Joachima na spacer na pobliskie wzgórze. On od dawna o tym marzy.

– Ciii! – Catharina ostrzegawczo zakryła mu usta dłonią, a on pocałował ją czule. – Wiem, gdzie jest to wzgórze.

– W takim razie spotkamy się na szczycie. Tam będziemy mogli sobie swobodnie porozmawiać.

– Dobrze, a teraz wracaj do siebie, Malcolmie. Nie uchodzi, by służąca przyjmowała w swym pokoju dziedzica.

Roześmiał się. Tak trudno mu było odejść. Jeszcze jeden pocałunek i jeszcze jeden…

A na poddaszu stała nie zauważona przez nikogo kobieta. Na jej twarzy malowała się tak głęboka nienawiść, że może i lepiej, iż nikt jej w tej chwili nie oglądał. Opuściła ramiona i zacisnąwszy pięści, mamrotała pod nosem:

– Tak długo! Co on robi u tej dziwki? Zwykła służąca…

Kobieta ze zdenerwowania drżała na całym ciele.

– W końcu zdobyłam pewność! Na własne oczy się przekonałam! Już od dawna podejrzewałam, że chce go usidlić. Przeczucia mnie nie myliły. Ale poczekaj, ty dziwko, niedługo się będziesz radować swoją zdobyczą.

Drzwi się otworzyły i z pokoju wyszedł Malcolm.

– Zamknij dokładnie – szepnął i poczekał, aż dziewczyna zasunie zasuwkę. Potem, nie zauważywszy nikogo w pobliżu, wrócił do siebie.

Następnego ranka Catharina wydawała się sobie dziwnie odmieniona. Stała się dojrzałą kobietą, należała do mężczyzny, który miał do tego największe prawo. Czuła się tak, jakby jej ciało było świątynią.

– Jakaś ty dzisiaj rozpromieniona – zdziwiła się kucharka, gdy dziewczyna stawiła się do swych zwykłych obowiązków.

– Czy to nie cudowne, że wichura ucichła i wieje tylko lekki wiosenny wietrzyk?

– Och, prawda, prawda! Ale też przeżyliśmy nawałnicę!

Catharina wyjrzała na dwór. Wichura poczyniła w okolicy wielkie szkody. W parku leżały powalone dwa drzewa i wiele połamanych gałęzi. Chłopi sprzątali obejście. Między drzewami widać było zabudowania gospodarskie, ale po zagrodzie dla świń pozostało tylko puste miejsce.

Malcolma Catharina nigdzie nie dostrzegła. Uprzedzał, że prawie cały dzień spędzi poza domem. W blasku poranka dwór Markanäs wydawał jej się pełen niezwykłego uroku. Teraz bez chwili wahania zgodziłaby się tu zamieszkać, jednak kiedy zapadały ciemności, pojawiał się strach przed białą damą.

Catharina nalała wody do wiadra, wzięła szczotkę i skierowała się na górę. W holu jednak zatrzymała ją pani Tamara, która obrzucając dziewczynę lodowatym spojrzeniem zapytała:

– Czy to prawda, Karin, że w nocy przyjmowałaś gości w swoim pokoju?

O Boże, ratuj! modliła się w panice, ale nie dała po sobie poznać zdenerwowania. Z udanym oburzeniem, choć unikając bezpośredniej odpowiedzi, rzekła:

– Ależ, proszę pani! Jestem zaręczona i za nic w świecie nie zdradziłabym swego narzeczonego.

Pani Tamara obrzuciła ją spojrzeniem pełnym niedowierzania, ale powstrzymała się od komentarzy. Uprzedziła jedynie:

– Panna Elsbeth ma karę. Zabroniłam jej wychodzić z pokoju. Proszę, postaraj się być taktowna, kiedy będziesz u niej sprzątać!

– Oczywiście, proszę pani.

Pani Tamara odeszła z godnością. Zachowała się jak zwykle nienagannie, choć nie ulegało wątpliwości, że jest wytrącona z równowagi.

Catharina dygnęła i pośpiesznie oddaliła się w obawie przed kolejną burą.

Czyżby była zazdrosna? zastanawiała się. Ciekawe, czy wie, kto mnie odwiedził dziś w nocy? Zrobiło jej się nieprzyjemnie. Czy mamy z Malcolmem coś do ukrycia? Robimy przecież tylko to, do czego od dawna mieliśmy prawo. Co prawda, powinniśmy może poczekać na błogosławieństwo pastora, ale ostatecznie, czy tak wiele par staje przed ołtarzem z kryształowo czystym sumieniem?

Malcolm obiecał, że wieczorem przeprowadzi poważną rozmowę ze swą macochą. Catharina bardzo się tego obawiała. Po pierwsze, odczuwała przykrość na myśl, że z jej powodu małą Elsbeth czeka dożywotnia beznadziejna egzystencja w zakładzie dla obłąkanych. Po drugie, ciągle nie mogła uwierzyć, że to właściwie jeszcze dziecko zdolne jest aż do takiej perfidii.

Bardziej skłaniała się ku wersji o okrutnej Agnecie straszącej w pałacowych korytarzach.

Sprzątając, przystanęła koło drzwi zamkniętego pokoiku dziecinnego. Niech Bóg sprawi, bym mogła ożywić to pomieszczenie, pomyślała, kładąc dłoń na klamce. Tak bym pragnęła, aby nasze dzieci mogły wprowadzić się do tego słonecznego pokoiku i tu się bawić.

Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że już jej nie przeraża myśl o pozostaniu w Markanäs. Skoro Malcolm tu mieszka, może mieszkać i ona.