Выбрать главу

Dostrzegłszy w końcu korytarza pulchną sylwetkę panny Inez, pośpiesznie odsunęła się od drzwi. Ale siostra pani Tamary zdążyła zauważyć jej zainteresowanie.

– Co? Jesteś ciekawa? – spytała głosem nie całkiem pozbawionym sympatii.

– Trochę – przyznała Catharina, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Zakazany owoc najlepiej smakuje.

– Prawda. To jest pokoik dziecinny – wyjaśniła Inez krótko. – Pewnie wiesz, jakie dzieci potrafią być zazdrosne o młodsze rodzeństwo. To była straszna tragedia. Niestety, zjawiłam się za późno.

Catharina udawała, że nie wie, o co chodzi, ale w głębi ducha doznała kolejnego wstrząsu. Czy to znaczy, że Elsbeth zabiła… Nie, to niemożliwe!

– Dziś ma karę – ciągnęła Inez. – Bardzo mi przykro, że wczoraj wieczorem zostałaś narażona na takie nieprzyjemności, Karin. Nie byłam dość czujna.

Catharina wpatrywała się w pannę Inez, która nie spuszczając z niej wzroku, zapytała mimochodem:

– A, prawda, słyszałam, jak pan Malcolm kilkakrotnie nazwał cię Catharina. Czy to twoje prawdziwe imię?

– Nie – odpowiedziała dziewczyna przytomnie. – Poprawiłam pana Malcolma, ale twierdził, że się przejęzyczył. Podobno jakaś jego znajoma nosi to imię.

Panna Inez pokiwała głową.

– Zgadza się. Zna jedną Catharinę. To znaczy zna i nie zna… – westchnęła ciężko. – Biedny człowiek! On chyba najbardziej się poświęcił.

W głębi serca Catharina przyznała jej rację.

W chwilę później uchyliła drzwi do pokoju Elsbeth. Nie zamknęła ich jednak, wchodząc do środka, a klucz wetknęła do kieszeni.

Dziewczynka siedziała przy oknie i podparłszy brodę, wyglądała na dwór.

– Czy to przyszła głupia Karin? – zapytała nie odwracając głowy.

– W każdym razie Karin – odpowiedziała Catharina.

– Przez ciebie do wieczora nie mogę stąd wychodzić – prychnęła.

Catharina nie zareagowała.

– Mówią, że byłam wczoraj niegrzeczna.

– Naprawdę? – Catharina na moment przerwała słanie łóżka. – Dlaczego?

– Mówią, że zeszłam do piwnicy, żeby ciebie przestraszyć. Wcześniej podobno wystraszyłam cię na schodach. Ale ja nic nie pamiętam.

Catharina nie odzywała się, widząc, że dziewczynka chce powiedzieć coś jeszcze.

– Nigdy nie pamiętam, kiedy zrobię coś złego.

Biedne dziecko! Ciekawe, czy to objaw choroby?

– W takim razie wcale nie jest pewne, że to panienka zrobiła – odrzekła ze spokojem.

Elsbeth odwróciła się i spojrzała na nią zapłakanymi oczami.

– Mnie się też tak wydaje – powiedziała. – Ale domyślam się, kto naprawdę ponosi za to winę.

– Kto?

Dziewczynka przyłożyła palec do ust i wyszeptała:

– Agneta Järncrona.

Catharina skłonna była jej wierzyć. Postanowiła trzymać stronę tego czasami nieznośnego, ale przecież dziecka.

– Ja też tak myślę – przyznała.

– Naprawdę? – dziewczynka westchnęła z ulgą, a może w poczuciu bezsilności. – Nikt mnie nie kocha.

– Ależ tak! Wszyscy panienkę kochają: mama…

– Mama? Ona uważa, że ma ze mną same kłopoty. Zależy jej jedynie na Malcolmie. Ugania się za nim, a potem złości się na mnie, że się tego domyślam. A ciocia Inez bez przerwy mi wymyśla. Pilnuje mnie jak strażnik więzienny! – I westchnąwszy znowu w bezgranicznym poczuciu osamotnienia, dodała po chwili: – Tylko Malcolm jest dla mnie miły. Kiedy dorosnę, wyjdę za niego za mąż.

Ponieważ Catharina nie zareagowała na jej słowa, z uporem ciągnęła swój wywód:

– Tak, zrobię to, mogę go poślubić, bo nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni. On zresztą czeka, aż będę pełnoletnia.

– Skąd panienka o tym wie?

– Wiem! Był zaręczony z jakąś starą prukwą z Norrland, ale jej nie chciał. Wyrzucił wszystkie listy i podarunki, jakie od niej dostał. To znaczy, że nic go nie obchodziła. Zresztą skoro do tej pory się z nikim nie ożenił, to znaczy, że czeka na mnie!

– A ile panienka ma właściwie lat?

– Piętnaście.

Catharina westchnęła, w głębi ducha nie mogąc pozbyć się współczucia dla tego dziecka.

– Ciocia Inez uważa, że jestem niemądra, robiąc sobie nadzieje – powiedziała Elsbeth i wyjrzała przez okno. – Twierdzi, że wcale mu na mnie nie zależy, bo interesuje się kimś innym, Ale kim? Mamą? Przecież ona jest już stara i ma zmarszczki.

– Nieprawda, zmarszczek nie ma – zaprotestowała Catharina. – Myślę jednak, że kiedy nadejdzie pora, pan Malcolm sam dokona właściwego wyboru.

– Tak, w każdym razie zerwał z tą głupią babą z północy.

– A skąd panienka wie? i

– Sam mi kiedyś powiedział przy obiedzie. Mama i ciocia poparły jego decyzję. Powiedziały, że postąpił właściwie, bo mogłoby się źle skończyć, gdyby się z nią ożenił. Przyznałam im rację. Gdyby tu przyjechała, osobiście bym ją udusiła!

– Ależ, panienko Elsbeth?!

– Ech, żartowałam tylko. Często tak mówię. Kiedy mama urodziła dzieci, to nagadałam takich okropności, że wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem. To było nawet zabawne! Tylko że później bardzo się na mnie gniewali, twierdząc, że zrobiłam dzieciom krzywdę, ale ja zupełnie tego nie pamiętam.

– Ale przecież drugie dziecko urodziło się martwe – stwierdziła Catharina, drżąc na całym ciele.

– Nie, wypadło z wózka i umarło.

Catharina poczuła mdłości, szybko pochyliła się nad łóżkiem, by dokończyć ścielenie. Po chwili jednak powiedziała stanowczo:

– Nie wierzę, żeby panienka mogła to zrobić. Jestem pewna, że i tym razem przyłożyła się do tego Agneta Järncrona.

– Mnie się też tak wydaje.

Rozmowa z Catharina najwyraźniej przyniosła dziewczynce ulgę. Gdy sypialnia była już sprzątnięta, Elsbeth łaskawie pokiwała głową wścibskiej służącej. Catharina opuściła pokój przygnębiona. Zrozumiała, dlaczego najbliżsi postanowili roztoczyć nadzór nad dziewczynką w domu. Przecież ona kompletnie nie kontrolowała swego zachowania, nie pojmowała niczego. Czy byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego rodzina wysłała ją do okropnego zakładu, w którym panowałby głód i smród, gdzie spotkałaby wyłącznie ludzi chorych psychicznie?

A dziś wieczorem Malcolm zamierza wydać na nią okrutny wyrok! Tylko po to, by Catharina mogła spokojnie żyć w Markanäs.

Serce ścisnęło jej się z bólu, dręczyły ją wyrzuty sumienia.

Wiedziała jednak, podobnie jak i Malcolm, że jeśli wyjdzie na jaw, iż to ona jest tą okropną babą z Norrland, Elsbeth znów uderzy, nie zdając sobie sprawy ze swego czynu.

Uporawszy się szybko z przedpołudniowymi obowiązkami, Catharina postanowiła wybrać się na krótki spacer. Do spotkania z Malcolmem i Joachimem na wzgórzu pozostało jeszcze kilka godzin.

Skierowała kroki do pobliskiego kościółka. Zamierzała wyjaśnić parę spraw związanych z pewną damą, której ponoć tam właśnie należało szukać.

Idąc w stronę kościoła Catharina widziała wokół ślady wichury. Na drodze leżały suche liście i gałęzie, a także słoma i deski z pozrywanych strzech okolicznych chat.

Nie było chłodno. Wiał łagodny wiosenny wietrzyk. Pomyślała o swych rodzinnych stronach. Ciekawe, czy śnieg już stopniał, czy też wciąż pokrywa ocienione zbocza. Nie tęskniła za domem, jeszcze nie. Zamierzała najpierw wyjaśnić do końca tajemnice Markanäs i znaleźć takie wyjście, które byłoby korzystne dla jego mieszkańców, także dla Elsbeth. Tylko czy dziewczynka kiedykolwiek ją zaakceptuje?

Wszystko się w Catharinie buntowało na myśl, że trzeba by tę małą umieścić w zakładzie. Ciągle nie mogła do końca uwierzyć w winę dziewczynki, mimo że fakty zdawały się na to wskazywać. Przychylała się raczej do irracjonalnej wersji, że winę za wszystko ponosi na wskroś zła Agneta Järncrona.