– Ta historia sięga początku lat sześćdziesiątych… – zaczął. Siedział na krześle przy kozetce i wpatrywał się w kieliszek. – Wtedy chodziłem jeszcze do podstawówki…
Na początku lat sześćdziesiątych państwo Ma byli właścicielami antykwariatu. Mały Chen kupował u nich komiksy. Nagle miejscowe władze uznały antykwariat za „czarny ośrodek działalności antysocjalistycznej". Oskarżenie oparto na dowodzie rzeczowym: na półce stało angielskojęzyczne wydanie Doktora Żywago. Pana Ma wsadzono do więzienia; ze wszystkich jego książek pozwolono mu wziąć tylko słownik medyczny. Pod koniec lat osiemdziesiątych mężczyzna został zwolniony i zrehabilitowany. Leciwe małżeństwo nie chciało ponownie otwierać antykwariatu i pan Ma, korzystając z wiedzy zdobytej w więzieniu, pomyślał o aptece zielarskiej. Jego wniosek o zgodę na rozpoczęcie działalności biznesowej wędrował jednak z jednego biurka na drugie, bez odpowiedzi.
W tym okresie Chen, początkujący policjant, nie zajmował się „zadośćuczynieniem za niesłuszne skazania". Kiedy jednak dowiedział się o sytuacji pana Ma, udało mu się za pośrednictwem sekretarza Li przyspieszyć sprawę i zdobyć dla staruszka zezwolenie.
Później Chen w rozmowie z dziennikarką „Wenhui" wspomniał, jak ironicznym zrządzeniem losu pan Ma został lekarzem z powodu Doktora Żywago. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu dziennikarka napisała do gazety artykuł: Z powodu „Doktora Żywago". Publikacja jeszcze bardziej rozreklamowała aptekę pana Ma.
– Dlatego są panu tacy wdzięczni – zauważyła.
– Zrobiłem niewiele, jeżeli wziąć pod uwagę to, co przeżyli w tamtych latach.
– Czy teraz, jako starszy inspektor, uważa pan, że ponosi większą odpowiedzialność?
– Cóż, ludzie narzekają na problemy związane z naszym systemem, ale ważne jest, żeby coś robić dla ludzi takich jak państwo Ma.
– I dobrze wykorzystać znajomych… – przerwała, by wypić łyk wina – jaką jest choćby dziennikarka „Dziennika Wenhui".
– Była – poprawił, opróżniając kieliszek jednym haustem. – Teraz mieszka w Japonii.
– Och.
Zadzwoniła jego komórka.
– O, Stary Myśliwy! Co się dzieje? – Słuchał przez kilka minut, w końcu powiedział: – A więc to musi być coś poważnego. Rozumiem. Zadzwonię później, wujku Yu.
Wyłączył telefon.
– To Stary Myśliwy, ojciec detektywa Yu – wyjaśnił.
– On też pracuje dla pana?
– Nie, jest na emeryturze. Pomaga mi w innej sprawie. – Wstał. – Pora się pożegnać.
Nie mógł zostać dłużej. Rohn nic nie wiedziała o jego drugiej sprawie, a on nie zamierzał jej w nią wtajemniczać. To nie jej interes.
Kiedy usiłowała się podnieść, delikatnie oparł rękę na jej ramieniu.
– Niech pani odpoczywa, inspektor Rohn. Jutro czeka nas mnóstwo pracy. Dobranoc.
Zamknął za sobą drzwi.
Echo jego kroków ucichło w głębi korytarza.
Rozległ się dźwięk zatrzymującej się windy; po chwili zaczęła zjeżdżać na dół.
Wprawdzie inspektor Rohn wciąż mogła mieć zastrzeżenia do swojego chińskiego partnera i jego ewentualnego udziału w tuszowaniu sprawy, ale za ten wieczór była mu wdzięczna.
Rozdział 11
Chenowi nie udało się skontaktować ze Starym Myśliwym. Zapomniał spytać, skąd staruszek dzwoni. Był zbyt zajęty opowiadaniem historii chińskiego doktora Żywago swojej jednoosobowej amerykańskiej publiczności. Postanowił pójść do domu pieszo. Być może zanim tam dojdzie, Stary Myśliwy znów się skontaktuje.
Telefon zadzwonił na rogu ulicy Syczuan, ale odezwał się detektyw Yu.
– Doigraliśmy się, szefie.
– Co takiego?
Yu opowiedział o zatrutej potrawie w hotelu i zakończył:
– Gang ma powiązania z policją w Fujianie.
– Pewnie masz rację – przyznał Chen, powstrzymując się od dodania „nie tylko w Fujianie". – To śledztwo jest co prawda wspólną operacją, ale nie musimy meldować miejscowym glinom o wszystkim i na każdym kroku. Sam podejmuj działania. Nie przejmuj się ich reakcją. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność.
– Rozumiem, starszy inspektorze Chen.
– Od tej pory dzwoń do mnie do domu albo na moją komórkę. Faksy też wysyłaj pod domowy numer. W razie nagłej potrzeby skontaktuj się z Małym Zhou. Musisz być bardzo ostrożny.
– Wy też miejcie się na baczności.
Sprawa zatrucia pokarmowego przypomniała Chenowi incydenty związane z inspektor Rohn. Najpierw motocykl, potem wypadek na schodach.
Mogli być śledzeni. A kiedy rozmawiali z Zhu, ktoś uszkodził schody. W innych okolicznościach starszy inspektor Chen uznałby to za niewiarygodną historię rodem z Liaozhai [1], ale mieli przecież do czynienia z triadami.
Wszystko należało brać pod uwagę.
Triada mogła działać na dwóch frontach – w Szanghaju i Fujianie. Gangsterzy okazali się sprytniejsi, niż przypuszczał. I bardziej wyrachowani. Zamachy, jeżeli rzeczywiście to były zamachy, zorganizowano tak, by wyglądały jak wypadki i aby żaden ślad nie prowadził do zleceniodawców.
Przez chwilę zastanawiał się, czy ostrzec inspektor Rohn, ale zrezygnował. Co by jej powiedział? Wszechobecność gangsterów nie wpłynęłaby dobrze na wizerunek współczesnych Chin. Bez względu na okoliczności musiał pamiętać, że działa w interesie narodowym. Rohn nie powinna mięć negatywnego wyobrażenia o chińskiej policji czy Chinach.
Spojrzał na zegarek i zadzwonił do domu sekretarza Li, ten zaś zaprosił go na rozmowę.
Li mieszkał przy ulicy Wuxing, w otoczonym murem kompleksie mieszkalnym dla kadry wyższego szczebla. Przy bramie stał uzbrojony żołnierz, który energicznie zasalutował Chenowi.
Sekretarz Li czekał w obszernym salonie apartamentu z trzema sypialniami. Pokój był nowocześnie umeblowany i większy niż cały dom Lihuy. Chen usiadł na krześle obok donicy ze wspaniałymi orchideami. Kwiaty kołysały się lekko w powiewach wiatru wpadającego przez okno, a ich delikatny aromat wypełniał cały pokój.
Na ścianie wisiał długi zwój z dwoma wersami napisanymi kaligrafią kai:
Stary koń odpoczywający w stajni wciąż pragnie galopować przez tysiące mil.
Był to cytat ze Spoglądając na morze Chao Cao, subtelna aluzja do sytuacji samego Li. Do połowy lat osiemdziesiątych wysocy rangą funkcjonariusze chińscy nigdy nie odchodzili na emeryturę i trwali na stanowiskach do końca, ale po wprowadzonych przez Deng Xiaopinga zmianach systemowych ich również zaczął obowiązywać wiek emerytalny. Zatem za parę lat także Li będzie musiał opuścić swój urząd. Chen poznał odciśniętą pod wersami czerwoną pieczęć słynnego kaligrafa. Zwój jego autorstwa na międzynarodowym rynku kosztował fortunę.
– Przepraszam, że niepokoję was w domu o tak późnej porze, sekretarzu Li – powiedział Chen.
– Nie ma sprawy. Jestem dziś wieczór sam. Żona pojechała do syna.
– Wasz syn się przeprowadził?
Li miał córkę i syna, oboje w wieku około dwudziestu pięciu lat. Na początku ubiegłego roku, dzięki stopniowi służbowemu Li, córka otrzymała mieszkanie z komendy. Funkcjonariusz wysokiego stopnia miał prawo do dodatkowego mieszkania, ponieważ potrzebował więcej przestrzeni, żeby pracować dla socjalistycznego państwa. Ludzie gderali za jego plecami, ale nikt nie odważył się poruszyć tej sprawy na zebraniu komisji kwaterunkowej. Zaskakujące jednak, że syn Li, świeżo upieczony absolwent college'u, również dostał własne mieszkanie.
– Przeprowadził się w ubiegłym miesiącu. Żona dziś u niego przenocuje. Zajmuje się urządzaniem jego nowego lokum.
– Gratuluję, towarzyszu sekretarzu Li. To prawdziwe święto.