Zmęczone dzieci szły tuż za nią. Wyprawa była długa i niezwykle wyczerpująca, ale rozumiały, dlaczego muszą iść dalej. Od czasu do czasu jedno z dorosłych, najczęściej Wendy, niosło mniejsze dzieci. Grupa zwalniała też tempo marszu, kiedy uznano, że można sobie na to pozwolić, ale dzieci wychowały się w czasach wojny i Posleeni byli ich najgorszymi koszmarami, dlatego były w stanie biec tak długo, aż padłyby ze zmęczenia albo ktoś z dorosłych kazałby im się zatrzymać.
Wendy doszła do miejsca, w którym krzyżowały się obie galeryjki. Zatrzymała się i spojrzała na mapę. Według niej ostatnie „bezpieczne” pomieszczenie znajdowało się za prawymi drzwiami. Podeszła do nich i przyłożyła dłoń do konsoli. Drzwi otworzyły się bez problemów. Wendy zajrzała do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zgodnie z tym, co mówiła mapa, był to skład pożywek. Pomachała na pozostałych i zaczekała, aż do niej dołączą.
Kiedy przechodzili przez skrzyżowanie galeryjek, Elgars usłyszała w głębi umysłu jakiś krzyk. Nauczyła się już słuchać tych wewnętrznych głosów, więc stanęła, rozglądając się w poszukiwaniu zagrożenia, przed którym ją ostrzegały.
Potem podeszła do konsoli i przyglądając się jej z namysłem, oparła o nią karabin.
Widząc, że Annie odkłada broń, Wendy zaklęła.
— Shari, przeprowadź dzieci na drugą stronę. Zobaczę, co kombinuje kapitan.
— Jasne — odparła ze znużeniem kobieta.
— Odpocznij sobie, to długo nie potrwa… — Przerwała i popatrzyła na Elgars. — Mam nadzieję.
Kiedy dotarła do konsoli, w hali rozległ się głośny bulgot, a Elgars właśnie zaczęła wspinać się po drabince do najbliższego zbiornika, wyciągając swój bojowy nóż.
— Hej, Kapitanie Ameryka — powiedziała Wendy. — Zamierzamy wydostać się stąd, gdybyś o tym zapomniała.
— Wiem, to zajmie tylko chwilkę — odparła Elgars dziwnie niskim głosem. — Może wyszperałabyś mi kawałek drutu i kilka kawałków taśmy klejącej oraz… puszkę farby w sprayu? Proszę, kochanieńka.
— Hej! — zawołała Wendy. — Halo! Annie! Musimy iść! Elgars pokręciła głową i zaczęła wywlekać kable z silnika kadzi.
— Wiem — powiedziała już normalnym, chociaż nieobecnym głosem — ale kucyki powinny chyba mieć jakąś niespodziankę, prawda?
— A więc mieszasz dla nich specjalną pożywkę, tak? — spytała z sarkazmem Wendy.
— Niezupełnie. — Elgars wyszczerzyła zęby w okrutnym uśmiechu. — Co jest w pożywkach, Wendy? Pomyśl.
— Och.
— No właśnie. A teraz przynieś mi kawałek drutu i trochę taśmy, kochanieńka.
— Drut i taśmę — mruczała Wendy, przekładając MP-5 z ręki do ręki. — Skąd ja jej, do cholery, wezmę drut i taśmę?
Jedno i drugie powinna znaleźć w sekcji serwisowej, ale według mapy najbliższa znajdowała się dalej niż windy, a do tego w sektorze, który Posleeni musieli już zająć. Nagle przypomniała sobie, co jej kiedyś powiedział zawodowy strażak. Uśmiechnęła się i spojrzała na mapę. Którymi drzwiami wchodziłby dupek z administracji? Albo tymi, którymi oni weszli, albo przeciwnymi. A więc gdzie można najlepiej schować się przed nim?
Zeszła z galeryjki i zaczęła przeszukiwać halę, aż znalazła to, czego szukała. Przy południowej ścianie, w miejscu najbardziej oddalonym od drzwi, którymi weszli, za ostatnim zbiornikiem, zobaczyła krzesło.
I skrzynkę z narzędziami.
I stos zatłuszczonych szmat, i zwój drutu. I puszkę szarej farby w sprayu, do połowy pełną.
I kalendarz z gołymi dziewczynami.
— Ten przynajmniej miał odrobinę gustu — powiedziała kwaśno. — Chociaż ta laska nie ma pojęcia o trzymaniu karabinu. I jestem pewna, że ma farbowane włosy! Jeśli to jest naturalny blond, to ja jestem Pamela Anderson.
Otworzyła skrzynkę i wzięła z leżącej na wierzchu torebki landrynkę, a potem w dolnej przegródce znalazła taśmę.
— Dobrze, mamy wszystko, co potrzeba — mruknęła, obracając landrynkę językiem. Włożyła do skrzynki drut, zamknęła ją i wzięła puszkę farby. — Teraz muszę tylko wnieść to wszystko po drabinie.
— Co tak długo? — spytała Elgars.
— Jejku, przepraszam, pani kapitan — warknęła Wendy. — Właśnie znalazłam skrzynkę z narzędziami, która może ci się przydać, i pozostałe pierdoły, które kazałaś mi przynieść. Masz rację, mogłam szybciej targać to ciężkie kurestwo po drabinie! Do tego trochę kiepsko tu się oddycha!
Powietrze, już wcześniej pełne amoniaku, teraz wprost niemożliwie śmierdziało; szczypało w oczy i w nozdrza.
Elgars rzuciła jej maskę tlenową, sama założyła drugą.
— Przepraszam, ale naprawdę potrzebne mi są tylko drut, taśma i farba — powiedziała głosem stłumionym przez maskę. — Mimo to dzięki za resztę. Co się stało z twoją koszulą?
Koszula Wendy wyglądała nie najlepiej, miała wyrwane trzy guziki.
— Zaczepiłam o tę pieprzoną drabinę — warknęła Wendy, patrząc na swoje ubranie. — Myślałam, czy nie skleić tego taśmą, ale to by było za bardzo wieśniackie.
— Lepiej, żeby nie usłyszał tego Papa O’Neal — parsknęła śmiechem Elgars.
— Znów normalnie mówisz — zauważyła Wendy, otwierając skrzynkę i rzucając jej cukierka. — Wystraszyłaś mnie.
Dopasowała dokładnie maskę, ale mimo to wciąż czuła słaby zapach amoniaku.
— A jak mówiłam? — spytała kapitan. Obrała z izolacji główny kabel zasilający jeden ze zbiorników i przeciągnęła go pod kładką do drugiego. Potem wzięła puszkę z farbą i przykleiła do niej taśmą trzyfazowy przewód.
— Jakby… z brytyjskim akcentem. Wiesz, „kochanieńka” i tak dalej.
— Przypominam sobie — przyznała Elgars. — To wszystko po prostu nagle do mnie przychodzi. Lekarze chyba mieli rację. Kraby wszczepiły mi nie tylko umiejętności, ale także „wspomnienia”. Jeśli sięgam po któryś z moich talentów, związana z nim osobowość też wypływa na wierzch. Kiedy przez chwilę korzystam z tej umiejętności, przyzwyczajam się do niej i osobowość znika. Czasami przypominają mi się nawet prawdziwe rzeczy. Czasem przez chwilę nawet jestem kimś innym. Możliwe, że dali mi moje umiejętności wraz z jedną osobowością, i to ona przez jakiś czas jest na wierzchu.
— A więc kim naprawdę jesteś? — spytała Wendy.
— Nie wiem — odparła cicho Elgars. — Ale na razie niech będzie tak, jak jest. To lepsze niż dać się pożreć Posleenom.
Wendy kiwnęła głową, a potem szeroko się uśmiechnęła.
— A więc jesteś medium dla ducha brytyjskiego sapera-wariata? Znasz jakieś dobre pijackie przyśpiewki? Brytyjczycy zazwyczaj znają i eh dużo…
Elgars zaśmiała się i wróciła do głównej tablicy rozdzielczej.
— Dobrze, że chociaż ty widzisz w tym coś śmiesznego.
— To tylko kwestia tego, żeby dostrzegać jasną stronę każdej popieprzonej sytuacji. — Wendy stłumia śmiech. — Na początku nie wiedziałam, jak to robić, zupełnie nie umiałam zrozumieć, jak Tommy może się czuć tak… swobodnie we Fredericksburgu. Przecież mieliśmy zostać wysadzeni w powietrze albo zabici i zjedzeni. To dlatego, że cała reszta przez lata chowała przed Posleenami głowę w piasek. A on całymi latami zastanawiał się, jak to będzie z nimi walczyć, jak to będzie zostać przez nich pokonanym. I kiedy już co do czego przyszło, on po prostu robił to, co trzeba, a ja biegałam w kółko jak kurczak bez głowy, zamartwiałam się, płakałam i nie było ze mnie żadnego pożytku.