Выбрать главу

— Potrzebuje pani informacji, kapitan Elgars? — Głos dobiegał wprost ze ściany.

Elgars oderwała od swojego munduru rączkę jednego z dzieci i rozejrzała się.

— Kto pyta?

— Mówi SI tej placówki, pani kapitan — odparł głos. — Potrzebuje pani pomocy?

— Mamy rannego — powiedziała Wendy. — Potrzebna nam pomoc medyczna.

Nie było odpowiedzi.

Elgars popatrzyła na Wendy i wzruszyła ramionami.

— Mamy pacjenta, potrzebna nam pomoc medyczna — powtórzyła.

— Proszą iść za duszkiem — rzekła SI i w powietrzu pojawił się jeden z niebieskich świecących mikrytów. — Zaprowadzi panią do lecznicy.

Grupa ruszyła za duszkiem. Ostre gwizdy i bulgotanie w krętym korytarzu nie cichło ani nawet się nie zmieniało, ale w miejscu, do którego akurat się zbliżali, robiło się jaśniej; przed nimi i za nimi światło przygasało.

Mijali niskie, przeważnie puste pomieszczenia, W kilku z nich stały niskie stołki albo kżały zadziwiająco podobne do muchomorów poduszki, w jednym zaś była niska ława i stół, które wyglądały, jakby były przeznaczone dla dzieci. Po obu stronach było też sporo pomarszczonych odcinków ścian, które mogły być zamkniętymi przejściami do innych pomieszczeń albo po prostu dziwaczną, architekturą wnętrza.

W końcu dotarli do nieco wyższej niż pozostałe sali. Na środku było niewielkie podwyższenie, na nim zaś stało coś na kształt przykrytego szkłem ołtarza.

— Proszę umieścić pacjenta w komorze — rozległ się dźwięczny głos SI, a duszek zamigotał i zniknął. Pokrywa komory jakby rozpłynęła się; nie odsunęła się ani nie złożyła, jak zrobiłby to pamiętający plastik.

— Co się z nią stanie? — spytała Wendy.

— SI, odpowiedz na to pytanie, proszę — powiedziała niecierpliwie Elgars. — I na wszystkie inne pytania tej osoby.

— Nanokomora naprawi pacjenta — odparła SI. — Do wyboru jest leczenie, leczenie i odmłodzenie albo pełny upgrade.

Wendy powoli położyła Shari na ołtarzu.

— Komputer, na czym polega pełny upgrade? — spytała.

— Pacjent zostanie obdarzony nanomatycznie wspomaganą muskulaturą i strukturą kostną oraz możliwością szybkiego leczenia — odparła beznamiętnie SI. — A także wszczepią mu umiejętności bojowe.

— O cholera — powiedziała Elgars. — Komputer, dlaczego ja mam dostęp do tej placówki? Czy dlatego, że jestem oficerem?

— Nie, pani kapitan. Dlatego, że jest pani pacjentem w trakcie terapii.

— O Jezu Chryste — powiedziała Wendy. — Ile trwa leczenie?

— Uleczenie wykrytych uszkodzeń potrwa około dziesięciu minut. Pełny upgrade około piętnastu.

— Sukinsyny, sukinsyny, sukinsyny — wymamrotała Wendy. — SUKINSYNY!

— To cały czas tu było — stwierdziła gorzko Elgars.

— Mogli w każdej chwili wyleczyć Davida.

— Albo odmłodzić starców.

— „Wymagałoby to miesięcy w kadziach regeneracyjnych” — zacytowała rozżalona Wendy. — Pytanie brzmi, czy Shari chce mieć cudze wspomnienia.

— Od czasu doświadczenia z kapitan Elgars system został ulepszony — odpowiedział radośnie komputer. — Pamięć drugorzędna i skutki osobowościowe zostały znacznie ograniczone. Zresztą w przypadku kapitan Elgars wszczepienie pełnego rdzenia osobowości było konieczne ze względu na całkowitą utratę pierwotnej funkcji.

— Powiedz to po ludzku — warknęła Elgars.

— Annie Elgars nie istniała, była martwa. Wskutek rozległych uszkodzeń mózgu nieodzowne okazało się skasowanie wszystkich jego funkcji z wyjątkiem tyłomózgowia i załadowanie od nowa rdzenia osobowości pacjenta, który nie odniósł znaczących obrażeń natury neurologicznej.

— Niech to szlag — powiedziała cicho Elgars, siadając na podłodze. — Kto to był?

— Ta placówka nie dysponuje taką informacją — odparł komputer. — Część rdzeni osobowości przywieźli na Ziemię Tchptch, inne zostały zebrane na Ziemi.

— Komputer — rozkazała Wendy. — Pełny upgrade.

— To polecenie musi wydać kapitan Elgars.

— Zgadzam się — szepnęła Elgars. — Zrób to.

W tym momencie pokrywa zamknęła się i zrobiła nieprzezroczysta, zasłaniając ciężko ranną kobietę.

— Annie. — Wendy usiadła obok Elgars i objęła ją ramieniem. — Nie przejmuj się tak. Uratowali cię, i to jedyne, co się liczy.

— Kim ja jestem? — odparła kapitan. — Skurwysyny, nawet nie powiedzieli moim lekarzom. Nic dziwnego, że uważali mnie za czubka. Ja jestem czubkiem.

— Oczywiście, że nie powiedzieli twoim lekarzom, bo musieliby im powiedzieć o tej placówce. I wcale nie jesteś czubkiem. Wszyscy mamy w sobie wielu różnych „ludzi”, Po prostu nie ujawniamy ich wszystkich na raz.

— Jasne, ale to tylko tak się mówi — powiedziała Elgars. — Ja na prawdę jestem wieloma ludźmi. Jak… Frankenstein albo dziewczyna-szmacianka.

— Ja widzę to inaczej — sprzeciwiła się Wendy. — Wydajesz się… ujawniać niektóre osobowości, a potem one znikają, Mówisz już prawie bez akcentu. To pewnie tłumaczy twoje problemy z wymową; nie mogłaś zdecydować się, który akcent jest naprawdę twój. Ostatnio wydajesz się… jakby pełniejsza. Myślę, że w końca wszystko się ułoży. Będziesz… po prostu Annie Elgars, ale… — prychnęła — „upgrade’owaną”.

— Myślałam, że jestem silna z natury — powiedziała kapitan, napinając mięśnie. — A tymczasem to wszystko nanity.

— I ćwiczenia — poprawiła ją Wendy. — Moim zdaniem masz jakby… lepszy start. Ale dalej musisz radzić sobie sama.

Spojrzała na grupę dzieci i pokręciła głową.

— Wydostaniemy się stąd, dzieci. Wszyscy razem.

— Czy mama wyzdrowieje? — spytała przez łzy Kelly. Po dość surowym potraktowaniu przez Elgars dzieci szły bez słowa skargi.

— Według komputera powinna być jak nowa — powiedziała Wendy, biorąc ją na kolana i przytulając. — Pewnie będzie młodziej wyglądać.

— To potrafi coś takiego zrobić’? — spytała Shannon, poprawiając nosidło z Amber. Dziesięciolatka była dzielna jak komandos, ale widać było, że ma już dość.

— Według komputera tak. — Elgars zdjęła jej plecak i postawiła nosidło na podłodze. — Musimy poczekać i przekonać się. A skoro o tym mowa, komputer, czy wiesz, że napadli na nas Posleeni?

— Tak — odpowiedziała SI.

— Czy są jacyś w tej placówce?

— Nie, są w sekcji hydroponicznej.

— Daj mi znać, jeśli to się zmieni, dobrze?

— Hej, komputer — spytała Wendy. — Gdzie się podziali wszyscy technicy?

— Proszę uściślić.

Wendy rozejrzała się dookoła.

— Nie widziałam, żeby kręcili się tu jacyś ludowy czy Kraby. A większość tego sprzętu jest ich własnością. No więc gdzie oni są?

— Główne wejście do tej placówki nie prowadzi przez Podmieście — odparła SI, wyświetlając hologram. — Znajduje się na południowym zboczu góry Pendergrass.

— A więc jest tylne wyjście — warknęła Wendy. — Jeśli kiedykolwiek znajdę tego, kto to zbudował i zachował w tajemnicy, wyrwę mu serce i pożrę je na jego oczach.

— No, to lekka przesada — stwierdziła Elgars. — Nie byłoby rozsądniej po prostu go zabić?

— Nie, nie chce, żeby ktoś znów tak nas wyruchał. Boże, ale jestem wściekła.

— Na co? — spytała Shart, siadając.

Pokrywa zniknęła tak bezgłośnie, że nikt tego nie zauważył. Nikt poza Billym, który siedział ze zdziwionym wyrazem twarzy.

— Ma… mamo? — zaskrzeczał.

— Billy! — zawołała Shari. — Ty mówisz!