— O nich proszę się nic martwić — stwierdziła Chan ze śmiechem. — Jedziemy prosto na ich flankę.
— Spójrz, ugrzęźli! — zaśmiał się Gamasal. — Łatwe mięso!
— Tak, ale jak to zniszczymy, nie wysadzając w powietrze? — odparł jego współdowódca. — To ładna dolina, wolałbym ją zachować w miarę nie tkniętą.
— Hmmm — mruknął Gamasal, machnięciem ręki uciszając ogień oolt’os. — Dobre pytanie. Może powinniśmy dokonać abordażu?
— To chyba dobry pomysł. — Lesenal wyciągnął swoją bomę. — Zresztą i tak wolę miecze.
— Mamusiu — mruknął Reeves. — Wyciągają miecze.
— To dobrze — zauważył Mitchell zbyt spokojnym tonem. — Daje nam to kilka dodatkowych chwil, żeby załatwić lądowniki.
— Są tylko dwa — powiedział Pruitt zduszonym głosem. — Dam radę.
Ustawił radar na maksymalną rozdzielczość i wycelował działo na godzinę drugą.
— No, chodź do taty.
— Do wszystkich Stormów — rozkazała kapitan Chan, kiedy kompania minęła szczyt wzgórza i zaczęła zjeżdżać wąską drogą w dół. — Otworzyć ogień do Posleenów, kiedy tylko będą w zasięgu. Po wystrzeleniu całego ładunku próbować zjechać ze szlaku, żeby zejść z drogi następnym.
Na ekranach po lewej stronie widziała SheVę, a po prawej pierwszy lądownik, oddalony nie więcej niż o tysiąc metrów. Nagle uświadomiła sobie, że jeśli lądownik wybuchnie albo Praitt wymierzy za nisko — a wypadek mógł nieco przekrzywić lufę — będzie naprawdę niewesoło.
A już za kilka sekund czekało ją odpalenie ładunków. Na zdrowy rozum wiedziała, co jest gorsze, ale jeszcze nigdy dotąd nie zginęła, a ze Stormów strzelała o wiele razy za dużo. Śmierć w atomowym wybuchu jako alternatywa miała swoje dobre strony.
— Glenn.
— Tak jest, ma’am — powiedziała działonowy, spoglądając przez peryskop na kompanię Posleenów.
— Muszę ci przyznać racją. Powinnam się przenieść; ta robota wciąga.
Chwilę później czołg minął zakręt i zobaczyli rozciągniętą wzdłuż grzbietu wzgórza i zbiegającą w dół kompanię.
— Ognia — powiedziała kapitan, nakierowując wyrzutnię na grupę Posleenów.
— Aaa! — krzyknęła Glenn, łapiąc za spust i ustawiając MetalStorm na „Full”.
Zbocze było porośnięte rzadkim lasem, ale nie miało to znaczenia; penetratory rozniosły drzewa, nawet nie zwalniając. Nie zwolniły również, rozwalając Posleenów.
A dowodem na to, jak straszny w użyciu jest ten system, okazał się fakt, że Stormy nawet nie zauważyły tego, iż SheVa strzela im nad głowami.
— Cel C-Dek! TYSIĄC DWIEŚCIE METRÓW! ZA BUSKO!
— OGNIA!
— ZA BLISKO!
— TO DYSTANS DLA WALKI WRĘCZ! JESTEŚMY BUN-BUN! ODPALAJ TĘ PIEPRZONĄ ARMATĘ!
Pocisk pomkną! prosto przed siebie, trafił w okręt i wyleciał drugą stroną, zanim eksplodował.
Wybuch miał siłę równą dziesięciu tysiącom ton TNT, ale C-Dek przeżyłby i to, i rozbłysk lotnego uranu. Eksplozja nastąpiła bowiem poza okrętem i ominęła wszystkie wyjątkowo wrażliwe czy delikatne miejsca. Ale fala ciśnienia poszła górą i rzuciła lądownikiem o ziemię. C-Deki mogły wytrzymać dużo rzeczy, ale nie zderzenie z górami Północnej Karoliny z prędkością ponad stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Wewnętrzna konstrukcja statku nie wytrzymała, i to nie przyspieszenia, lecz nagłego wyhamowania.
Fala ciśnienia rzędu kilograma na centymetr kwadratowy, wystarczająco potężna, by zniszczyć solidny budynek, przeszła też po MetalStormach. Ale w porównaniu z uszkodzeniami, jakie odniosły od własnego ognia…
— Co to było? — jęknęła Glenn.
— Co takiego? — odparła Chan, zwinięta w kłębek.
— To ostatnie łupnięcie. Coś popsuliśmy?
— Nie wiem, ale nie było aż tak źle. Brandon, wynośmy się stąd, musimy zrobić innym miejsce!
— Ma’am, zrobiłbym to, ale nie mogę — powiedział kierowca. — Proszę spojrzeć na drogę.
Glenn wyprostowała się, spojrzała przez peryskop i aż gwizdnęła.
— O rany, to nasza robota? — Całe zbocze było zasłane zwalony mi drzewami. — Nie, to niemożliwe.
— Mówisz, jakbyś była zawiedziona — powiedziała Chan, wypatrując Posleenów. — Lądownik musiał wybuchnąć.
— A my to przeżyliśmy? — spytał Brandon przez interkom.
— Albo przeżyliśmy, albo jesteśmy w piekle — odpowiedziała Chan. — Sama już nie wiem.
— CEL: MINÓG TYSIĄC SZEŚĆSET METRÓW!
— To piekło, prawda? — krzyknął Reeves z palcami w uszach. Gdyby lądownik wybuchł w tej odległości, w żaden sposób by tego nie przeżyli. — Proszę, powiedzcie mi, że to piekło!
— OGNIA!
— Bo nie może już chyba być GORZEJ!
Pocisk wszedł w dolny kwadrant, ale potem poszedł w górę pod ostrym kątem i ominął bunkier paliwa. Podobnie jak poprzedni, wyszedł z tyłu okrętu i eksplodował nad nim. Tym razem niniejszy Minóg został zniszczony przez energię kinetyczną głowicy zubożonego uranu, przechodzącej przez jego maszynownię. Pozbawiony mocy i napadu, spadł na wzgórze jak kamień, przewrócił się na bok i zaczął staczać w dół. Prosto na uwięzioną SheVę.
— NIE! — wrzasnął Pruitt, opuszczając lufę działa, kiedy SheVą zakołysała fala uderzeniowa.
— NIE! — wrzasnął major Mitchell, ale było już za późno. Działonowy wystrzelił.
Pocisk z ładunkiem zubożonego uranu ledwie zdążył zrzucić osłoną, kiedy wbił się w zbocze góry. Pruitt celował w Minoga, ale strzał poszedł za nisko i dziesięciokilotonowy pocisk wszedł prawie dwieście metrów w gnejs i łupek, zanim detonował.
Major Ryan mrugał jeszcze oczami, próbując pozbyć się powidoków, kiedy zobaczył, że szczyt góry wznosi się ku niebu wraz z Minogiem.
— WYSIADAĆ I POD HUMVEE! — krzyknął, natychmiast wprowadzając swoje słowa w czyn. Złapał zestaw detonatora, otworzył kopnięciem drzwi i wyskoczył szczupakiem na ziemię.
Eksplozja nie była pozbawiona wdzięku. Pocisk wbił się blisko środka wierzchołka góry i odłupał niemal idealnie kolisty fragment skał i ziemi; w przyszłości miało tu powstać bardzo ładne jezioro. Tony gleby zdławiły jednak w zarodku energię stosunkowo małego wybuchu jądrowego. Materiał najbliżej detonacji antymaterii po prostu wyparował, zamieniając się w plazmę, która zwiększyła jeszcze transfer energii, by ostatecznie stać się lotnymi związkami krzemu i innych składników skały.
Tuż za strefą plazmy skała została bardzo drobno zmielona, a grubość ziaren zwiększała się w miarę oddalania od jądra wybuchu, aż do warstwy zewnętrznej, gdzie znajdowały się dość duże głazy…
… które eksplozja cisnęła setki metrów w górę.