Выбрать главу

— Jest tu miejscowa milicja — odparł kapitan. — Byli przy moście jeszcze przede mną. Posłałem ich, żeby mieli oko na okolicę. Teraz rozstawili się ze swoimi czterokołowcami po całych wzgórzach.

— A więc zadbał pan już o ewakuację miasta — powiedział Ryan, kręcąc głową. — Pogratulować sprawności.

— Dziękuję — uśmiechnął się kapitan. — Może wyglądam jak Torg, ale tak naprawdę jestem jak Zoe.

— A więc co z mostem, Zoe?

— Byłbym wdzięczny, gdyby pan się tym zajął, sir. Powierzyłem to zadanie sierżantowi, który ma doświadczenie z materiałami wybuchowymi, ale przyznał, że nigdy nie wysadzał niczego tak wielkiego. A Wschód bardzo stanowczo domaga się zniszczenia mostu. No, muszę wracać do swoich zajęć.

— Jasne, kapitanie, powodzenia.

Ryan sprawdził, czy ci, których w myślach nazywał „bandą ośmiu” — na razie nie wiedział nawet, jak większość z nich się nazywa — zeszli z SheVy. Żołnierze zatrzymali się przy wartownikach na moście. Major był pewien, że niedługo pójdą spać — odpoczynek na stalowej kołyszącej się podłodze wielkiego czołgu nie był specjalnie udany. Upewniwszy się, że nic im nie jest i że wie, gdzie są, na wypadek, gdyby ich potrzebował, ruszył w stronę mostu, aby obejrzeć podłożone ładunki.

Most był solidną konstrukcją z betonu i stali, wznoszącą się nad rzeką na czterech przęsłach, około trzydziestu metrów nad powierzchnią wody. Rzeka była głęboka i rwąca, więc po zniszczeniu mostu będzie nic do przebycia dla Posieenów. A zbudowanie nowej przeprawy będzie dla Indowy trudne i tempo posuwania się obcych znacznie zmaleje. Zakładając, że most faktycznie runie.

Materiały wybuchowe — jak często pokazywano na filmach — podłożono w miejscach połączenia przęseł z mostem. Było ich jednak za mało, by mogły coś zdziałać. Łączenia były dość mocne i elastyczne.

Same przęsła były okrągłymi betonowymi X-ami, mierzącymi niecałe półtora metra średnicy w miejscach łączenia. Gdyby podłożone na górze ładunki owinąć dookoła przęseł, most runąłby natychmiast. Przełożenie materiałów musiałoby trochę potrwać, a czasu było niewiele.

Gdyby jednak doszło do najgorszego, zawsze można poprosić Bun-Buna o pomoc.

* * *

— Dobra, Schmoo — powiedział major Mitchell. — Ci mili ludzie, którzy zarządzają tym mostem, oczyścili miasto. Masz przejechać przez rzekę na wschód od mostu, a potem skręcić do miasta i znów skręcić na drogę 107. Gdzieś tam czekają nasze uzupełnienia.

— Zrozumiano, sir — odparł szeregowy. — Żegnaj, Dillsboro.

Kierowca docisnął gaz i ostrożnie wjechał przodem pojazdu do rzeki. Rzeka, mająca w tym miejscu około dwóch metrów głębokości i nurt o prędkości dziesięciu węzłów, dla większości czołgów byłaby nie do przebycia. Ale kiedy tylne gąsienice SheVy ledwie dotknęły powierzchni wody, przednie były już na drugim brzegu.

A tam wznosił się stromy wał. Normalnie sprawiałby wrażenie poważnej przeszkody, ale po przebyciu Betty Gap nie był wart nawet wzmianki. Bun-Bun wjechał po prostu pod górę, miażdżąc kilka domów, i zjechał z drugiej strony wału. Na szczęście słynna polityka „spalonej ziemi” miała zastosowanie tylko na nadbrzeżnych równinach, w przeciwnym bowiem wypadku każdy dom byłby potencjalną miną przeciwczołgową.

— Sir — powiedziała Kitteket. — Mam tu grupę, która twierdzi, że jest naszą eskortą. Oczyścili Dillsboro, ale mówią, że mają problemy z ewakuowaniem ludzi z Sylva.

37

Dillsboro, Północna Karolina, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
16:23 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, niedziela, 27 września 2009

Ryan wysłał ekipę saperów, wzmocnioną własnymi ludźmi, do przekładania ładunków, a potem wrócił na piechotą do stanowiska dowodzenia kapitana Andersona. Kiedy tam dotarł, od razu zorientował się, że coś jest nie tak; kapitan miał zacięty wyraz twarzy, a grupa radiooperatorów milczała, zamiast nadawać i rozmawiać, tak jak to robili, kiedy major był tu po raz pierwszy.

— Co się stało? — spytał.

— Posleeni znów przemieścili się w powietrzu — odparł Anderson, wpatrzony w zamyśleniu w dal. — Siłami C-Deka właśnie zajęli Balsam Gap. Wylądowali na Blue Ridge Parkway i zaatakowali tamtejszą załogę. Załogi już nie ma.

— O cholera — zaklął Ryan, przypominając sobie mapę okolicy. Przez ciąg wzgórz między nimi a Asheville i Knoxville prowadziły tylko trzy drogi. Krajowa 23 szła przez Balsam Gap prosto do Asheville. Krajowa 19, przecinająca w Cherokee drogę 441, biegła mniej więcej równolegle i przecinała wzgórza w Sotco Gap. A 441, omijając je w Newfound Gap, prowadziła w dół, do doliny Cumberland. Wojsko mogło ruszyć drogą numer 19, ale ta trasa, podobnie jak 441, była węższa, a tym samym wolniejsza. A przepchnięcie wszystkich zgromadzonych sił tą jedną drogą byłoby, zdaniem majora, niemożliwe. Pojazdy nie mogły by też „ulotnić” się, tak jak to zrobiły w Gap; wzgórza w tej okolicy były tak strome i wysokie, że nie było przez nie innych przejść.

— Kto reaguje? — spytał.

— Z Asheville wychodzi dywizja — powiedział Anderson. — Ale jakoś nie mogą się zebrać; są dość zieloni, a do tego trzeba było ich wyciągnąć z umocnień dookoła miasta. Może uda im się wyrzucić Posleenów z Gap, ale według raportów kucyki okopują się tam. A C-Dek wspiera ich ogniem podczas natarcia. Nie… nie sadzę, żeby udało im się odzyskać przełęcz w niedługim czasie.

— Niech to szlag — mruknął Ryati. — Wie pan już, co robić?

— Mniej więcej. Miałem kilka minut, żeby się nad tym zastanowić. Zbiorę cały niepotrzebny mi tu personel i sprzęt i wyślę ich drogą 441. To najgorsza trasa i na nic nam się nie przyda, a przynajmniej nie będą nam tu przeszkadzać.

— A tych, których potrzebujemy, pośle pan drogą 19, zgadza się?

— Tak — potwierdził kapitan. — Wszystkie pojazdy zaopatrzenia, cysterny z paliwem, amunicję, żywność. Wszystko. Wszystko, co jest absolutnie konieczne. Nawet całą łączność i rozpoznanie poślę drogą 441.

— Słusznie. A siły bojowe? — Niektórym oddziałom — małej grutpie czołgów M-1E1, artylerii, bradleyom, a także garści piechoty, która przyszła tu albo przyjechała na ciężarówkach — udało się wydostać z Gap.

— Pchnę ich wszystkich do Balsam — powiedział chłodnym tonem kapitan.

— To… samobójstwo — odparł po chwili major. — To nie jest nawet zorganizowana jednostka.

— Mamy trochę artylerii i sporo piechoty — powiedział, krzywiąc się, Anderson. — Nie… nie będzie łatwo, ale jestem pewien, że damy radę. Snajperzy lokalnej milicji wciąż spowalniają marsz Posleenów w dolinie Savannah. Ale jeśli damy się złapać między dwie hordy… zmiotą nas. Dlatego zlikwidowanie obcych na przełączy i odbicie jej jest dla nas absolutnym priorytetem.

— Słusznie — powiedział po chwili Ryan. — Nie możemy pozwolić, żeby się połączyli.

— Może nam się uda ich odeprzeć — stwierdził z powątpiewaniem Anderson. — I tak spróbujemy.

Ryan spojrzał w niebo i w zamyśleniu potarł podbródek.

— Przyszło mi coś do głowy.

— Tak, sir?

— Mamy SheVę, dopiero co przeładowaną.

— To fakt. Ma na wyposażeniu pociski szerokiego rażenia?

— Aha. Ma pan jeszcze łączność z Dowództwem Wschód?

— Tak. Mam nawet łącze wideo.

— To dobrze — uśmiechnął się Ryan. — Chcę zobaczyć twarz generała Keetona.