Выбрать главу

— Nie mogę pozwolić sobie na wysłanie go do Karoliny Północnej, żeby się z nią spotkał. — Cutprice wziął butelkę burbona i nalał sobie do szklanki. — Sam z nim porozmawiam i wszystko mu wyjaśnię. Coś jeszcze?

— Nichols. Nie jest co prawda oficerem, ale porównałem jego zeznania z innymi z Dziesięciu Kawałków i wszystkie się zgadzają. Oboje przeszli kurs snajperski w trzydziestej trzeciej dywizji, jeszcze przed lądowaniem we Fredericksburgu. Byli w tej samej grupie. On został przeniesiony do LRRP i stacjonuje w Georgii albo w Północnej Karolinie. Jeżeli wydamy mu odpowiednie rozkazy, może wpaść do Elgars i zobaczyć, co u niej słychać. Tyle tylko, że potrzebujemy na to papierka. Do Podmieścia nie wpuszczają ot tak sobie każdego.

— Nichols? — spytał zdziwiony Wacleva. — Bez obrazy, ale to zwykły trep. Nie mam nic do niego, ale on nie jest od myślenia.

— Cóż, znam jego dowódcę — tłumaczył Mansfield. — Jake Mosovich nie jest trepem, a jeśli ładnie go poproszę, wyświadczy nam przysługę.

— Ja też go znam — powiedział ze śmiechem Cutprice. — Zagroź mu, że jeżeli nam nie pomoże, to pokażę komu trzeba zdjęcia z pewnej konwencji sił specjalnych, których nie chciałby oglądać. Albo że prześlę nagranie z pewnej windy w trakcie zjazdu AUSA. Wyślijcie Nicholsa i Jake’a. Niech snajper po prostu z nią pogada, a Mosovich ją poobserwuje. I niech przyśle nam później raport. Niech skumają się z Kerenem, i jeżeli okaże się, że dziewczyna jest przy zdrowych zmysłach, niech wyrzucą psychiatrę za okno. Jeśli okaże się, że Elgars odbiło w stopniu uniemożliwiającym dalszą służbę, chcę, żeby usunęli ją z zapisków. Zawsze będzie należała do Sześciuset, ale nie życzę sobie, żeby mi paskudziła papiery Dziesięciu Tysięcy. Jasne?

— Jak słońce — odparł ze złośliwym uśmieszkiem Mansfield. — Jestem pewien, że Mosovich z radością zrobi coś, co nie jest rutynowym klepaniem w klawiaturę.

* * *

Mosovich przełknął ostatni kęs mięsa i popił go wodą z manierki. W chwili, gdy zakręcał korek, do jego uszu dobiegł odgłos cichego wybuchu, a górski grzbiet spowiła chmura dymu.

Urządzenie, które zostawił po drodze, było niewielką przenośną miną. Zwykle wpychano je w pociski artyleryjskie, które po eksplozji rozrzucały miny na dużych obszarach, stwarzając wrogom spore problemy.

Posleeni rozwiązywali je zwykle w ten sposób, że przepędzali przez zagrożony teren stada szeregowców. Z ich punktu widzenia była to metoda mająca same plusy: oczyszczali pole minowe, zdobywali sporą ilość darmowej broni i mieli zapasy mięsa, którym mogli wykarmić całą kolonią.

Z tych powodów ludzie przestali używać Barbie. Choć „każdy zabity Posleen to krok do zwycięstwa", taka taktyka stawała się nieopłacalna.

Podkładanie pojedynczych przenośnych min było już inną sprawą. Dawniej Mosovich podłożyłby minę claymore, ale jej przygotowanie zajęłoby zbyt dużo czasu, choć zapewne byłaby bardziej efektywna. Mógłby też zostawić niewielką minę obszarową, która wybuchała po jej nadepnięciu, ale była ona łatwa do wykrycia, a on nie miał czasu jej zamaskować. Poza tym eksplozja nie byłaby na tyle silna, aby zabić Posleena, co najwyżej mogła go ciężko poranić.

Przenośna mina, którą pozostawił, była doskonałym wynalazkiem. Wyrzucała z siebie linki zakończone haczykami, które wczepiały się w grunt, zakotwiczając ją w jednym miejscu. Jeżeli któraś z linek została naruszona albo przecięta, ładunek wybuchał.

Podskakiwał wtedy metr w górę i wyrzucał z siebie kule. Tak stało się i teraz, kiedy pierwszy oolt ścigających go Posleenów dotarł do grzbietu góry. „Skacząca Betty" pourywała im głowy i rozrzuciła je po ścieżce. Nieźle jak na początek.

— Ryan, niech mnie pan uważnie słucha — powiedział Mosovich do swojego przekaźnika.

* * *

Ryan pochylił się nad komunikatorem, słuchając relacji Mosovicha. Posleeni wkraczali na grzbiet góry, na której sierżant się zaczaił.

— Będziesz w stanie wymknąć się stamtąd? — spytał major.

— O mnie się nie martw, dam sobie radę — odpowiedział zwiadowca. — Potrzebuję tylko wsparcia ogniowego.

— Jest już w drodze — powiedział Ryan, wydając bateriom rozkaz strzelania. — Za dwadzieścia siedem sekund rozpętamy tam piekło. Tak mi się wydawało, że zaczaisz się na tej górze.

— Dobra — odparł Mosovich, biorąc na cel pierwszego Posleena i strzelając. — Dopóki nie skończymy tej zabawy, strzelaj na sygnał mojego przekaźnika. Bombarduj przesmyk i nie ścigaj uciekających. I przekaż dalej mój raport: Posleeni drążą ziemię pod Clarkesville, ale nie będzie tam fabryki, tylko wylęgarnia albo koszary. Dlatego tak zaciekle niszczą wszelkie formy zwiadu elektronicznego.

— Nic dziwnego — odparł Ryan. — Mam na myśli to, że z grubsza znamy ich liczebność, a oni nie mogą jej przed nami ukryć.

— Powinienem powiedzieć inaczej. To koszary i garaże dla jakichś dziwnych pojazdów — dodał Mosovich. Zdawał sobie sprawę, że strzał z karabinu snajperskiego zdradza jego pozycję, ale Wszechwładcy kryli się jeszcze w lesie. Kula plazmy trafiła w sosnę, która momentalnie stanęła w płomieniach.

— Garaże? — spytał zaskoczony Ryan.

— Tak, sir. Dla jakichś latających czołgów. Bez odbioru.

* * *

— A kenal flak, senra fuscirto uut! — krzyczał Orostan. — Pożrę tego człowieka!

— Być może — odparł Cholosta’an, dotrzymując kroku siłom swego zwierzchnika. — Pod warunkiem, że nie ściągnie na nas ognia tej przeklętej artylerii.

Dwóch kessentaiów pierwszych oolt tylko przypadkiem znalazło się poza strefą rażenia pierwszych pocisków, które spadły z nieba. Zza ich pleców dobiegały odgłosy łamania drzew, detonacje i ryki umierających cosslainów. Resztki oolt Cholosta’ana zginęły w jednych chwili, ale on nie zamierzał przejmować się tym.

Normals idący przed młodym kessentaiem chrząknął nerwowo, złapał się za bok i z wrzaskiem runął w dół zbocza.

— Artyleria maskuje fuscirto ogień — warknął Orostan, celując z karabinu plazmowego w szczyt góry. Wcześniej widział tam przez chwilę snajpera, ale te przeklęte drzewa uniemożliwiły mu strzał. Grzebień po lewej stronie miał tak przypalony, że najprawdopodobniej trzeba będzie go odciąć.

Orostan strzelił, mierząc tam, gdzie powinien znajdować się snajper. Reszta cosslainów zrobiła to samo, co ich przywódca.

— Oolt’ondai, może lepiej się schowaj?

Orostan nie zareagował na te słowa, tylko wydał z siebie ryk wściekłości.

— Niech demony przestworzy porwą twoją duszę! Pokaż się, ty tchórzliwy bydlaku! Wyjdź, pokaż się i walcz jak wojownik! — krzyknął ile sił w płucach i wycofał się głębiej w las, raz po raz strzelając w kierunku dymiącego szczytu.

— Drań bez krzty odwagi! — warknął na koniec.

* * *

Jake odgarnął liście i jeszcze raz wystrzelił. Jak do tej pory sprzyjało mu szczęście i Wszechwładca był pewien, że jego kryjówka mieści się pięćdziesiąt metrów wyżej. Niestety jedyny strzał, jaki Mosovich ku niemu oddał, chybił celu. Z tej odległości trudno było odróżnić zwykłego Posleena od dowódcy, chyba że chwalili się swymi grzebieniami, ci jednak kryli się za plecami szeregowców. Wszechwładcy byli masywniejsi od zwykłych Posleenów i dysponowali lepszą bronią, ale Jake nie miał czasu rozglądać się i wypatrywać dobrego uzbrojenia. Oddziały, które szturmowały wzgórze, miały głównie ciężkie karabiny, broń plazmową i kilka wyrzutni granatów. Mosovich zauważył, że jeden z centaurów szczególnie upodobał sobie strzelanie plazmą, a reszta chętnie go naśladowała.