— Największy kłopot z amortyzatorem był taki, że zwalniał prędkość spadania dopiero w chwili, gdy znalazł się w pobliżu przedmiotu o dużej masie. A na przykład ignorował drzewa, których czubki zbliżały się z zawrotną prędkością.
— Fuscirto uut! — ryknął Orostan, przeskakując nad ciałem ostatniego z poprzedzających go wojowników. Wyjrzał ostrożnie zza skały i wbił pazury w kamień, kiedy przez ułamek sekundy widział spadającego w przepaść człowieka.
— Nie uciekniesz mi tak łatwo! — krzyknął w ślad za nim. — Pożrę twoje serce!
Nie mógł powstrzymać pełnego furii ryku. Słońce powoli znikało za czubkami położonych na północnym zachodzie wzgórz. Zanim ktokolwiek zdoła zejść na dół i odnaleźć ciało, minie kilka godzin. W głębi ducha oolt’ondai nie wierzył, że człowiek popełnił samobójstwo. Nim wpadną na jego trop, on będzie już wiele kilometrów stąd.
Cholosta’an wychylił się ponad ramieniem swego wodza i przez chwilę spoglądał w milczeniu w dolinę.
— Przeżył?
— Zapewne. Co najgorsze, był sam — odparł ze złością Orostan.
Cholosta’an myślał przez chwilę, a potem odważył się wyrazić swoje wątpliwości.
— Kiedy ostatni raz widzieliśmy grupę i mogliśmy policzyć jej członków, było ich co najmniej czworo.
— Tak, czworo — przytaknął Orostan.
— A tutaj był jeden, sam. — Cholosta’an gorączkowo rozmyślał, co to może oznaczać. — Sam jeden i żadnych trupów po drodze.
— Racja.
— Och, fuscirto uut.
— Każę komuś poszukać ciała — powiedział po chwili namysłu Orostan. — Wątpię jednak, abyśmy cokolwiek znaleźli.
Spojrzał na swoich podwładnych, zastanawiając się, kogo wybrać. Być może dzisiaj ludziom udało się uciec, ale bez wątpienia mają swoją „bazę" w okolicach Gap i wkrótce się spotkają. Wcześniej niż przypuszczają.
Kiedy ostatni Posleen zniknął z pola widzenia, skała, na której przedtem stał Mosovich, poruszyła się i zadrżała. Pojawiła się na niej istota, która przypominała czterooką ropuchę o skórze w szkarłatne plamy. Stwór miał półtora metra długości, mierząc od tylnych czteropalczastych łap do przednich, a po każdej stronie ciała umieszczona była para oczu oraz chwytna dłoń. W miejscu, w którym teoretycznie powinien znajdować się nos, był skomplikowany narząd | o nieznanym przeznaczeniu.
Zwiadowca Himmit podniósł się i opierając na tylnych łapach, przez chwilę obserwował niknące w oddali ślady ciepła. Człowiek. Potem dostrzegł jeszcze ślady Posleenów. Posleeni czy ludzie? Za kim pójść? W końcu uznał, że ci ostatni będą ciekawsi. Ostatecznie Posleeni tylko jedzą, zabijają i rozmnażają się. Jakie jeszcze informacje mógłby o nich zdobyć?
Podjąwszy decyzję, zwiadowca ruszył ostrożnie w dół klifu. Czekały go ekscytujące chwile.
14
Mike obrzucił spojrzeniem pokój i odpiął hełm. Kwatery pierwszego batalionu 555 pułku piechoty mobilnej mieściły się w dawnym przedszkolu, i żołnierze siedzący teraz przy maleńkich stołach wyglądali wręcz komicznie. Pancerze bojowe, noszące ślady walk i ostrzału, wyglądały wyjątkowo brzydko na tle ścian pokrytych dziecięcymi rysunkami i plakatami z menu dla dzieciaków.
— Bywaliśmy już w gorszych warunkach — zaśmiał się pod nosem, kładąc hełm na blacie. — O wiele gorszych.
— Racja — przytaknął Duncan i również odłożył swój hełm na stolik. Rzucił przelotne spojrzenie na blok rysunkowy i kredki, podpisane „Ashley".
— Przynajmniej nikt do nas nie strzela.
— Już wkrótce sytuacja wróci do normy — powiedział Mike. Wsadził do ust kulkę tytoniu i zaczął go powoli żuć. Potem splunął do wnętrza hełmu, a nanity natychmiast zasymilowały tytoń, traktując go jako dodatkowe źródło energii i budulca. — W okolicy została osaczona grupa Posleenów, którą trzeba będzie wykończyć. Mamy wspomóc lokalne oddziały, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Homer kazał nam wrócić do bazy i odpocząć. Biorąc pod uwagę to, co stało się z kompanią Alfa, chyba ma rację.
— Mamy własną bazę? — zapytał Stewart, chichocząc pod nosem. — Mam na myśli koszary, które są nasze na stałe. A może trafimy do jakiegoś ośrodka rekreacyjnego?
Wszyscy słyszeli o różnej maści obozach, które należały do sił naziemnych.
— Nie, te koszary są naprawdę nasze — powiedział O’Neal. — Znajdują się w Pensylwanii, w miejscowości Newry, na południe od Altoona. Mamy tam własne zaplecze.
— Naprawdę? — spytał Duncan. — Myślałem, że jako oficer coś będę o tym wiedział.
— To nic wielkiego. W tej chwili siedzi tam zaopatrzeniowiec i personel, wszyscy z sił lądowych.
— A jakie są te koszary? — spytała wesoło Slight. — Są tam łóżka i wszystko?
— Tak — powiedział Mike. — Nie jestem pewien, czy będę w stanie się wyspać. Ostatnim razem, kiedy próbowałem, przez całą noc się wierciłem i nie mogłem zmrużyć oka.
— Myślę, że ludzie przywykną — wtrącił Gunny Pappas. Potarł czaszkę dłonią, jakby chciał upewnić się, że zdjął hełm. — Naprawdę potrzebują odpoczynku, a my musimy naprawić sprzęt. Nawet GalTech potrzebuje przeglądu i konserwacji.
— Zasadniczo mój plan opiera się na tym, żeby nie dopuścić do rozprzężenia — wyjaśnił Mike. — Powinniśmy dotrzeć na miejsce w poniedziałek albo we wtorek, wszystko zależy od transportu. Pierwszy dzień spędzimy na czyszczeniu broni, naprawianiu sprzętu i sprzątaniu koszar. Następne dwa dni będziemy przyzwyczajać się do bazy i normalnych ubrań i kontynuować prace naprawcze. W piątek urządzimy musztrę, inspekcję koszar i apel w pełnym umundurowaniu, po którym rozpuścimy chłopaków. Będą mogli nie pokazywać się aż do następnej środy.
— No, nie wiem, czy to dobry pomysł — powiedział Holder. — Boję się, czy inne oddziały nie wezmą nas za… Jak to powiedzieć?
— Mięczaków? — podpowiedział mu Pappas. — Z całym szacunkiem, sir, ale nie zgadzam się.
— Ja też — poparł go Stewart. — Jako były ochotnik wiem, co mówię. Nikt z nas nie zaszedłby tak daleko, gdyby nie zdawał sobie sprawy, po co jest cały ten garnizonowy ceremoniał. Można go sobie darować na polu walki, ale nawet najlepsze oddziały w historii po zakończeniu bitwy zawsze trzymały dryl.
— Racja — przytaknął Duncan. — Mundur coś oznacza, podobnie jak sposób jego noszenia.
— Osiemdziesiąta druga dywizja została wybrana do roli Gwardii Honorowej w powojennej Europie właśnie ze względu na zasady, według których nosili mundury. Poza tym nikt nie może zarzucić im złego wypełniania zadań na polu bitwy.
— Tak samo jak zwiadowcy selousiańscy czy rodezyjski SAS — rzekł Mike. — To były dwie najtwardsze jednostki, jakie powstały w czasach zimnej wojny, a w garnizonie stroili się jak panienki. Ojciec nadal ma w szafie mundur, który wygląda jak kostium z barokowej opery.
— Dobra, dobra — powiedział Holder, unosząc dłonie. — Ale kto z żołnierzy o tym wie?
— Damy im wolne wieczory — powiedział Mike. — Krótkie przepustki, tak żeby wracali na noc do koszar. Co o tym sądzicie? Gunny?