— Nie należy wyrywać żołnierzy z pola walki i rzucać ich w normalne środowisko, sir — powiedział bardzo poważnym tonem Gunny Papuas. — Muszą się. najpierw… zaaklimatyzować.
— Damy im tydzień musztry, żeby się przystosował i, potem na tydzień poślemy ich do miasta, żeby wyszli na ludzi, a potem dostaną wolny weekend. Nie sądzę, żebyśmy mieli więcej niż kilka tygodni wolnego, może miesiąc. Chłopcy odetchną i wrócą do tego, co umieją robić najlepiej.
— Mordowania Posleenów? — spytał Duncan.
— A dokładniej, do przerabiania ich na martwe mięso — przytaknął Mike. — A cóż by innego?
— Czy otrzymamy uzupełnienia, sir? — spytał Pappas. — Jest nas. … dość niewielu. Zaczyna nam brakować żołnierzy, jeśli nikt tego nie zauważył.
— Dwadzieścia pancerzy już na nas czeka — powiedział O’Neal. — Kiedy przyjedziemy do Newry, powinny być na miejscu.
— Ale co z rekrutem? Nawet po uzupełnieniach kompanii Alfa jest nas żałośnie mało.
— Nowi też będą — zapewnił Mike. — Będziemy musieli zająć się sporą grupą Posleenów, dlatego dostaniemy uzupełnienie żołnierzy. Będzie akurat tyle czasu, żeby przywykli do pancerzy. Z tego, co mi wiadomo, nowi mają pochodzić głównie z Dziesięciu Tysięcy.
— Baczność! — krzyknął plutonowy Sunday, kiedy pułkownik Cutprice wszedł do pomieszczenia. Zbiórka została zarządzona w sali konferencyjnej dawno opuszczonej fabryki, leżącej na brzegu rzeki Genesee. Wybuch pocisku wystrzelonego z SheVa wybił wszystkie szyby w oknach. Cutprice skrzywił się, słysząc pod nogami nieprzyjemny chrzęst tłuczonego szkła, ale i tak był zadowolony, że woda nie kapie mu na głowę. Na zewnątrz padał rzęsisty deszcz, a według meteorologów wkrótce miał prószyć śnieg.
— Spocznij — rzucił niedbale pułkownik, wchodząc na podium.Obok niego szli Wacleva i Mansfield. — Wolno palić.
Pomocnicy postawili na biurku ciężkie skrzynki, a pułkownik wyjął paczkę Dunhillów i zapalił jednego. Papierosy było coraz trudniej zdobyć, dlatego oszczędzał je na specjalne okazje.
— Pewnie zastanawiacie się, dlaczego zostaliście wezwani — powiedział, zacierając ręce. Oparł się na skrzynkach i ciągnął: — Kiedy zostaliście tutaj przeniesieni z innych jednostek, odebraliśmy wam wasze stopnie, żebyście nie czuli się ważni i nie siedzieli na tyłkach zamiast walczyć.
Rzucił Sundayowi uważne spojrzenie, po czym kontynuował:
— Jak się okazało, byliście dokładnie tacy, jakich potrzeba Dziesięciu Tysiącom, czyli twardymi, szurniętymi i zażartymi skurwysynami, którzy nie pragnęli niczego innego, jak tylko zabijać Posleenów. — Pokręcił smutno głową. — Niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy, i tracimy was na rzecz piechoty mobilnej. Cóż, możecie spodziewać się tam takiego samego traktowania; znowu odbiorą wam stopnie i staniecie się parą rąk do czarnej roboty. Tyle że oni wsadzą was do metalowej puszki i będą upychać tak długo, aż będziecie wyglądać jak robak wypełzający spod kamienia.
Cutprice znowu przerwał i spojrzał na pierwszą z brzegu skrzynkę.
— Sunday, ruszcie no tutaj swoje dupsko — warknął. — Nie wiem, jak to się stało, ale chyba zapomnieli o was w poprzedniej jednostce. Większość z was otrzyma stare rangi, ale wy, plutonowy, dostaniecie to, na co, Bóg mi świadkiem, zasłużyliście. Ten pomysł chodził mi po głowie od dawna, ale jakoś nie mogłem wprowadzić go w życie. — Rzucił spojrzenie Mansfieldowi. — Teraz dostanie ci się za wszystko. Gotów?
— Tak jest, sir — powiedział Sunday, rozglądając się niepewnie dookoła. — Niezależnie od tego, co pan zaplanował.
— Cieszę się, że obdarzasz mnie takim zaufaniem — odparł Cutprice, uśmiechając się złośliwie. — Ale sam sobie na to zasłużyłeś. Oddział baczność!
Na chwilę zapadła cisza.
— Starszy plutonowy Thomas Sunday Junior zostaje zwolniony ze służby w siłach naziemnych Stanów Zjednoczonych z wyżej wymienionym stopniem. Podstawą decyzji jest jego przeniesienie do jednostek piechoty mobilnej i awans na stopień podporucznika. Podporucznik Thomas Sunday Junior otrzymuje rozkaz stawienia się na służbę w dniu 17 września 2009 w miejscu szczegółowo później określonym.
Cutprice uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyjął z kieszeni odznaki oficerskie, po czym przypiął je do munduru Sundaya.
— Moje gratulacje. Nie jesteś mi nic winien, od dawna walały się po biurku.
— Bardzo dobrze, Orostanie — powiedział Tulo’stenaloor. — Wyślę Sharkaskera, żeby upewnił się, że nikt nie zbliża się do bazy.
Rzucił okiem na mapę, a potem znowu na raport oolt"ondaia.
— Sprawy nie układają się pomyślnie? — spytał Goloswin, zaglądając swemu panu przez ramię.
— Oddział ludzi najprawdopodobniej zbiegł — wyjaśnił Tulo’stenaloor. — Zdziesiątkowali oolt’ondar Orostana.
— Na pewno są poza zasięgiem czujników albo znają sposób, żeby nie mogły przekazywać ich ruchów. Nie jestem pewien, czy oni potrafią coś takiego zrobić, ale zakładam, że istnieje możliwość przestrojenia urządzeń, a oni są równie sprytni jak ja.
— Czyli mogą znajdować się w sieci sensorów, a my o tym nie wiemy? — spytał Tulo’stenaloor.
— Tak — przytaknął Goloswin. — Ale istnieje możliwość zmodyfikowania urządzeń tak, żeby wykrywały ludzi. Normalnie rejestrują ich obecność, ale na nią nie reagują, tak samo jak na thresh.Ludzie zaprogramowali swoje instrumenty tak, żeby odsiewały zbędne informacje. Muszę przyznać, że zrobili to bardzo pomysłowo. Komputer odsiewa dane nie związane z ludźmi lub Posleenami, ułatwiając wytropienie nas lub ich. Mógłbym zmienić te urządzenia, żeby wykrywały tylko ludzi, choć oni potrafią się maskować. Jestem w stanie to zrobić, ponieważ jestem od nichmądrzejszy. Sądzę jednak, że w końcu zauważą zmiany, gdyż mają bystrych techników.
— A wtedy zorientowaliby się, że jesteśmy w stanie… Jak oni to określają?
— Włamać się do ich systemu.
— A tego nie chcemy, prawda? — rzekł Tulo’stenaloor.
— Czy masz dla mnie jakieś zadania, czy mogę wrócić do swoich zajęć?
— Mam jeszcze jedno pytanie — powiedział wódz — Czy jesteś w stanie ustawić urządzenia tak, by wykrywały Po’slena’ar?
Wendy pokręciła głową, patrząc, jak Elgars wykonuje ćwiczenia. Snajperka była doskonale wytrenowana. Założyła pięćdziesięciokilogramowe ciężarki i ciągnęła linkę, aby ćwiczyć bicepsy. Wendy cieszyłaby się, gdyby udało jej się chociaż pięć razy wykonać to ćwiczenie, a tymczasem Annie nawet nie wykazywała śladów zmęczenia.
— Ja sobie daruję — powiedziała. Ćwiczyły raz dziennie, przez godzinę, trening siłowy na przemian z rozciągającym i wytrzymałościowym. Oprócz tego Wendy cały czas pracowała nad technikami ratunkowymi, ale po dzisiejszej rozgrzewce mdlała na myśl o czymś więcej niż tylko podnoszeniu ciężarów. Kiedy widziała, jak dobrze radzi sobie Annie, opuszczały ją siły.
— Powinnaś zmniejszyć obciążenie i zwiększyć częstotliwość — powiedziała Annie. — To dobrze robi na nadgarstki i przedramiona.
— Widzę — odparła Wendy, spoglądając na ramiona Elgars. Zaczynały przypominać ręce Popeye’a.
— Będziesz szybciej wspinała się po drabinach.
— Aha. Rozumiem, że chcesz, żebyśmy teraz zaczęły ćwiczenia ratunkowe?
— Niekoniecznie. Ale wydaje mi się, że niedługo rozwiążę sens istnienia straży pożarnej w podziemnym mieście zbudowanym z niepalnych materiałów — odparła Elgars, ocierając twarz ręcznikiem i zawieszając go na szyi. — Wszystkie pożary, jakie tu wybuchły, zostały ugaszone przed przybyciem zespołu ratunkowego. Po to jest halon i dwutlenek węgla. Wydaje mi się, że jesteście przetrenowanymi sprzątaczkami.