Выбрать главу

Na twarzach ludzi widać było zrozumienie.

— Widzę, że wszyscy wiemy, o czym mówię. To dobrze. Z radością powitałabym was w moim oddziale. Gdybyśmy trzykrotnie zwiększyli naszą liczebność, bez wątpienia dalibyśmy sobie radęz każdym niebezpieczeństwem. Nie raz brakowało nam rąk do pracy. Jednak zadania, jakie stoją przed nami, nie są łatwe. W Podmiesciu żyją dwa miliony ludzi. To dwa miliony przypadków, wypadków i nieszczęść. Ręce mogą wkręcić się w maszyny, płomienie wydostać spod kontroli, a w fabrykach może dojść do wybuchów. W magazynach zboża wybuchają pożary, co może doprowadzić do zatkania systemu wentylacji i zaczadzenia. Zbiorniki chemiczne mogą okazać się nieszczelne, a dzieci mogą zaszyć się w którymś z korytarzy wentylacyjnych. To do nas należy wyciąganie tych wszystkich nieszczęśników z opresji — Każda osoba z mojego oddziału przeszła sprawdzian, a później stanęła w obliczu zadania, które często ją przerastało. Niektórzy nie zdołali go wykonać i zginęli.

Westchnęła cicho i rozejrzała się po sali.

— Zostaniecie dzisiaj poddani sprawdzianowi. Jeżeli wykonacie wszystkie zadania w odpowiednim czasie, wasza kandydatura zostanie przez nas rozpatrzona. Mamy siedem wolnych miejsc, ale tylko pięcioro lub sześcioro z was zdoła przejść test. Wolę mieć pięcioro odpowiednio przeszkolonych niż dziesiątkę, która nie spełnia wszystkich wymagań.

Jeden ze strażaków podał jej kartkę papieru.

— Teraz będę wyczytywała wasze nazwiska. Wywołany ma podejść do strażaków, którzy pomogą wam zapoznać się ze sprzętem. Potem rozpocznie się właściwy test. — Popatrzyła na jednego z kandydatów i uśmiechnęła się blado. — Powodzenia, Anderson…

* * *

Wendy zarzuciła na siebie ciężki kombinezon i zaczęła go dopinać. Kiedyś słyszała anegdotę, że jest wiele sposobów jego zakładania, ale tylko jeden gwarantuje przeżycie w ciężkiej sytuacji. Co za pożytek z tak niepraktycznego sprzętu? Na ścianie nad szafką znajdował się napis: „Kombinezon ochronny jest jak zbroja". Wiele razy próbowała się dowiedzieć, skąd pochodzi cytat, ale strażacy byli bardzo tajemniczy i nie pomogli jej zaspokoić ciekawość.

Sięgnęła w głąb schowka i wyciągnęła maskę przeciwgazową. Posmarowała jej brzegi wazeliną, wybierając ją jako najmniej obrzydliwą substancję odkażającą. Co prawda do tego nadawała się także oliwka dla dzieci, ale ta w wysokiej temperaturze parowała, wydzielając nieprzyjemne gazy. Wazelina także parowała, ale przynajmniej nie śmierdziała jak spalone włosy. I człowiek nie przechodził jej smrodem.

Wendy sprawdziła butlę z tlenem i resztę ekwipunku. Co prawda nie podejrzewała, żeby zastawiono jakieś „pułapki", wolała jednak nie pozostawiać swojego losu przypadkowi; kiedy wszędzie dookoła będzie unosił się dym, będzie potrzebowała czystego powietrza.

Wszystko był w jak najlepszym porządku, ale dla pewności Wendy odkręciła tlen i kilka razy głęboko odetchnęła.

I wtedy z rurek zaczął wydobywać się dym. Był sztucznie generowany, gdyż strażacy nie chcieli ryzykować rozpalania ognia. Mimo to wyglądał jak prawdziwy. Wendy miała wrażenie, że za chwilę płomienie zaczną ją lizać.

Choć miała być piąta w kolejce, przed nią stała tylko jedna osoba. Już po chwili pierwszy z kandydatów wszedł na dach budynku i zaczął wspinać się po linie. Spod sufitu zwieszała się ogromna ilość lin, co przypominało pajęczą sieć. Jak się okazało, wspinanie się po nich było integralną częścią sprawdzianu. W podziemnym mieście było wiele szczelin i przepastnych wyrw. Nigdy nie wiadomo, czy strażacy nie będą musieli przedostawać się po linie do jakiegoś odległego miejsca, dlatego jedną z najważniejszych umiejętności strażaka było wykonywanie różnych węzłów oraz brak lęku przed dużymi wysokościami.

Wendy zadrżała. Nie miała lęku wysokości, wręcz przeciwnie, ale wiedziała, co ją czeka w razie upadku.

— Curnmings.

Potrząsnęła głową, przetarła oczy i założyła okulary. Ze zdziwieniem zobaczyła, że pierwsza osoba z kolejki zeskoczyła z platformy w niewielki otwór i zniknęła.

— Tak?

— Twoja kolej — powiedział strażak.

— Jasne.

Doskonale znała tego strażaka. Ba, większość zespołu nie była jej obca, ale w trakcie testów mieli pozostawać wobec siebie całkowicie obojętni. Mimo wszystko byłoby jej miło, gdyby ktoś się uśmiechnął, życzył szczęścia lub dał znak, że ją dostrzega. Przez cztery cholerne lata służyła w jednostkach rezerwy i dopiero teraz otrzymała szansę na wzięcie udziału w testach. Przez chwilę stała nieruchomo, mając nadzieję, że usłyszy choć słowo, ale żadne nie padło.

— Cummings… Przed tobą osiem zadań: wspinaczka po drabinie, balansowanie na drabinie, dźwiganie ciężarów, obsługa hydrantu, przejście przez labirynt, wyważanie drzwi, ćwiczenia na wysokości, posługiwanie się wężem i przenoszenie manekina. Czy wiesz, o co w nich chodzi?

— Tak — odparła. Pytanie było zwykłą formalnością. Jej głos został zniekształcony przez maskę.

— Na każdym z postojów będzie czekał strażak, który skieruje cię do następnego zadania. Czas ich wykonywania będzie mierzony Jeżeli wpadniesz na poprzedzającą cię osobę, możesz zaczekać i ten czas zostanie odliczony. Twoja sprawność i czas zostaną potem przeliczone na punkty. Żeby zdać egzamin, musisz uzyskać osiemset punktów. Czy to jasne?

— Tak.

— Dodatkowo istnieje kilka sytuacji, które mogą cię zdyskwalifikować. Jeżeli upuścisz ciężar, nie wyłamiesz drzwi, trafisz na zapadnię w labiryncie lub upuścisz manekina, wtedy automatycznie oblewasz test. Rozumiesz?

— Tak.

— Pojęłaś wszystkie wymagania dotyczące zaliczenia testu?

— Tak.

— Doskonale — powiedziała Connolly i rozejrzała się dookoła, a potem szepnęła jej na ucho: — Nie upuść manekina.

Spojrzała na zegarek, uruchomiła stoper i krzyknęła:

— Ruszaj!

Wendy ruszyła biegiem w stronę drabin. Nie musiała biec sprintem, ważne było utrzymanie jednostajnego tempa. Kobiety nawet w fantastycznej formie opadały z sił w połowie zadania, jeśli tylko nierównomiernie je rozłożyły.

Na ścianie wisiały trzy drabiny, a po lewej stronie każdej z nich znajdował się hak. Zadanie było proste. Musiała zamocować wszystkie drabiny na hakach. Był to sprawdzian górnych partii mięśni. Każda drabina ważyła około dwudziestu kilo i jej zawieszenie było nie lada wyczynem dla przeciętnie zbudowanej kobiety.

Szczęście jej sprzyjało i w krótkim czasie uporała się z zadaniem. Podobnie poszło z drugim, kiedy musiała balansować na drabinie, a potem ponownie ją zawiesić. Zadanie było trudniejsze niż przypuszczała, jeden nieuważny ruch mógł bowiem zakończyć się zawaleniem całej konstrukcji, a to automatycznie oznaczało oblanie testu.

Trzecie ćwiczenie — przeniesienie ciężkiego ładunku wąskimi schodkami na górę — dało jej się mocno we znaki. Miała wnieść na piąte piętro dwa dwudziestopięciometrowe odcinki węża, wylot wody i zaczep do hydrantu. Dodatkowo wnętrze budynku zasnute było gęstym czarnym dymem, który utrudniał widzenie. Wendy ledwie dźwignęła ciężar, który musiał ważyć przynajmniej pięćdziesiąt kilo, i pociągnęła go na górę. Zasadniczo powinna była utrzymywać szybkie tempo wspinaczki, ale jeszcze nikt nie zdołał tego zrobić. Z trudem gramoliła się po stopniach, a każdy kolejny krok okupiony był silnym bólem. W okolicach trzeciego piętra zdała sobie sprawę, że jeśli przystanie, to już więcej nie ruszy. Zacisnęła zęby i spływając potem, wdrapała się na ostatni poziom. Kiedy zobaczyła czekającego tam strażaka, omal nie rozpłakała się ze szczęścia. Pomimo gęstego dymu i zmęczenia, wdrapała się w końcu na szczyt. Ostrożnie położyła pakunek na podłodze, aby wykorzystać krótką chwilę na odpoczynek. Potem zbiegła na dół, gdzie strażak skierował ją do labiryntu.