— Ten zgadza się z wykresem z książki.
— Racja. Jedyne różnice, jakie występują, są osobniczo uzasadnione. Co dziwniejsze, jej stan alfa jest najzupełniej normalny.
— To dlaczego uważa pani, że została opętana? — spytał Mosovich, unosząc w zdziwieniu brwi.
— Niech pan posłucha — powiedziała Richards, opadając na oparcie fotela. — Nikt z nas nie jest ekspertem. Ja byłam cholernym lekarzem rodzinnym, zanim zesłano mnie tutaj na dół. Mamy jednego, powtarzam, jednego psychologa, który przed wojną był ekspertem od zaburzeń snu. Wszyscy jesteśmy zadziwieni tym… fenomenem. Doszliśmy do wniosku, że w ciele Annie Elgars znajduje się więcej niż jedna osoba. Nie mówię o osobowości, ale o osobie. Co gorsze, dominująca świadomość nie należy do Elgars.
— Jak to? — spytał Mosovich, powtarzając sobie w duchu, że Mansfield ma u niego cholernie wielki dług.
— Chodzi głównie o wspomnienia. Ona ma takie, których nie ma prawa mieć. — Richards zajrzała do notatnika, przerzuciła kilka kartek i spytała: — Widział pan film Top Gun?
— Tak — odparł Mosovich. — Nawet kilka razy.
— Oglądał go pan, kiedy wszedł do kin?
— Chyba tak… To było w osiemdziesiątym drugim. A może osiem dziesiątym czwartym? Mieszkałem wtedy w Bad Tolz.
— Film wszedł na ekrany w osiemdziesiątym szóstym — powiedziała Richards, zaglądając do notatek. — Elgars wyraźnie pamięta, że widziała go w kinie, a potem pojechała samochodem do przyjaciela. Zaznaczam, że sama prowadziła samochód.
— Co w tym dziwnego? — spytał Mueller.
— To, że w osiemdziesiątym szóstym roku Annie Elgars miała dwa lata. — Richards zdjęła okulary i przetarła oczy. — Nawet najbardziej liberalni rodzice nie pozwolą dwulatce jeździć samochodem, chodzić do kina i nocować u przyjaciół. Poza tym Annie ma inne wspomnienia związane z tym filmem. Twierdzi, że pierwszy raz widziała go w domu, w telewizji.
— O rany — wyrwało się Muellerowi. — To się nazywa… syndromem przeszczepionych wspomnień?
— Co, proszę? — spytał Mosovich.
— Rzeczywiście, wzięliśmy pod uwagę, że to może być klasyczny przypadek przeniesionych wspomnień, żeby nie powiedzieć, że fizycznie przeszczepionych. Wykryliśmy blizny na tkance. Przypomina to przeszczepianie wątroby, ale cokolwiek Kraby zrobiły, przekracza to nasze pojmowanie. Wydaje nam się, że same fizyczne zabiegi nic by nie dały. Uważamy, że Kraby wsadziły jakąś osobę w ciało Elgars. Dziwne wspomnienia, jakie u niej rejestrujemy, są odbiciem tego zabiegu. Ciężko jest pozbyć się wirusa z komputera, a co dopiero działać w mózgu człowieka.
— A więc twierdzi pani, że Annie Elgars jako osoba nie żyje? — spytał Mosovich. — Teraz to ktoś inny, tak?
— Coś w tym stylu, ale proszę mnie nie pytać o szczegóły. To zakrawa na debatę o duszach, a ja nie jestem teologiem, żeby rozprawiać o naturze człowieka. Wiem tylko, że biologia ma wpływ na zachowanie człowieka; tyle dowiedli naukowcy. Nie wierzę w determinację osobowościową, ale Annie Elgars nie jest już sobą, podobnie jak nie stała się tym człowiekiem, którego wspomnienia „załadowano" do jej mózgu.
— A jak to się ma do fal alfa? — spytał Mueller.
— To trochę odmienna sprawa. Annie nie tylko ma czyjeś wspomnienia, ale także umiejętności. Uważamy, że niektóre z nich są integralną jej częścią, inne zaś zostały „nabyte" w trakcie transferu. Kiedy Annie napotyka nie znaną jej sytuację, musi przeszukać swój mózg, aby sprawdzić, czy wie, jak sobie z nią poradzić. To proces, z którego nie zdaje sobie sprawy, ale można mieć podejrzenia co do jego wpływu na jej osobowość i zachowanie.
— W porządku. Niewierny, kim ona jest — powiedział Mosovich. — Dla mnie ważna jest odpowiedź na pytanie, czy nadaje się na żołnierza. Potrzebujemy każdego, jaki wpadnie nam w ręce — Czy ona może służyć w wojsku?
— Może — odparła Richards. — Prawdę mówiąc, Annie została zaprogramowana tak, żeby być żołnierzem. Zna się na ładunkach wybuchowych, jest doskonałym snajperem. Jednym słowem, to urodzony żołnierz. Pozostaje jednak pytanie, kim jeszcze jest Annie Elgars.
Wendy nacisnęła przycisk otwierający drzwi. Te z cichym szumem odsunęły się, ukazując postacie w mundurach.
— Chodźmy do biura — powiedziała, kołysząc kwilącą Bamber.
Mueller rozejrzał się dookoła i rzucił z lekkim uśmieszkiem:
— Myślałem, że to jest pani biuro.
— Skończyłam pracę na dziś, więc możemy stąd iść. Czego panowie chcą?
— Przyszliśmy zobaczyć się z kapitan Elgars — wyjaśnił Mueller. — Ze zdjęcia wnioskuję, że to nie jest pani, ale bardzo mi miło panią poznać, panno…
— Cummings — odparła Wendy, uśmiechając się promiennie. — Wendy Cummings.
— Starszy sierżant Mueller. Jestem oczarowany. Czy kapitan Elgars może poświęcić nam chwilę uwagi? — spytał, krzywiąc się, kiedy maleństwo zaczęło głośno płakać.
— Jasne, zaraz ją zawołam. Proszę wejść.
Weszli do środka, omijając Kelly, która zaczęła na środku podłogi układać z klocków naturalnej wielkości tygrysa. Mueller spojrzał na Mosovicha i wzruszył ramionami. W pomieszczeniu panował harmider, ale hałas szybko umilkł, kiedy dzieci zauważyły żołnierzy. Chwilę później zebrały się wokół nich, spoglądając rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
— Jest pan prawdziwym żołnierzem? — spytała dziewczynka. Jej oczy były brązowe i wielkie jak spodki.
— Tak — odparł Mueller, siadając na ziemi, żeby znaleźć się na tej samej wysokości. — A ty jesteś prawdziwą małą dziewczynką?
Dziecko roześmiało się, a któryś z chłopców, ośmielony jej pytaniem, wskazał na broń i spytał:
— A to prawdziwa broń?
— Tak, ale jak jej dotkniesz, to ci przetrzepię skórę — powiedział Mosovich grobowym głosem.
— Karabiny nie są dla dzieci, synu — powiedział przyjaznym tonem Mueller. — Jak masz na imię?
— Nathan. Jak będę duży, też będę zabijał Posleenów.
— Bardzo dobrze — rzekł Mueller. — Ale żeby mieć duży karabin, musisz nauczyć się posługiwać małym. Jak będziesz jadł warzywa i urośniesz, zostaniesz żołnierzem. Wtedy będziesz mógł przez cały dzień walczyć.
— I nie zmęczy się? — spytała dziewczynka.
— Cóż… — Mueller rzucił rozbawione spojrzenie Mosovichowi. — Czasem może trochę się zadyszy.
— No, dzieci, czas na obiad — powiedziała Shari, wychodząc z zaplecza wraz z Wendy i Elgars. — Nie męczcie już panów, umyjcie ręce i grzecznie siadajcie.
— Jestem Annie Elgars — powiedziała blondynka, ignorując biegające wokół niej maluchy. Na rękach i policzku miała ślady zasypki.
— Pani kapitan, jestem starszy sierżant sztabowy Mosovich, a to starszy sierżant Mueller. — Mosovich przerwał na chwilę i zamyślił się. — Pani dowódca, pułkownik Cutprice, wysłał wiadomość do jednego z moich żołnierzy z poleceniem odnalezienia pani i wydostania z łap lekarzy. Nie wiem, czy pamięta pani Nicholsa, który był z panią na kursie snajperskim. Podczas ostatniej misji zdrowo oberwał, dlatego przyjechałem tutaj z Muellerem. I oto jesteśmy.
— Macie mnie wyciągnąć z łap konowałów?
— Czy możemy gdzieś spokojnie porozmawiać? — spytał Mosovich, spoglądając na dzieci, które wybiegły z łazienki. — Gdzieś, gdzie jest ciszej.
— Nie za bardzo — odarła Elgars. — W kuchni też panuje harmider, a do moich kwater jest dość daleko. Nie mogę tracić aż tyle czasu.