Выбрать главу

Ponownie dotknął manetki sterującej kamerą, koncentrując jej obraz na kierowcy. Jake siedział za kółkiem, a miejsce obok niego zajmował jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej Mueller, O dziwo, na jego kolanach siedziała dwójka maluchów, a z tyłu, jeśli starego O’Neala nie mylił wzrok, kobieta, która także opiekowała się gromadką maleństw. Dziwna kompania. Ale czyż nie o taką właśnie wizytę modlił się przez ostatnie miesiące? Najwidoczniej Bóg w niebiosach go wysłuchał.

Kiedy nacisnął przycisk otwierający bramę, u góry schodów dał się słyszeć pełen wściekłości krzyk.

— Gdzie są moje narzędzia?!

Cally wreszcie znalazła coś, na czym mogła wyładować swoją złość.

— Patrzyłaś na biurku?

— Nawet nie próbuj mówić do mnie tym tonem, ty stary capie! — padła pełna wściekłości odpowiedź. — Oczywiście, że patrzyłam na biurku.

Czas uciekać z domu, pomyślał. Byle dotrzeć do drzwi, zanim Cally zejdzie na dół.

— Przed chwilą ich tutaj nie było! — powiedziała, ciężko dysząc i wymachując owiniętymi w szmatki narzędziami jak bronią. Dziewczyna była wzrostu dziadka, miała długie włosy i zgrabne nogi. Najbardziej jednak zwracały uwagę jej błękitne oczy. Dziadek często żartował, że to dar od Boga, iż urodę odziedziczyła po matce, a nie po ojcu. Jednak to właśnie przez tę urodę, a także kilku niedoszłych adoratorów oraz młody wiek dziewczyny na płocie wisiała tabliczka „Intruzom grozi śmierć".

— Cally — powiedział Papcio O’Neal. — Uspokój się. Znalazłaś narzędzia, to…

— Nawet nie próbuj mówić, że to przez hormony!

— Zamierzałem powiedzieć, że będziemy mieli gości. Mosovich wiezie tutaj gromadkę kobiet i dzieci.

— Uchodźcy? — spytała zatroskana, odkładając narzędzia do czyszczenia broni i podchodząc do monitora.

— Nie sądzę — odparł O’Neal, ruszając ku drzwiom. — Myślę, że to po prostu goście.

— Rozumiem — mruknęła, odbezpieczając bezwiednie broń. — Zaczekam w środku.

— Po prostu postępuj według procedur i… nie wychodź przed szereg.

— Jasne — mruknęła z zakłopotanym wyrazem twarzy. — Czy ja kiedykolwiek wychodziłam przed szereg?

* * *

— Jezu Chryste, kto to jest? — spytał Mueller.

— To stary Mike O’Neal — wyjaśnił Mosovich. — Poznałem go jakiś czas temu w miejscu, które nazywaliśmy Piekłem.

— Nie chodzi mi o niego — odparł Mueller, pokazując na werandę. — Dziewczyna.

Mosovich rzucił przeciągłe spojrzenie i kiwnął z uznaniem głową.

— Ładna, ale ona ma dopiero dwanaście… może trzynaście lat. Jest za młoda dla ciebie, nawet według prawodawstwa Północnej Karoliny.

— Zalewasz. Musi mieć koło siedemnastu lat.

— Ani trochę, stary. I lepiej trzymaj gębę na kłódkę, jeśli chcesz żyć. Jeżeli O’Neal nie zabije cię za takie gadanie, ja to zrobię. Jeślibyś jakimś cudem przeżył, to ona cię wykończy. Nie ma na to dowodów, ale podobno kilku jej absztyfikantów już wącha kwiatki od spodu. Co najważniejsze, jej ojcem jest „Żelazny" Mike O’Neal z piechoty mobilnej. A musisz wiedzieć, że jest on także twoim zwierzchnikiem i może dokonać polowej egzekucji, jeśli uzna to za stosowne. Czy krótka randka z Cally O’Neal warta jest narażania się na potrójny zgon? Dlatego żadnego puszczania oczek i umizgów, zrozumiano?

— Bez najmniejszych problemów, Jake — odparł ze śmiechem Mueller. — Ale i tak muszę obejrzeć jej dowód albo identyfikator, bo nie uwierzę, że ma mniej niż osiemnaście lat.

— Przepraszam za tę sceną — rzucił przez ramię Mosovich.

— Nie ma za co — odparła Elgars. — To profesjonalny ochrzan podwładnego. Muszę się tego nauczyć, skoro jestem kapitanem, prawda?

— Właśnie. — Mosovich zaczerpnął tchu i powoli wypuścił powietrze z płuc.

* * *

— Co tam się dzieje? — spytała Cally.

— Nic specjalnego, ktoś dostał ochrzan — odparł Papa O’Neal. Mikrofon, do którego mówił, był ukryty za kołnierzykiem koszuli, a słuchawka bezpiecznie tkwiła w uchu.

O’Neal służył w wojsku od początku świata albo od wojny w Wietnamie, zależnie od tego, co było pierwsze. Nie oznaczało to jednak, że nie starał się być na czasie. Systemy obronne farmy zasługiwały na miano sztuki, a ich podstawę stanowiły aparaty stosowane jedynie przez Flotę. Cóż, kiedy się pilnuje córki żywej legendy, trzeba zastosować wszystkie możliwe środki bezpieczeństwa.

Teren wokół domu naszpikowany był minami, czujnikami i kamerami, a sama posiadłość bardziej przypominała twierdzę niż dom. Te wszystkie zabezpieczenia były powodem do żartów i zabawnych sytuacji, zwłaszcza gdy O’Neala odwiedzali przyjaciele. Kiedy jeszcze mieszkali w okolicy, stary O’Neal wydawał przyjęcia. To, co się na nich działo, przeszło do lokalnej legendy, a od czasu do czasu gospodarz w żartach straszył ujawnieniem taśm z nagraniami.

Ale przyjaciele odeszli. Większość z nich po zabiegach odmładzających rozproszyła się na różnych polach bitew, broniąc Stanów przed barbarzyńskim najazdem obcych. Na miejscu pozostał tylko Papa Mike, którego rząd nie uznał za godnego ponownego powołania do służby.

Choć O’Neala gryzło to, że został w domu, dostrzegał też pozytywne strony tej sytuacji. Mógł pilnować farmy i swojej wnuczki.

— O co mogło im pójść? — spytała zaciekawiona Cally.

— Pewnie ten twardziel wpadł na pomysł zawarcia bliższej znajomości z tobą.

— I co z tego?

Panie mój w niebiosach, pomyślał O’Neal, dlaczego nie mogłem polec gdzieś chwalebną śmiercią zamiast być torturowany przez kobiety?

* * *

Wendy rozejrzała się dookoła, pomagając Susie wysiąść z pojazdu.

Farma była niewielka i położona w głębokiej dolinie, z dala od głównej drogi do Rabun Gap. Stoki były łagodne i porastały je gęste lasy. Przez dolinę przepływał wartki strumyczek. Dom O’Neala miał dwie kondygnacje; zbudowano go z drewna i kamieni. Weranda wychodziła na północ, gdzie rozciągały się pola. Z jednego z nich niedawno zebrano kukurydzę, na drugim dojrzewało jakieś zboże, a pozostałe były nie używane i teraz porastała je trawa przysypana liśćmi. Na wschodnim zboczu Wendy dostrzegła sad, a po przeciwnej stronie strzelnicę.

Dom przypominał małą twierdzę. Okna były niewielkich rozmiarów, głęboko osadzone w kamiennej części budynku. Nad werandą wznosił się balkon, który także przypominał fortyfikację: każdy, kto próbowałby szturmować główne drzwi, narażał się na ogień obrońców zgromadzonych na balkonie. Po zachodniej stronie domu, gdzie można by się spodziewać garażu, był okryty workami z piaskiem bunkier. Na jego szczycie umieszczono karabin maszynowy, który teraz wycelowany był w niebo. Przed wschodnim frontem budynku znajdował się sporych rozmiarów grill, którego niedawno używano.

W końcu Wendy także wydostała się z ciasnego humvee. Mimo że był dopiero wczesny wieczór, na zewnątrz było bardzo zimno.

Dziewczyna zadrżała, ale nie z powodu przenikliwego chłodu. Miała nadzieję, że gospodarze okażą się mili.

* * *

Mosovich uścisnął dłoń starego O’Neala.

— Jestem na twojej łasce, przyjacielu.

— Goście są zawsze mile widziani pod moim dachem — odparł z ciepłym uśmiechem Mike. — Pod warunkiem, że nie próbują dobierać się do mojego skarbu albo są kobietami.